Mural ładny jest i tyle. 

 

Ciche odsłonięcie na Smolki, mogłoby być zdecydowanie bardziej głośne…

 

Nowy mural autorstwa Arkadiusza Andrejkowa inspirowany fotografią pochodzącą z okresu Twierdzy Przemyśl, przedstawiający mieszkańców dawnej ulicy Cichej (obecnie Smolki), wielu się po prostu podoba. Fakt, praca uznanego artysty zdecydowanie lepiej wygląda na zabytkowej kamienicy, niż wcześniejsze bohomazy lokalnych kibiców. Niektórzy martwią się, jak długo utrzyma się na nowo wyremontowanej bocznej ścianie budynku. Na szczęście usytuowany jest dość wysoko. Ręką z ziemi go nie sięgniesz. 

 

Zdaniem innych, za wybór obrazu postaci austriackiego żołnierza CK, obrazującego zaborcę, powinna dosięgnąć kogoś kara, jak za czasów międzywojennej Polski, kiedy to za pochwalanie zaborcy groziło więzienie. Za muralem stoi Mirosław Majkowski, Przewodniczący Związku Gmin Fortecznych Twierdzy Przemyśl, który zaproponował i konsultował z mieszkańcami ulicy grafikę. – W tej armii służyli żołnierze różnych narodowości: Polacy, Rusini, Węgrzy, Słowacy – tłumaczy Majkowski. To mural poświęcony mieszkańcom tej ulicy - skoszarowanego żołnierza i mieszczki. Pierwszy z wielu, jakie mogą pojawić się w różnych miejscach Przemyśla i okolic, mające stworzyć szlak turystyczny, oddający obraz ówczesnej Twierdzy Przemyśl, z której znane w Polsce i świecie jest nasze miasto. 

 

Piotr Michalski – znany przemyski przewodnik turystyczny, pozytywnie ocenia lokalizację muralu i jego ideę. - Na przeciw tej kamienicy były koszary Landwery, czyli mural ma niewątpliwie związek z tym czasem i charakterem tej ulicy. I nie odbieram tego austriackiego żołnierza jako okupanta, a jedynie jako członka wielonarodowej i wielokulturowej społeczności załogi twierdzy Przemyśl.

 

Z tym zdaniem zgadza się także prof. Tomasz Pudłocki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, badacz przemyskich stosunków społecznych. - Zarzut upamiętnienia zaborcy jest bezzasadny. Czy Niemcy z Austrii tu nie mieszkali? Mural odwołuje się raczej do neutralnych i pozytywnych skojarzeń. Oczywiście, są ważniejsze sprawy niż murale, ale myślę że ten akurat jest ok

 

Dla autora artykułu, jedną z ważniejszych spraw jest umiejętne, wielopłaszczyznowe współdziałanie z mieszkańcami tam, gdzie jest to możliwe – w tym przypadku połączenie działań promocyjnych z rewitalizacją społeczną tej ulicy. Kiedyś nazywanej Cichą, po II wojnie światowej raczej cichą nie była. Cieszyła się nie najlepszą sławą. Zamieszkujących pod koniec XIX i w I połowie XX wieku zamożnych mieszkańców ulicy Cichej, zamienili lokatorzy kwaterunkowi ul. Smolki, mówiąc delikatnie, o nieinteligenckim pochodzeniu. O dawnej Cichej było głośno, lecz nie na takim rozgłosie Miastu zależało. Dzisiaj jest szansa na historyczną społeczną zmianę i wielkie promocyjne halo!

 

Skutki miejskiego zarządzania kamienicami odczuwają współczesne wspólnoty mieszkaniowe do dzisiaj. Borykają się ze stanem technicznym nieremontowanych latami budynków. Na szczęście, dzięki ostatnim przemianom społecznym, wiecznie awanturujących się lokatorów zamieniają powoli nowi, zamożniejsi i dobrze wykształceni mieszkańcy, szukający w gromadzie nowej wspólnoty społecznej. Te poszukiwania są widoczne w coraz bardziej aktywnej i prospołecznej postawie samych mieszkańców ulicy, członków Rady Osiedla i jego Zarządu – mural powstał m.in. przy ich aktywnym udziale. Wzorcem dla nich i szansą na odbudowę silnej społeczności mogą stać się dawni mieszkańcy tych budynków. Ich losy opisała w swoim dzienniku, opiekująca się tymi nieruchomościami podczas trzech oblężeń Przemyśla w latach 1914-1915 Helena Jabłońska, krewna generała Grandowskiego, do którego należało kilka tutejszych kamienic. 

 

Helena Jabłońska była lojalną obywatelką monarchii Habsburgów, ale okazywała także mocne zaangażowanie w polskie sprawy narodowe – pisze Stanisław Stępień we wstępie do opracowania Dziennika z oblężonego Przemyśla. - Czuła się polską patriotką, mającą nadzieję na odzyskanie przez Polskę niepodległości, choć początkowo w postaci zjednoczenia wszystkich ziem polskich pod berłem Habsburgów. Nie szczędziła więc sił i środków, aby wspomagać walczące już na froncie Legiony Polskie. Pamiętała o rocznicach narodowych, brała udział w uroczystościach religijnych o charakterze narodowym”. I co najważniejsze: „dziennik Heleny Jabłońskiej ma też ważny wymiar lokalny, ukazuje bowiem ówczesne przemyskie kręgi inteligenckie. Autorka sama należąc do warstwy inteligenckiej utrzymuje liczne kontakty towarzyskie z nauczycielami, prawnikami, lekarzami, duchownymi obu katolickich obrządków. Zaś jako administratorka poważnego majątku zmuszona jest kontaktować się służbowo z ówczesnymi urzędnikami, wojskowymi, handlowcami, różnego rodzaju przedsiębiorcami i fachowcami. (…) Na podkreślenie zasługuje także jej osobista postawa pełna ducha chrześcijańskiego, choć sama pod wpływem otaczającej ją niesprawiedliwości i grozy wojny miewa okresy zwątpienia, ale nie wpływa to na jej postawę, modlitwę, częste odwiedzanie grobu męża, troskę o matkę, krewnych, a także zwykłych bliźnich, których spotyka na swej drodze życia. Nikomu pomocy nie odmawia, nawet z przypadkiem spotykanymi żołnierzami dzieli się ostatnią kromką chleba. Sama słaba i schorowana znajduje czas, by pocieszyć rannych leżących w prowizorycznie zorganizowanych w twierdzy szpitalach, by dla nich coś ugotować, zanieść kromkę chleba i posiedzieć przy cierpiących. Nie koncentruje się jedynie na własnych problemach, ale jest bardzo otwarta na kontakty z otoczeniem.

