Koralowce na Jasionce. Nie wolno, ale może się uda…

Ach, mieć w domu taki okaz: zwierzę, muszlę, kawałek rafy koralowej… Zachować wspomnienie z egzotycznej podróży, zaimponować znajomym – niech zazdroszczą! I w ten sposób do bagaży podróżnych trafiają kawałki atrakcji z różnych stroń świata, dokąd jeździmy, by podziwiać je w naturalnym środowisku. Kiedyś wystarczyło wydłubać kozikiem w korze drzewa albo nabazgrać na zabytku: „tu byłem”, opatrzyć datą i imieniem. Dziś – trzeba mieć „dowód rzeczowy”.

Podczas kontroli bagaży z pomocą urządzenia RTG, funkcjonariusze KAS z Oddziału Celnego Port Lotniczy Rzeszów- Jasionka ujawnili 3 sztuki koralowców.

Koralowce przewoził  58- letni obywatel Polski, który  w miniony wtorek, 3 marca  br., przyleciał do Polski z USA - informuje mł. aspirant Edyta Chabowska rzecznik prasowy IAS w Rzeszowie. - W związku z naruszeniem przepisów ustawy o ochronie przyrody, przeciwko mężczyźnie wszczęte zostało postępowanie karne.

Koralowce rafotwórcze należą do gatunków zagrożonych wyginięciem i są objęte ochroną gatunkową na mocy Konwencji Waszyngtońskiej  CITES.  Ich przewóz przez granicę bez pozwolenia naraża na poważne konsekwencje karne (kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5, wysoka kara grzywny, przepadek okazów).

Mimo tego, że rafy koralowe zajmują tylko 1 % powierzchni globu, to stanowią dom dla 25% wszystkich morskich gatunków. Jak ostrzegają naukowcy,  jeśli tempo niszczenia raf utrzyma się na dotychczasowym poziomie, aż 60% tych delikatnych ekosystemów zniknie w ciągu najbliższych 30 lat.

W 2019 roku funkcjonariusze KAS w woj. podkarpackim udaremnili 79 przypadków nielegalnego przewozu okazów roślin i zwierząt zagrożonych wyginięciem. Wśród 230 żywych okazów były m.in.: boa madagaskarski, biczogony, warany kolczystoogonowe, pytony siatkowe, pytony królewskie oraz boa dusiciele. Pozostałych około 15 tys. sztuk zatrzymanych okazów to m.in.: wyprawione skóry wilka szarego, spreparowane czaszki niedźwiedzia, wapienne szkielety koralowców rafotwórczych a także różnego rodzaju preparaty, kremy i kapsułki zawierające w swym składzie wyciąg z chronionych okazów zwierząt – czytamy w komunikacie rzecznika.

sa

Zdjęcia - Izba Administracji Skarbowej w Rzeszowie


Koronawirus w Przemyślu?

Dzisiaj (środa, 4 marca) na Oddział Zakaźny Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu (przy ulicy Focha) zgłosiło się kilku pacjentów z objawami wskazującymi na możliwość zakażenia koronawirusem. Wobec wybuchu epidemii i przepełnionego chorymi oddziału, wezwani przez Sanepid i dyrekcję szpitala strażacy Państwowej Straży Pożarnej w ciągu niecałej godziny przygotowali dwa namioty szpitala polowego. Badanie jednego z umieszczonych tam pacjentów wykazało niestety objawy wskazujące na zarażenie koronawirusem!

Na szczęście były to tylko rutynowe ćwiczenia obowiązujących procedur na wypadek pojawienia się w Przemyślu przypadków zarażenia tą groźną chorobą. W rzeczywistości sytuacja zarówno w naszym mieście i na Podkarpaciu, jak i w całej Polsce (mimo pierwszego przypadku wykrycia korono-wirusa w Zielonej Górze), nie ma oczywiście nic wspólnego z epidemią koronawirusa.

Na potrzeby tych ćwiczeń służb sanitarnych i szpitalnych, strażacy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu rozłożyli tuż obok Oddziału Zakaźnego dwa duże namioty kwatermistrzowskie i jeden niewielki do dekontaminacji. Oba namioty zostały wyposażone w łóżka polowe oraz miały wewnętrzne oświetlenie i były ogrzewane nadmuchem ze specjalnych zewnętrznych grzejników.

Oddział Zakaźny Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu, jak zapewnia ordynator lek. med. Danuta Malcher-Bober, jest dobrze przygotowany na ewentualne przyjęcie pacjentów zarażonych tym niebezpiecznym wirusem.

Oddział jest przygotowany. Mamy specjalnie wydzielone miejsca, jest specjalna Izba przyjęć, która jest przygotowana szczególnie dla tych niebezpiecznych przypadków. Mamy opracowane w szpitalu wszystkie procedury: jak przyjmować, jak pobierać badania, gdzie wysyłać. Mieliśmy dwa przypadki obserwacji osób, które leżały na oddziale. Były to osoby, które wróciły z czerwonej strefy, i u tych osób nie potwierdzono korona-wirusa. Obecnie mamy jeden przypadek. Jest to osoba, która powróciła z Holandii i wynik badań też nie potwierdza zakażenia korono-wirusem – oznajmiła pani ordynator Portalowi Przemyskiemu.

