Mural ładny jest i tyle. 

14 grudnia 2020

 

Ciche odsłonięcie na Smolki, mogłoby być zdecydowanie bardziej głośne…

 

Nowy mural autorstwa Arkadiusza Andrejkowa inspirowany fotografią pochodzącą z okresu Twierdzy Przemyśl, przedstawiający mieszkańców dawnej ulicy Cichej (obecnie Smolki), wielu się po prostu podoba. Fakt, praca uznanego artysty zdecydowanie lepiej wygląda na zabytkowej kamienicy, niż wcześniejsze bohomazy lokalnych kibiców. Niektórzy martwią się, jak długo utrzyma się na nowo wyremontowanej bocznej ścianie budynku. Na szczęście usytuowany jest dość wysoko. Ręką z ziemi go nie sięgniesz. 

 

Zdaniem innych, za wybór obrazu postaci austriackiego żołnierza CK, obrazującego zaborcę, powinna dosięgnąć kogoś kara, jak za czasów międzywojennej Polski, kiedy to za pochwalanie zaborcy groziło więzienie. Za muralem stoi Mirosław Majkowski, Przewodniczący Związku Gmin Fortecznych Twierdzy Przemyśl, który zaproponował i konsultował z mieszkańcami ulicy grafikę. – W tej armii służyli żołnierze różnych narodowości: Polacy, Rusini, Węgrzy, Słowacy – tłumaczy Majkowski. To mural poświęcony mieszkańcom tej ulicy – skoszarowanego żołnierza i mieszczki. Pierwszy z wielu, jakie mogą pojawić się w różnych miejscach Przemyśla i okolic, mające stworzyć szlak turystyczny, oddający obraz ówczesnej Twierdzy Przemyśl, z której znane w Polsce i świecie jest nasze miasto. 

 

Piotr Michalski – znany przemyski przewodnik turystyczny, pozytywnie ocenia lokalizację muralu i jego ideę. – Na przeciw tej kamienicy były koszary Landwery, czyli mural ma niewątpliwie związek z tym czasem i charakterem tej ulicy. I nie odbieram tego austriackiego żołnierza jako okupanta, a jedynie jako członka wielonarodowej i wielokulturowej społeczności załogi twierdzy Przemyśl.

 

Z tym zdaniem zgadza się także prof. Tomasz Pudłocki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, badacz przemyskich stosunków społecznych. – Zarzut upamiętnienia zaborcy jest bezzasadny. Czy Niemcy z Austrii tu nie mieszkali? Mural odwołuje się raczej do neutralnych i pozytywnych skojarzeń. Oczywiście, są ważniejsze sprawy niż murale, ale myślę że ten akurat jest ok

 

Dla autora artykułu, jedną z ważniejszych spraw jest umiejętne, wielopłaszczyznowe współdziałanie z mieszkańcami tam, gdzie jest to możliwe – w tym przypadku połączenie działań promocyjnych z rewitalizacją społeczną tej ulicy. Kiedyś nazywanej Cichą, po II wojnie światowej raczej cichą nie była. Cieszyła się nie najlepszą sławą. Zamieszkujących pod koniec XIX i w I połowie XX wieku zamożnych mieszkańców ulicy Cichej, zamienili lokatorzy kwaterunkowi ul. Smolki, mówiąc delikatnie, o nieinteligenckim pochodzeniu. O dawnej Cichej było głośno, lecz nie na takim rozgłosie Miastu zależało. Dzisiaj jest szansa na historyczną społeczną zmianę i wielkie promocyjne halo!

 

Skutki miejskiego zarządzania kamienicami odczuwają współczesne wspólnoty mieszkaniowe do dzisiaj. Borykają się ze stanem technicznym nieremontowanych latami budynków. Na szczęście, dzięki ostatnim przemianom społecznym, wiecznie awanturujących się lokatorów zamieniają powoli nowi, zamożniejsi i dobrze wykształceni mieszkańcy, szukający w gromadzie nowej wspólnoty społecznej. Te poszukiwania są widoczne w coraz bardziej aktywnej i prospołecznej postawie samych mieszkańców ulicy, członków Rady Osiedla i jego Zarządu – mural powstał m.in. przy ich aktywnym udziale. Wzorcem dla nich i szansą na odbudowę silnej społeczności mogą stać się dawni mieszkańcy tych budynków. Ich losy opisała w swoim dzienniku, opiekująca się tymi nieruchomościami podczas trzech oblężeń Przemyśla w latach 1914-1915 Helena Jabłońska, krewna generała Grandowskiego, do którego należało kilka tutejszych kamienic. 

 

Helena Jabłońska była lojalną obywatelką monarchii Habsburgów, ale okazywała także mocne zaangażowanie w polskie sprawy narodowe – pisze Stanisław Stępień we wstępie do opracowania Dziennika z oblężonego Przemyśla. – Czuła się polską patriotką, mającą nadzieję na odzyskanie przez Polskę niepodległości, choć początkowo w postaci zjednoczenia wszystkich ziem polskich pod berłem Habsburgów. Nie szczędziła więc sił i środków, aby wspomagać walczące już na froncie Legiony Polskie. Pamiętała o rocznicach narodowych, brała udział w uroczystościach religijnych o charakterze narodowym”. I co najważniejsze: „dziennik Heleny Jabłońskiej ma też ważny wymiar lokalny, ukazuje bowiem ówczesne przemyskie kręgi inteligenckie. Autorka sama należąc do warstwy inteligenckiej utrzymuje liczne kontakty towarzyskie z nauczycielami, prawnikami, lekarzami, duchownymi obu katolickich obrządków. Zaś jako administratorka poważnego majątku zmuszona jest kontaktować się służbowo z ówczesnymi urzędnikami, wojskowymi, handlowcami, różnego rodzaju przedsiębiorcami i fachowcami. (…) Na podkreślenie zasługuje także jej osobista postawa pełna ducha chrześcijańskiego, choć sama pod wpływem otaczającej ją niesprawiedliwości i grozy wojny miewa okresy zwątpienia, ale nie wpływa to na jej postawę, modlitwę, częste odwiedzanie grobu męża, troskę o matkę, krewnych, a także zwykłych bliźnich, których spotyka na swej drodze życia. Nikomu pomocy nie odmawia, nawet z przypadkiem spotykanymi żołnierzami dzieli się ostatnią kromką chleba. Sama słaba i schorowana znajduje czas, by pocieszyć rannych leżących w prowizorycznie zorganizowanych w twierdzy szpitalach, by dla nich coś ugotować, zanieść kromkę chleba i posiedzieć przy cierpiących. Nie koncentruje się jedynie na własnych problemach, ale jest bardzo otwarta na kontakty z otoczeniem.

 

Tej otwartości dzisiaj nam wszystkim brakuje.  Obecni mieszkańcy ulicy Smolki (i nie tylko) mogliby się jej uczyć od autorki wspomnianych dzienników. Potem już tylko krok do nowego otwarcia w historii tej bogatej w tradycje mieszczańskie ulicy i mieszkających przy niej wielkich osobowości Przemyśla. Ich postaci powinny wypełnić wolne miejsce przy odsłoniętym muralu i wolnych miejscach na ścianach innych budynków oraz inskrypcje na tablicach pamiątkowych na kamienicach, w których mieszkali. Na Święcie ulicy Smolki, przy wspólnym stole ustawionym między chodnikami, głośno będzie można wspominać tradycje dawnej ulicy Cichej. 

 

Bo mural ładny jest i tyle. A to zdecydowanie za mało. W miarę jedzenia apetyt rośnie!  

 

 

M.Sidor

Zdj.M. Wolański, UM, M.Sidor