 

Tej otwartości dzisiaj nam wszystkim brakuje.  Obecni mieszkańcy ulicy Smolki (i nie tylko) mogliby się jej uczyć od autorki wspomnianych dzienników. Potem już tylko krok do nowego otwarcia w historii tej bogatej w tradycje mieszczańskie ulicy i mieszkających przy niej wielkich osobowości Przemyśla. Ich postaci powinny wypełnić wolne miejsce przy odsłoniętym muralu i wolnych miejscach na ścianach innych budynków oraz inskrypcje na tablicach pamiątkowych na kamienicach, w których mieszkali. Na Święcie ulicy Smolki, przy wspólnym stole ustawionym między chodnikami, głośno będzie można wspominać tradycje dawnej ulicy Cichej. 

 

Bo mural ładny jest i tyle. A to zdecydowanie za mało. W miarę jedzenia apetyt rośnie!  

 

 

M.Sidor

Zdj.M. Wolański, UM, M.Sidor

 


Przemyski Jarmark Bożonarodzeniowy na rynku i w internecie  

Od 17 do 20 grudnia na przemyskim rynku w bajecznie przystrojonych straganach można będzie zakupić przeróżne cudeńka – szopki, bombki choinkowe, wigilijne dekoracje i stroiki, wyroby rękodzielnicze, biżuterię, szkło, kalendarze, miody i choinki. - Niestety, ze względu na wytyczne inspektora sanitarnego, nie będzie możliwa sprzedaż świątecznych przysmaków: pierogów, uszek, domowych ciast, ciasteczek, wędlin, serów, ryb czy grzańców – czytamy w komunikacie Urzędu Miejskiego w Przemyślu, organizatora wydarzenia.

Aby wspomóc lokalną branżę spożywczą i gastronomiczną, tak ciężko doświadczoną przez pandemiczne obostrzenia, urzędnicy postanowili stworzyć na stronie https://jarmark.przemysl.eu/  wirtualną wersję jarmarku, która ruszy siedem dni wcześniej od tradycyjnej na rynku. Zawiera ona dwie kategorie – potrawy świąteczne i ozdoby świąteczne. Znajdziemy w nich wizytówki przedsiębiorców i usługodawców, które posłużą promocji oferowanych produktów i usług, dzięki zawartych w niej informacjom, fotografiom i danym kontaktowym oraz adresem strony www. Stąd już tylko krok do witryny internetowej wystawcy lub jego profilu na platformie Facebook, gdzie w jego własnym sklepie internetowym lub sklepie na facebook’u (to nowa usługa operatora), można dokonać zakupu on-line wybranych produktów. 

Warunkiem przyjęcia oferty i uczestnictwa w Wirtualnym Jarmarku Bożonarodzeniowym przez organizatora jest zgłoszenie uczestnictwa w poprzez wypełnienie interaktywnego – elektronicznego formularza zgłoszenia (https://jarmark.przemysl.eu/rejestracja/ ) oraz weryfikacja oferty handlowej wystawcy. Preferowany asortyment to ozdoby choinkowe, artykuły świąteczne, dekoracje, wyroby rękodzielnicze, rzemieślnicze, produkty regionalne, przedmioty artystyczne, pamiątki, słodycze, alkohole, kawa, herbata, miody, przetwory, wędliny i inne produkty spożywcze. 

Udział w wirtualnym jarmarku jest bezpłatny, ale objęty regulaminem - https://jarmark.przemysl.eu/regulamin/ . Jego promocją zajmą się pracownicy Urzędu Miejskiego wraz z członkami grupy Przemyska Gastronomia. - Będziemy wspólnie szeroko promować świąteczne oferty w mediach, a pomoc swoją również zdeklarowało Radio ESKA – czytamy w jednym z postów w grupie przemyskich restauratorów. 

Jako redakcja Portalu Przemyskiego dołączamy się do tej ciekawej inicjatywy. Chętnie wspieramy „lokalsów”, zwłaszcza, że po okresie świątecznym Wirtualny Jarmark Bożonarodzeniowy może stać się zalążkiem całorocznej platformy promocyjnej Przemyśla i ofert turystycznych przez przemyskie i regionalne produkty i usługi. Udanych zakupów!

 

MPS

 

zdj.UM

 

 

 


Przejście w Malhowicach miało mieć charakter lokalny i turystyczny. Na zdjęciu tymczasowo otwarte przejście podczas imprezy Dni Dobrosąsiedztwa.

Miało być turystyczne, będzie tylko samochodowe?

 

Przez polskie niedopatrzenie i ukraiński brak uwagi, jeszcze długo przejście Malhowice-Niżankowice nie będzie miało turystycznego charakteru.

 

Z trzyletnim opóźnieniem, w 2021 ruszy budowa nowego przejścia granicznego Malhowice-Niżankowice. W przetargu organizowanym przez wojewodę podkarpackiego na inwestora zastępczego najkorzystniejszą ofertę złożyła firma Prokom Construction. Niestety w projekcie nie ma przejścia pieszo-rowerowego, które było wcześniej planowane!

Z opracowanego jeszcze w roku 2016 programu funkcjonalno-użytkowego drogowego przejścia granicznego Malhowice-Niżankowice wynika, że przejście miało mieć charakter osobowo-autobusowy z wydzielonym pasem dla ruchu pieszego i rowerowego. Planowano również, że będzie obsługiwało przewóz ładunków pojazdami o dopuszczalnej masie do 3,5 ton. Przejście miało być lokalne, przeznaczone dla zamieszkujących w jego rejonie oraz wykorzystywane w ruchu turystycznym. 

No to bardzo liczyły ówczesne władze Miasta Przemyśla i obecne Powiatu Przemyskiego. – Otwarcie nowego przejścia granicznego Malhowice –Niżankowice powinno nas ożywić gospodarczo – mówił w rozmowie z portalem RynekInfrastruktury.pl Jan Pączek, starosta przemyski. Ukraińcy robią zakupy w Przemyślu, kupują też w sklepach przy przejściach. To ożywienie gospodarcze nastąpi więc dzięki zwiększeniu obrotów handlu – podkreśla Jan Pączek. Dodajmy, że z analizy środowiskowej, przygotowanej w 2009 r. dla MSWiA wynika, że dziennie przekraczać tutaj granicę będzie 8 tys. podróżnych. Pracę znajdzie ok. 300 osób.

Na otwarcie przejścia czekają też Ukraińcy. – Władze Truskawca, dawnego słynnego polskiego uzdrowiska, gdzie do obecnej pandemii połowę kuracjuszy stanowili Polacy, liczą że szybko odbudują i zwiększą odzwiedzalność kurortu przez polskich turystów – mówi Karol Gajdzik, lokalny aktywista kolejowy, aktywnie wspierający w dążeniach turystycznych nie tylko władze Truskawca, ale i Sambora, Drohobycza czy Dobromila. Te liczą na wzrost turystyki sentymentalnej wśród Polaków, których korzenie wywodzą się z tego regionu.


Dostępniejsze turystycznie staną się także ukraińskie Karpaty i powstające tu jak grzyby po deszczu kurorty narciarskie i kąpieliska termalne – Karol Gajdzik. 

Niestety turystyczne nadzieje pokładane w tym przejściu, przez polskie niedopatrzenie i ukraiński brak uwagi, jeszcze długo nie będzie miało charakter w pełni turystycznego. Plan uwzględniający ruch pieszo-rowerowy w 2016 r. został zaakceptowany przez stronę ukraińską. Polska nota dyplomatyczna wystawiona z błędem nie uwzględniała ruchu pieszego na tym przejściu, czego nie dostrzegła strona ukraińska. W konsekwencji w roku 2017 Wojewoda Podkarpacki ogłosił przetarg na zaprojektowanie drogowego przejścia granicznego Malhowice-Niżankowice bez ruchu pieszego i rowerowego, co widać w obecnym projekcie. 

Mało, że budowa przejścia jest opóźniona o trzy lata, to kolejne trzy przyjdzie nam czekać na doprojektowanie przejścia pieszo-rowerowego w ramach robót uzupełniających, jeżeli w ogóle do nich dojdzie… 

Trochę na marginesie tematu wypada jeszcze wspomnieć o przejściu kolejowym Malhowice-Niżankowice, o otwarcie którego od 2016 roku walczą siostrzane stowarzyszenia polskie linia 102.pl i ukraińskie linia102.ua., a które również w znacznym stopniu przyczyniłoby się do rozwoju turystyki. Członkowie stowarzyszenia własnoręcznie oczyścili z zarośli ten szlak kolejowy 102, mając nadzieję, że przyspieszy to decyzje obu państw granicznych do rewitalizacji linii. Polska strona w osobie Marszałka woj. Podkarpackiego zapewniła, że jest gotowa przydzielić 3 pary pociągów dziennie do pierwszej stacji granicznej tzn. w Niżankowicach. – Deklaracje okazały się puste, bo rządy obu krajów nie mogą się porozumieć w kwestii wspólnych działań, mimo wielokrotnych zapewnień, że dostrzegają potencjał tej historycznej linii – mówi   Wacław Majka, działacz stowarzyszenia Linia102.pl – do jeżeli nie załatwimy tej sprawy przy okazji budowy przejścia drogowego, to temat już nie będzie miał szans powrotu – ocenia Majka. 

Miało być tak pięknie, a jest jak zwykle. Ogłaszany jest sukces, a jest klops…

 

Mariusz P. Sidor

 


Jak przemyski dworzec został Dworcem Roku.

Dworzec w Przemyślu zdobył największe uznanie wśród głosujących w internetowym plebiscycie na Dworzec Roku. Otrzymał aż 4881 głosów. Zza kulis wiemy, że prowadzenie uzyskał w miarę szybko i utrzymał je do końca głosowania dzięki intensywnej promocji i udostępnianiu postów w mediach społecznościowych przez lokalnych społeczników, dla których kolej, jej historia i i znaczenie dla przyszłości Przemyśla jest ważna. Działają od lat na rzecz zachowania dziedzictwa kolejowego, rekonstrukcji linii kolejowych i rozwoju turystyki. Wiedzieli, że dzięki uzyskaniu wysokiej pozycji w rankingu, będą ojcami skutecznej promocji Przemyśla. Nie wymieniamy ich nazwisk, bo chcą pozostać anonimowi, ale przemyślanie zapewne domyślają się o kogo chodzi.

Ale jak to bywa, sukces ma zawsze wielu ojców. Nagle okazało się, że przemyski dworzec jest NASZ! Nie PKP Nieruchomości, czy PKP Polskie Linie Kolejowe, ale NASZ! – o czym obwieszczają wszem i wobec posty Urzędu Miasta i Prezydenta na FB. Autorzy dziękują jednocześnie głosującym za aktywność: - Nagroda publiczności to zawsze ta „najważniejsza” nagroda!!! – twierdzi w swoim wpisie Wojciech Bakun, prezydent miasta, który na problemy, na jakie do dzisiaj napotykają podróżni korzystający z przemyskiego dworca, zazwyczaj bywał ślepy, twierdząc, że nie może im przeciwdziałać, bo dworzec nie jest Miasta. Zresztą tak samo argumentował swoją obojętność także prezydent kilku poprzednich kadencji.

A przecież od dawna wiadomo, tj. od zakończenia renowacji w 2012 roku, że dworzec nie miał szczęścia, a właściwie, że podróżni nie mieli szczęścia być na nim odpowiednio obsłużeni. Niedawno - około rok temu, po licznych interwencjach prasowych, uruchomiono drugą poczekalnię, bo podróżni z braku siedzeń okupowali parapety, i obszerną przechowalnię bagażu . Otwarto w końcu restaurację, która jest perłą przemyskiej architektury, choć jak to zwykle bywa, oceny klientów bywają różne. Do dzisiaj nie pracują windy, a podróżni korzystający z połączeń międzynarodowych kluczą po schodach z walizkami między peronami - bo kierunkowskazy są niejasne, a bramka ułatwiająca i skracająca drogę podróżnym, została otwarta dopiero z inicjatywy społeczników kolejowych. Ci wiedzą o tym, że dworzec jest nasz i świadczy o nas, dlatego walczą o jego funkcjonalność i przyjazność. Przekonują władze Przemyśla do skomunikowania połączeń kolejowych z autobusowymi, do lepszego wykorzystania go w promocji turystycznej miasta i regionu, do ożywienia muzealno-kulturalnego zabytkowych murów dworca, ale ciągle słyszą, że dworzec nie jest Miasta.

Przy takim podejściu Ratusza, przemyski dworzec nie ma szans na wysoką pozycję w głównym konkursie Dworca Roku, bo ocenie profesjonalnego jury podlegają: otoczenie w postaci infrastruktury kolejowej służącej obsłudze podróżnych (dojścia, przejścia podziemne i nadziemne, perony, system informacji pasażerskiej) i powiązanie obiektu z otoczeniem (przystanki, parkingi, elementy małej architektury, itp.). Ratusz znowu powie - dworzec nie jest nasz, to nie nasze zadania.

Czy aby na pewno? Jury przyznało Goczałkowicom-Zdrój nagrodę główną ze względu na ,,wzorową rewitalizację dziedzictwa architektury kolejowej, umiejętne dostosowanie do zmieniających się potrzeb w zakresie obsługi podróżnych, twórczą i społecznie korzystną adaptację dla publicznych funkcji, które w nowym wymiarze integrują dworzec z życiem miasta, odwagę władz samorządowych do realizowania niekonwencjonalnych pomysłów na kształtowanie przestrzeni dworcowej".

Niestety tej odwagi i przede wszystkim chęci władzom Przemyśla brakuje. Łatwiej bowiem powiedzieć - to nie nasz dworzec, to nie nasz most, to sprawa kolei. Gdy przychodzi sukces wypracowany przez społeczników, władze miasta pierwsze wystawiają pierś do orderu. Wniosek - ślepota czasami ustępuje w blasku orderu.

W 2002 r. dworzec w Goczałkowicach strawił pożar. Lokalne władze postanowiły wykorzystać atrakcyjne położenie dworca i dziedzictwo historyczne kolei. W 2013 r. samorząd przejął budynek i stworzył w nim Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego „Stary Dworzec”. Otwarcie nowego obiektu odbyło się w kwietniu 2016 r. Znajdują się tam poczekalnia dla podróżnych, Punkt Informacji Turystycznej, przechowalnia bagażu, wypożyczalnia sprzętu rekreacyjnego, mini biblioteka, kącik dla maluchów oraz toalety. Ponadto, dla miłośników flory i fauny na peronach, od strony zalewu zainstalowano lunety obserwacyjne. Na pierwszym piętrze znajduje się studio jogi, strefa zdrowia oraz przestrzeń wykorzystywana do prezentowania tymczasowych wystaw. Ostatnie piętro daje miłośnikom kolei możliwość wynajęcia noclegu w klimatycznym apartamencie.

Mariusz P. Sidor

zdj. Dworzec Roku


Jaką umowę podpisać z wykonawcą usługi?

W branży usług często zawieraną umową w ramach realizacji zlecenia jest umowa ustna. Jest ona tak samo wiążąca jak dokument spisany na papierze. Umowa pisemna ma jednak przewagę nad porozumieniem słownym i lepiej zabezpiecza interesy obu stron. Serwis Fixly podpowiada, jaką umowę podpisać i na co zwrócić przy tym uwagę.

Warto wiedzieć, że w świetle polskiego prawa nie ma obowiązku podpisywania umów na kartce papieru. Do jej zawarcia dochodzi również wtedy, gdy wszelkie negocjacje i ustalenia nie zostają spisane, a jedynie przekazane słownie. Umowa ustna ma swoje miejsce w polskim prawie i regulowana jest art. 72 Kodeksu Cywilnego: Jeżeli strony prowadzą negocjacje w celu zawarcia oznaczonej umowy, umowa zostaje zawarta, gdy strony dojdą do porozumienia co do wszystkich jej postanowień, które były przedmiotem negocjacji.

W przypadku wielu drobnych usług to całkiem zasadne rozwiązanie. Gdy w grę wchodzi naprawa zlewu, wymiana tapicerki czy jednorazowe posprzątanie mieszkania raczej mało kto chce spisywać wszystko w formie dokumentu na papierze. Inaczej jednak sprawa wygląda w przypadku dużych zleceń, które wiążą się z długim czasem realizacji prac i wysokim wydatkiem ze strony zlecającego. W takich sytuacjach umowa pisemna jest najlepszą formą zabezpieczenia interesów obu stron.

Taki dokument nie pozostawia wątpliwości, co do zakresu prac, terminów, wynagrodzenia i wszelkich innych zobowiązań każdej ze stron. Jest również nieoceniony w przypadku ewentualnego sporu, który wynikać może z niedotrzymania warunków zawartych w umowie, a w ostateczności niezbędny w procesie sądowym.” - piszą specjaliści z serwisu Fixly.

Często w branży usług stosuje się umowę o dzieło. Polega ona na tym, że wykonawca zobowiązuje się do wykonania określonego dzieła, zgodnego z założeniami zawartymi w dokumencie. Innymi słowy, wykonawca odpowiada za rezultat swojej pracy. Dla porównania, w przypadku umowy zlecenia, zleceniobiorca zobowiązuje się tylko do starannego i rzetelnego wykonywania pracy. Pewną formą umowy o dzieło jest umowa o roboty budowlane, którą można stosować, gdy mowa o pracach budowlanych, remontowych czy wykończeniowych.

Co powinna zawierać umowa o dzieło? Na początku należy wskazać strony umowy. Zlecający, jeśli jest osobą prywatną, podaje imię, nazwisko, adres zamieszkania, PESEL oraz numer dowodu osobistego bądź paszportu. Jeśli stroną jest firma, to musi umieścić w treści również NIP oraz REGON. Bardzo istotnym elementem jest przedmiot umowy. Dzieło, które ma być następstwem pracy wykonawcy, powinno być opisane możliwie szczegółowo, nie pozostawiając wątpliwości, co do efektu końcowego prac. Warto również zawrzeć informację o terminach poszczególnych etapów wykonania usługi oraz ewentualne kary za naruszenie postanowień umowy. Z punktu widzenia wykonawcy istotny będzie również zapis o wynagrodzeniu i formie jego zapłaty.

 

Więcej o informacji o umowach w branży usług można znaleźć w artykule na blogu Fixly.  

 

Artykuł sponsorowany. 

 


Dobro Przemyśla. Czyli konkretnie co?

Dobro Przemyśla. Po dwóch latach od wyborów, dalej nie wiemy co nim jest. Tymczasem kredyty należy spłacać. Wspólne działanie wymaga minimum porozumienia rządzących i opozycji w zasadniczych sprawach miasta. Przez dwa lata kadencji prezydenta Wojciecha Bakuna, Rada Miejska ani razu nie odbyła debaty na temat stanu miasta, najważniejszych jego problemów i pomysłów nad ich rozwiązaniem, której wynikiem byłby np. dokument określający, co radni rozumieją pod hasłem „dobro Przemyśla”.

Pierwszego roku, kiedy za obecnym prezydentem stała większość radnych, Bakun nie wykorzystał. Swoich obietnic wyborczych nie zamienił w program swojej pięciolatki. Nigdy go nie poznaliśmy. Dlaczego? Może dlatego, że myśli, iż trudno będzie go rozliczyć z deklaracji, które nie padły. W ten sposób nadwyrężył pokładany w nim przez przemyślan kredyt zaufania. Więcej, prezydent zaspał i po roku opozycja objęła większość w Radzie. Wspólnie dla Przemyśla pozostało już tylko w nazwie prezydenckiego klubu i od tego czasu jesteśmy obserwatorami przepychanek i pyskówek prawie przy każdym temacie, nad którymi radni obradują.

Rządzenie nie jest proste, bo wynik głosowań jest trudny do przewidzenia. Przewaga wynosi raptem jeden głos, w dodatku kluby nie są pewne swoich członków. Często nie pomaga nawet wprowadzenie dyscypliny klubowej. Radnych, bardziej niż wspólnota i konkretne rozwiązywanie spraw Przemyśla i przemyślan, interesuje wynik PR-owych czy ideologicznych pojedynków. Przy czym każdy deklaruje, że wszystko co robi, robi dla dobra miasta. M. in. w ten sposób za uchwałę „anty-LGBT” Przemyśl może stracić szanse na fundusze norweskie. Europejskie też stoją pod znakiem zapytania…

W formule ,,w trosce o dobro Przemyśla" - brać kredyt czy nie brać – zapytał mieszkańców na facebook’u Maciej Kamiński, przewodniczący Rady Miejskiej. Odpowiedział prezydent Wojciech Bakun i zarzucił Kamińskiemu wprowadzanie czytelników w błąd, żądając podania „całej prawdy - na co jest kredyt i z jakiego powodu ma być zaciągnięty?” 5,5 mln zł ma zasypać dziurę w budżecie po tym, jak miastu spadły dochody z podatków. A te zmalały ze względu na pandemię. – Postaram się jutro w wolnej chwili zamieścić rzetelne kompletne tłumaczenie sytuacji w jakiej znajduje się miasto- zadeklarował Bakun (na marginesie pisząc, deklaracji nie spełnił – nie pierwszy raz zresztą).

Jednak Kamińskiego bardziej interesowała odpowiedź na pytanie jednego z internautów, czy prezydent pamięta swoją deklarację wyborczą, w której obiecywał, że nie będzie brał kredytów? Ten nie bardzo pamiętał, co skrzętnie zostało mu wypomniane przez dyskutantów, jak i to, że nie ma pomysłów jak wybrnąć z obiecanek złożonych dwa lata temu. W internetowej dyskusji pojawiło się jeszcze kilka innych tematów: nieporządek w mieście, budowa centrum sportowo-rekreacyjnego z basenem, opłaty targowe na zielonym rynku itp… - Z całym szacunkiem Panie Prezydencie- napisała internautka- wybrano Pana w ramach protestu przeciwko uprawianej w mieście polityce przez Pana poprzednika. Ludzie wierzyli i mieli nadzieje. Spontanicznie Pana wybrali i ja też jestem Pana wyborcą (…). Ludzie tamtego i tamtej polityki mieli po prostu dość. Więc na co Pan liczy? Czy na to, że ten zadowolony i głupi lud uwierzy w Pana obietnice i znowu na Pana zagłosuje? Proszę się mocno zastanowić i postępować tak, aby Pana również nie mieli dość – zakończyła.

W odpowiedzi od prezydenta uczestnicy internetowej dyskusji usłyszeli, że Miasto spłaciło ponad 30 mln zł kredytu, więc po dwóch latach zadłużenie miasta spadło ze 152 mln do ok. 120 mln złotych. Bakun się chwalił, kontynuując - Zupełnie czym innym jest potrzeba przetrwania okresu pandemii, którego ani samorząd, ani rząd nie planował. Ale poradzić musimy sobie wspólnie, co jak widać nie wszyscy rozumieją, wyraźnie ,,pijąc" do Kamińskiego. - Ekonomia jest nieubłagana, jak chcemy wydawać (a czasami musimy), to musimy mieć wpływy. Jak widać nie każdy rozumie podstawy ekonomii – znów prezydent odgryzł się przewodniczącemu.

Mimo wielokrotnie powtarzanych dwustronnych deklaracji o współpracy dla dobra Przemyśla – internauci z niedowierzaniem dopytywali: - Dlaczego nie potraficie razem działać? Choćby w sprawie zadłużenia i tego jak pozyskać nowe dochody do budżetu miasta. Przecież to PiS zostawił Przemyśl w finansowej ruinie – wypominali Kamińskiemu internauci wspierający w dyskusji Bakuna. Nowy prezydent zapowiadał oszczędzać na wszystkim, by spłacić 150 milionów za poprzedników. I to w części zrealizował. Pozostała do spłaty kwota kredytów i obligacji w roku 2020 to 121 862 478,03 złotych. Pytanie, czy w 2021 roku budżet miasta uniesie obsługę zadłużenia pozostaje więc aktualne, mimo podjętego wysiłku spłaty i małego sukcesu opartego na kolejnym kredycie, z którym spłacono poprzedni. Aktualne więc pozostaje także pytanie, w jaki sposób i skąd zasilać miejski budżet w dochody? Tym bardziej, że średni spadek dochodów w gminach w 2020 roku z PIT wyniesie prawie 7 proc., a z CIT – blisko 8 proc. Jest on efektem zmian ustawowych w podatku dochodowym od osób fizycznych, który nie został samorządom zrekompensowany.

Dodatkowo na spadek dochodów wpływ mogą wywrzeć skutki pandemii, co jeszcze bardziej może skomplikować sytuację. Potrzeba więc nowych miejsc pracy, nowych firm i nowych dochodów! Jakie komunikaty w tej kwestii mają dla nas po dwóch latach liderzy rządzący Przemyślem? Jak w tym zakresie pojmują dobro Przemyśla i czy wiedzą jak je osiągnąć?

Równolegle z dyskusją nad kolejnym kredytem, radni powinni rozmawiać o rynku pracy. Ten kształtują stosunki pomiędzy pracownikami a pracodawcami. Prezydent Bakun lubi zrzucać z siebie odpowiedzialność, tam gdzie uważa, że prawo nie daje mu bezpośrednich kompetencji, możliwości reakcji i działania. Czy faktycznie Miasto nie ma wpływu na panujące na rynku pracy relacje? Gdyby tak było, kwestia bezrobocia nie byłaby debatowana w kolejnych kampaniach wyborczych. Kiedy Bakun obejmował funkcję prezydenta bezrobocie w Przemyślu wynosiło 10,6 proc. Dzisiaj jest nieznacznie wyższe - 11,2%, co po wiosennym, tegorocznym „lockdown’ie” pokazuje, że pracujący przemyślanie, mają stabilną pracę. Zapewne o takim, a nie innym wyniku bezrobocia, decydują stanowiska urzędnicze i mundurowe, oraz to, że tendencja z lat 2014/2018, kiedy mniej podmiotów gospodarczych wyrejestrowało działalność niż zarejestrowało, utrzymuje się (to po epidemii wymaga jednak sprawdzenia).

W Przemyślu pracodawcy narzekają na duży deficyt siły roboczej wśród osób młodych, niskie wykształcenie i słabe kompetencje. I mają rację. Potwierdza to wysoki odsetek bezrobotnych z wykształceniem podstawowym. To świadczy też o niedostosowaniu oferty edukacyjnej do potrzeb rynku pracy, ale także o skłonnościach do dziedziczenia negatywnych wzorców społecznych, bierności zawodowej, niskiej elastyczności zawodowej w kontekście przekwalifikowania, podnoszenia swoich kompetencji. Edukacja młodzieży, to kompetencje i odpowiedzialność Miasta. Określono co w tej dziedzinie radni uważają za dobro Przemyśla?

Z drugiej strony pracownicy i kandydaci na pracowników narzekają na wysokość osiąganych zarobków. One stanowią zasadniczy czynnik wyboru drogi kariery, określa atrakcyjność i jakość lokalnego rynku pracy. W przypadku niezaspokojenia potrzeby wynagrodzenia na odpowiednim poziomie następuje stopniowy odpływ wykwalifikowanej siły roboczej do większych ośrodków gospodarczych, bądź emigracja zarobkowa. I z tym zjawiskiem mamy do czynienia w Przemyślu. Temu Ratuszowi trudno faktycznie zaradzić. Nie jesteśmy szwajcarskim miastem, gdzie mieszkańcy mogą sobie uchwalić w referendum wyższe minimalne wynagrodzenie. Władze, w dialogu z pracodawcami mogą uzależnić wysokości miejskich podatków od wysokości płac netto wypłacanych swoim pracownikom lub od inwestycji gwarantujących nowe i trwałe miejsca pracy, wymagające np. specjalistycznego dokształcenia pracowników i związania ich z miejscem pracy i z miejscem zamieszkania. Czy w tej kwestii określono co jest dobrem dla Przemyśla?

Na specyfikę przemyskiego rynku pracy wpływa jego przygraniczne usytuowanie. Bliskość granicy od wielu lat była źródłem dochodów lokalnej społeczności i dotąd odgrywa kluczową rolę w mieście. Niestety jest to ciągle w dużej mierze „szara strefa” - nielegalny handel, nielegalne sprowadzanie towaru, nielegalne zatrudnianie tzw. ”taniej siły roboczej” z Ukrainy. Strumienia tych nielegalnie zarobionych pieniędzy państwo nie potrafiło ukrócić ani opodatkować, a Miasto nie stworzyło ofert inwestycyjnych, chociażby w turystyce i rekreacji, żeby je zagospodarować i zalegalizować. To, co mogło być siłą napędową przemyskiej gospodarki, opacznie ją zniszczyło. Czy Ratusz ma pomysł jak odwrócić ten trend? Więcej, czy Ratusz ma pomysł jak potencjał transgraniczności Przemyśla zamienić na faktyczne nowe miejsca pracy i dochody do miejskiej kasy? Gdzie tu jest dobro Przemyśla?

Dla dobra Przemyśla trzeba ściągać inwestorów! Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Zwłaszcza namówić kogoś spoza miasta do wyboru Przemyśla na realizację nowego biznesu. Prezydent Bakun, od kiedy objął urząd, przeprowadził wiele rozmów z potencjalnymi inwestorami, zachęcając ich do lokowania swoich interesów w nadsańskim mieście – czytamy na oficjalnej stronie miasta. - Były to nierzadko trudne rozmowy, bo choć nie można Przemyślowi odmówić uroku i potencjału, z jakichś względów szefowie firm nie decydują się na inwestycje (…) – czytamy w miejskim internecie.

Jak trudno przekonać biznes do Przemyśla wie Tomasz Szybiak. Przemyski przedsiębiorca, niemal dwa lata przekonywał właścicieli meblowej firmy Benix do inwestycji w mieście. Co ostatecznie ich przekonało? - Przychylność prezydenta Przemyśla, a także "natarczywość" Tomasza Szybiaka i pani radnej Moniki Jaworskiej — powiedział lokalnej gazecie właściciel Benix’a B. Kaczorowski. Rekomendacje, otwartość i pomoc władz miasta, to ważne wsparcie dla oferty inwestycyjnej. Jednak jej podstawa to zasoby ludzkie miasta. Te są małe. Także Benix się o tym przekonał. Nie zraża się jednak. Dalej szuka wykwalifikowanych pracowników, a że ich brakuje, proces rekrutacji i szkoleń przedłuża się. Jeżeli szwalnia ruszy pełną parą, będzie miała dobre wyniki, powstanie wtedy nowa fabryka na 600 osób. To może być wymowny znak, że Brama Przemyska jest szeroko otwarta na innych inwestorów.

Ale żeby nie była to tylko barwna promocyjna przenośnia, za otwartymi wrotami na inwestorów musi czekać inna rzeczywistość, do zmiany której potrzebne są miejskie inwestycje. Tymczasem notujemy spadek wydatków inwestycyjnych o 68%, co związane może być z zakończeniem realizacji kapitałochłonnych inwestycji, niewielkimi dochodami własnymi miasta, czy też relatywnie wysokim udziałem wydatków bieżących w wydatkach ogółem.

Miasto atrakcyjne dla inwestorów i nowych mieszkańców jest wtedy, kiedy jest czyste i zadbane, centrum tętni kulturalnym życiem, posiada atrakcyjne tereny rekreacyjne, żłobki i przedszkola są powszechne, szkoły i uczelnie posiadają ofertą kształcenia dostosowaną do potrzeb rynku pracy, ulice i dzielnice są bezpieczne, powierzchnie mieszkalne, usługowe, biurowe i inwestycyjne można tanio wynająć lub kupić, miejskie ulgi podatkowe i systemowa pomoc instytucji wspierających mały biznes są osiągalne dla wszystkich przedsiębiorców, a przede wszystkim dla startujących w małym biznesie. Ten szybko się zakłada, ten szybko zatrudnia i ten płaci stosunkowo największe podatki. I jest stąd. Najszybciej go można przekonać. Tylko trzeba wiedzieć do czego. Dlatego warto mieć plan na Przemyśl i wiedzieć co należy robić wspólnie dla dobra Przemyśla. Po dwóch latach dalej nie wiemy, co jest a co nie jest dobre dla miasta.

Niestety, publiczne face to face Kamińskiego z Bakunem na facebook’u, pokazało kompletną nieumiejętność współpracy dwóch miejskich liderów. Co ciekawe, po dwóch latach obecnej kadencji, każdemu z nich kurczy się kredyt zaufania wyborców. Jakby nie pamiętają, że każdy kredyt trzeba będzie kiedyś spłacić. Kredyt finansowy można rozłożyć na kolejne kadencje samorządu, kredytu zaufania przemyślanom do władz, może nie starczyć do końca trwającej kadencji…

 

Mariusz Piotr Sidor


Doktor W. Bodnar na konferencji w Sejmie u boku posła Konfederacji

Doktor Włodzimierz Bodnar wziął udział w konferencji prasowej przygotowanej przez posła Konfederacji, Dobromira Sośnierza. Dobromir Sośnierz to syn posła Zjednoczonej Prawicy i byłego szefa Narodowego Funduszu Zdrowia, Andrzeja Sośnierza, który nie stronił od ostrej krytyki ministra Łukasza Szumowskiego, a także zwracał uwagę na błędy rządu w strategii walki z pandemią.

Włodzimierz Bodnar przekonywał na konferencji, że amantadyna to lek sprawdzony, tani i właściwie niepowodujący skutków ubocznych. Równocześnie poinformował, że wielu lekarzy leczy pacjentów amantadyną, ale robią to bez rozgłosu w obawie przed szykanami. Bodnar stwierdził także, że w Polsce jest silne lobby profesorów i ordynatorów, które jest przeciwne terapii opartej na amantadynie i blokuje- zasłaniając się procedurami-wprowadzenie leczenia tym sprawdzonym lekiem.

Bodnar dodał, że gdyby zdecydowano się na leczenie proponowane przez niego, uniknięto by wielu ofiar.

Uważam, że Polska ma dużą szansę pokazać światu, że potrafi wyjść z pandemii i kryzysu gospodarczego.

- W. Bodnar

Z kolei Sośnierz krytycznie odniósł się do przypadków utrudniania stosowania amantadyny, a jego zdaniem dorosły człowiek powinien mieć prawo kupienia i zażywania dowolnego leku. 

Jeżeli może kupić trutkę na szczury i ją zjeść, tym bardziej może kupić dowolny lek w aptece.

-poseł Dobromir Sośnierz.

Sośnierz postawił hipotezę, iż jest możliwe, że państwu nie zależy na zwalczeniu problemu wywołanego koronawirusem. Według niego istnieje wrażenie, że zwalczanie choroby obrosło tak wieloma grupami interesu, że rząd po prostu nie chce pokonać pandemii.

Bodnar informował wcześniej, że próbował bezskutecznie zainteresować przemyskich posłów swoją sprawą. Nie podał jednak konkretnych nazwisk. Film z konferencji poniżej.

 

 

 

zdj. screen videosejm


PiS i Regia Civitas wpadły we własne sidła. LGBT i fundusze norweskie.

Deklaracja anty- LGBT, która miała być orężem Prawa i Sprawiedliwości i Regia Civitas przeciwko Platformie Obywatelskiej, stała się niespodziewanie bronią i tarczą PO, z którą, i Pis, i Regia Civitas mogą mieć poważne problemy.

26 sierpnia 2019 roku Rada Miejska w Przemyślu przyjęła oświadczenie sprzeciwiające się promocji i afirmacji ideologii tzw. ruchów LGBT. W dokumencie można przeczytać, że radni w trosce o dobro polskich i przemyskich rodzin, sprzeciwiają się narzucaniu nowych, demoralizujących standardów płynących ze środowisk LGBT. Autorzy pisma zauważają także, że ofensywa tęczowych ruchów jest zaplanowana i stanowi element inżynierii społecznej, która- w przekonaniu inicjatorów deklaracji-ma uderzyć w tradycyjny ład społeczny, oparty na podstawowej komórce społecznej jaką jest rodzina.

Przyjęcie oświadczenia było przedstawione jako wyraz troski o przemyskie szkoły i rodziny, jednak moment przyjęcia dokumentu wcale nie musiał być przypadkowy. Działo się to w okresie przed wyborami do parlamentu, w których Prawo i Sprawiedliwość szermowało retoryką tradycjonalistyczną i konserwatywną. Podgrzewanie kwestii LGBT było na rękę PiS-owi, który chętnie straszył wyborców Rafałem Trzaskowskim, kojarzonym z przychylnością dla tych środowisk. Także w Przemyślu debata na temat oświadczenia rady doprowadziła do polaryzacji stron, a lokalna PO trwale została ,,sklejona" z ruchem LGBT.

Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory do sejmu. Stare, dobre LGBT – a raczej strach przed nim- dało PiS-owi sukces także w batalii prezydenckiej, w której Andrzej Duda pokonał nieznacznie przywołanego już wyżej Rafała Trzaskowskiego.

Jednak od czasu wyborów parlamentarnych zaszły dwie rzeczy, które znacząco wpłynęły na kwestię LGBT i jej obecność w dyskursie politycznym. Otóż, po pierwsze, administracja Donalda Trumpa przekazała polskiej stronie sygnał, że nie życzy sobie, by w polskiej walce politycznej używano retoryki anty-LGBT. Po drugie, Norwegowie zapowiedzieli, iż miasta, w których przyjęto tzw. strefy wolne od LGBT, zostaną pominięte w konkursie o tłuste granty z funduszy norweskich.

Przemyśl tymczasem przystąpił do wyścigu o środki z funduszy norweskich. Realne szanse na zdobycie wielkich pieniędzy były raczej niewielkie, bo oprócz dobrego projektu, wniosek musi przejść przez polskie ministerstwo, a tam liczą się nie tylko wyniki, a przede wszystkim dobre relacje polityczne. Jednak ostrzeżenie Norwegów dotyczące deklaracji anty-LGBT dało szansę lokalnej PO na zdobycie poważnych atutów. 

9 listopada br. radni Platformy Obywatelskiej próbowali uchylić oświadczenie sprzed roku. Nieskutecznie, bo i tym razem w radzie zwyciężyli zwolennicy tradycyjnych wartości i przeciwnicy LGBT. Jednak nie o skutek tutaj chodzi, a o efekt propagandowy. Pozostawienie w obiegu prawnym oświadczenia anty-LGBT oznacza, że jeśli nawet wniosek do funduszy norweskich zostałby wysoko oceniony, pieniądze raczej ominą Przemyśl. A to już w prostej linii wiedzie do wyprowadzenia politycznej narracji ze strony PO, że miasto straciło 45 milionów złotych, bo radni PiS i Regia Civitas przyjęli dyskryminującą osoby LGBT uchwałę.

I taka narracja właśnie się w przestrzeni publicznej pojawiła. Ma szanse trafić na podatny grunt, ponieważ od wielu lat, przez obie strony politycznego sporu hodowany jest pogląd, że lokalny dobrobyt powinien opierać się na dotacjach unijnych, wielkich inwestycjach rządowych, a teraz także na grantach norweskich. I choć wielkie, a wręcz imponujące inwestycje takie jak obwodnice, remont dworca i zamku kazimierzowskiego nie przyniosły odwrócenia negatywnych trendów społeczno-gospodarczych w mieście, to przekonanie, że Przemyśl nie wydźwignie się z problemów o własnych siłach jest wśród elektoratu PiS i PO powszechne. 

Lokalne Prawo i Sprawiedliwość wraz z sojuszniczą Regią mają zatem poważny problem. Z jednej strony mogą być oskarżane o spowodowanie utraty grantu norweskiego, z drugiej zaś strony niedawna koalicja PO-Wojciech Bakun łatwo wytłumaczy brak pozytywnych zmian w mieście właśnie tą okolicznością.  

 

 

Błażej Wilk


Wyjazd w czasie pandemii – na co zwrócić szczególną uwagę?

Pandemia nie odpuszcza, a druga fala zachorowań skutecznie paraliżuje życie milionów osób. Jak jednak będą wyglądać najbliższe ferie zimowe albo letnie wakacje? Z pewnością będą odbywać się w cieniu wirusa. Sprawdź, o czym powinieneś pamiętać, przed spakowaniem walizek.

Dowiedz się, co z kosztami z rezygnacji

Sytuacja na świecie jest obecnie tak dynamiczna, że mało kto, jest w stanie przewidzieć, co za chwilę się wydarzy. To z kolei przekłada się na wielką niepewność i niemożność zaplanowania niczego z większym wyprzedzeniem. Przed wybraniem konkretnej oferty wypoczynkowej, sprawdź więc jak biuro turystyczne, w którym wykupiłeś wycieczkę, podchodzi do kwestii pokrycia kosztów na wypadek rezygnacji z podróży. Przykładem niech będą praktyki firmy TUI, które zostały przedstawione w tym poradniku: https://wakacyjnapolisa.pl/poradnik/ubezpieczenie-kosztow-rezygnacji-z-podrozy-w-tui-2/

Koszty leczenia

To absolutnie najważniejszy element każdego ubezpieczenia wakacyjnego. Musisz wiedzieć, że większość kurortów turystycznych jest położonych w miejscowościach bez dostępu do publicznej placówki zdrowia. Do dyspozycji przyjeżdżających pozostają więc tylko ośrodki prywatne, w których ceny niejednokrotnie mogą doprowadzić do zawrotu głowy. Właśnie dlatego bardzo ważne jest, by przed podpisaniem umowy sprawdzić, do jakiej sumy ubezpieczyciel gwarantuje pokrycie kosztów leczenia i jak podchodzi do tematu zakażenia koronawirusem. W końcu żyjemy w dobie szalejącej choroby i mało kto wie, kiedy to się skończy.

Sprawdź sytuację w kraju, do którego się wybierasz

Pamiętaj, że wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. To, że u nas może być chwilowa odwilż, nie oznacza, że np. w Austrii sytuacja będzie tak samo pozytywna. Obostrzenia sanitarne są wprowadzane indywidualnie przez każdy kraj. Dobrze więc będzie, jeśli przed wyjazdem sprawdzisz, jak sytuacja wygląda w miejscu Twojego wypoczynku. Przede wszystkim zwróć uwagę na zasady kwarantanny oraz limitów osób przebywających w jednym miejscu. Może bowiem okazać się, że urlop zamiast na stoku narciarskim spędzisz w kolejce. Sprawdź, jak w Przemyślu władze radzą sobie z obostrzeniami.

Dostępność lotów

Wiele krajów znacznie ograniczyło loty do Polski, co może powodować pewien problem, szczególnie gdy nie wybierasz się na zorganizowaną wycieczkę. Przed zarezerwowaniem hotelu dowiedz się, czy loty do docelowego kraju nie zostały wstrzymane lub znacznie ograniczone i czy uda Ci się dopasować termin do Twoich planów. Jeśli bardzo Ci zależy, możesz też zorganizować podróż „na raty”. Oznacza to, że część drogi pokonasz samolotem, a potem przesiądziesz się np. do pociągu. W końcu transport lądowy nie został ograniczony w takim stopniu jak lotniczy.

Podsumowanie

Przedstawiliśmy Ci tutaj najważniejsze elementy, ale miej świadomość, że wyjazd w obecnych czasach wiąże się z pewnego rodzaju ryzykiem, które podejmuje każdy turysta. Nie ruszaj się więc nigdzie bez wykupienia polisy wakacyjnej. Więcej informacji o tej formie ochrony znajdziesz na stronie: https://wakacyjnapolisa.pl/.

 

Artykuł sponsorowany


Inwestycja na Matejki. Jest apel o zmianę projektu.

Jak już informowaliśmy, zapowiadana budowa apartamentowca na ulicy Matejki wzbudziła wiele kontrowersji i dyskusji w mediach społecznościowych. Przeciwnicy inwestycji podnoszą argument, że kameralna dzielnica nie powinna zmieniać swojego charakteru, a postawienie budynku z podziemnym garażem spowoduje, że uliczka, przy której niegdyś mieszkał Marian Stroński, straci urok przyciągający zakochanych i malarzy.

O inwestycji na Matejski przeczytasz TU. Na miejscu starego domu przy ulicy Matejki stanie nowy.

Głos w tej sprawie zaczynają zabierać ludzie kultury. Bogusław Bojczuk przesłał w oświadczenie, którym wskazuje, że chęć szybkiego zysku nie może wygrywać z obowiązkiem zachowania przemyskich zabytków i krajobrazu. Bojczuk jest znaną postacią w świecie kultury. Był szefem studenckiego festiwalu FAMA w Świnoujściu, aktualnie jest dyrektorem festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym. Oprócz tego koordynuje Festiwal im. Zygmunta Haupta odbywający się w Gorlicach i aktywnie działa też na rzecz uratowania zabytkowego mostu kolejowego w Przemyślu.

Bojczuk wystosował do inwestora apel o zmianę i przedstawienie społeczności Przemyśla nowego, mniej inwazyjnego projektu zabudowy cichego zaułka. Odnosi się także do argumentacji przedstawianej przez dewelopera. Jego zdaniem, uzyskanie odpowiednich zgód od Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków nie oznacza wcale, że projekt jest dobry i opracowany z gustem.

Mamy bowiem do czynienia z koncepcją przeskalowaną, naruszającą charakter malowniczej uliczki, i w kuriozalny sposób poskładaną przez projektanta z nieprzystających do siebie elementów. Jeśli budynek powstałby w zakładanym kształcie, szybko stanie się obiektem drwin i będzie kolejnym przykładem ,,złego budowania” w naszym mieście. Krajobraz miasta jest wspólnym dobrem mieszkańców Przemyśla, a w przyszłości powinien być kapitałem, dzięki któremu miasto powinno się ożywić gospodarczo, a więc uzyskanie odpowiednich zgód administracyjnych nie może stanowić alibi w jego oszpecaniu.

-czytamy w przesłanym oświadczeniu.

Dyrektor Bojczuk zapowiada uruchomienie akcji medialnej, która pokaże rzeczywisty stan ochrony zabytkowej tkanki Przemyśla. Według niego, wbrew oficjalnym publikacjom i ,,propagandzie sukcesu”, ogólny stan zabytków i krajobrazu w Przemyślu jest daleki od sielanki, a wiele zabytkowych obiektów jest celowo doprowadzanych do fizycznego rozpadu przy bierności organów państwowych i samorządowych.

O stanowisku inwestora w sprawie budowy przy ulicy Matejki przeczytasz TU.

Bojczuk zapewnia, że cieszy go to, co zmienia się na lepsze w mieście, jednak nie można pozostawać obojętnym na nietrafione pomysły inwestycyjne. Tym bardziej, że zysk dewelopera jest jednorazowy, a krajobraz miasta i wygląd budynków jest -jak twierdzi Bojczuk- własnością wszystkich mieszkańców. 

Równocześnie z żalem stwierdzamy zapaść organów, które ustawowo mają troszczyć się o estetykę i krajobraz architektoniczny miasta. Budynek kawiarni Fiore, niezrozumiałe koncepcje okaleczenia historycznego mostu kolejowego, aż w końcu inwestycja na Matejki, to nie ,,wypadki przy pracy” przemyskiej administracji, a dowody na to, że presja inwestora, dążącego do maksymalizacji zysków, kosztem zniszczenia spójnego, historycznego charakteru zabudowy często wygrywa z obowiązkiem ochrony zabytków i poczuciem piękna.

-Bogusław Bojczuk

Według firmy Infores, która realizuje inwestycję, nowy budynek powstanie w przyszłym roku. Firma zapewnia, że jej budynki są nowoczesne i gustownie zaprojektowane. 

 

Bogusław Bojczuk (po prawej) to dyrektor festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i organizator Festiwalu im. Zygmunta Haupta. Na zdjęciu z Andrzejem Stasiukiem podczas konferencji festiwalowej. Zdj. Magda Skrzeczkowska.
Bogusław Bojczuk (po prawej) to dyrektor festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym i organizator Festiwalu im. Zygmunta Haupta. Na zdjęciu z Andrzejem Stasiukiem podczas konferencji festiwalowej. Zdj. Magda Skrzeczkowska.