Przypomnijmy na wszelki wypadek, że wszyscy pacjenci, którzy wrócili w okresie do 14 dni z czerwonych stref zagrożenia korona-wirusem, i mają temperaturę powyżej 38 stopni oraz kaszel i duszność, powinni natychmiast zgłosić się na Oddział Zakaźny Szpitala.

(tekst i zdjęcia – jb)


Operacja Czysta Rzeka

Marzec i kwiecień to takie miesiące, kiedy po zimie zaczynamy odczuwać zew natury i coraz bardziej ciągnie nas na wiosenne spacery. Ale w tym czasie jakoś szczególnie dostrzegamy poniewierające się śmieci, których dziwnym trafem, zimą przybywa. Toteż wiosną właśnie wyruszają w teren miłośnicy natury i wypowiadają walkę bałaganiarstwu.

Już w ostatnim tygodniu lutego ruszyła rejestracja sztabów wolontariuszy do ogólnopolskiej akcji oczyszczania rzek i ich nadbrzeży. Ludzie wrażliwi na piękno i dbający o środowisko naturalne, będą wyławiać śmieci z rzek i zbierać je z brzegów, w ramach operacji Czysta Rzeka 2020. Dniem szczytowej mobilizacji wolontariuszy będzie 18 kwietnia, kiedy to ich zastępy wyruszą nad rzeki w całej Polsce, by wziąć udział w wielkim sprzątaniu.

Jest na Podkarpaciu wieś, której mieszkańcy nie zamierzają czekać do kwietnia i w najbliższą niedzielę, 8 marca, wyruszą nad okoliczne rzeki: Gnojnik i Łówczankę – by uprzątnąć śmieci. Ta wieś to Gorajec, gdzie lokalna społeczność po raz kolejny organizuje takie sprzątanie pod przywództwem Stowarzyszenia Folkowisko. W ubiegłym roku sztab akcji z Gorajaca nazbierał ok. 200 kg śmieci, wśród których znalazły się nawet rupiecie, jak pralka oraz fotele samochodowe i opony.

Tego rodzaju wiosenne porządki w ramach operacji Czysta Rzeka 2020, można organizować od 1 marca do końca kwietnia. Wolontariuszem może zostać każdy, kto ukończył 18 lat – młodsi, tylko pod opieką dorosłych. Aby wziąć udział w akcji, należy zarejestrować się na stronie www.operacjarzeka.pl.

sa

Zdjęcie wyróżniające - canva.com 


Spokojnie – to tylko ćwiczenia

W środę, 4 bm., strażacy wraz z personelem medycznym rozstawią przed Wojewódzkim Szpitalem im. Ojca Pio w Przemyślu pneumatyczne namioty. Takie same obiekty pojawią się również przed Szpitalem Specjalistycznym w Mielcu.

Jest to element ćwiczeń Państwowej Straży Pożarnej i personelu medycznego szpitala na wypadek zdiagnozowania w naszym regionie przypadków zakażenia koronawirusem – a zostały zarządzone przez Wojewodę Podkarpackiego. Podobne ćwiczenia odbędą się również w innych województwach, a w każdym standardowo objęte nimi zostaną także po dwa wybrane szpitale.

Namioty mają być swojego rodzaju polową izbą przyjęć - pomieszczeniami dla osób potencjalnie zainfekowanych, gdzie w razie potrzeby zajmowałby się nimi personel medyczny i odbywałaby się wstępna selekcja pacjentów przed przyjęciem do szpitala. Ćwiczenia służyć mają sprawdzeniu możliwości technicznych sprzętu i zweryfikowaniu stosownych procedur.

Rzecznik wojewody podkarpackiego - Małgorzata Waksmundzka-Szarek - informując o ćwiczeniach, zapewniła jednocześnie, że na Podkarpaciu nie stwierdzono dotychczas żadnego przypadku zarażenia koronawirusem SARS-CoV-2 i obiecała na bieżąco przekazywać informacje dotyczące sytuacji epidemiologicznej.

sa


Znany aktor wesprze kampanię R. Fedaczyńskiego

Prezes fundacji, która działa pod nazwą Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu - Radosław Fedaczyński - uruchomił akcję społeczną pod hasłem #niewykluczajdzikichzwierząt. O swojej idei Fedaczyński poinformował ze studia TVN-u, gdzie występował jako gość audycji "Pytanie na śniadanie". Prowadzącymi program byli Kinga Rusin i Piotr Kraśko, a akcję przemyskiego weterynarza postanowił wesprzeć znany aktor Janusz Chabior.

Chabior, znany z ról teatralnych i filmowych, posiada związki z Przemyślem. Często bywa w naszym mieście i odwiedza ośrodek Fedaczyńskich. Ciekawostką jest to, że 10 lat temu Chabior przygarnął psa -inwalidę z przemyskiej lecznicy. Pies Chabiora -  Batman - wystąpił w filmie "Proste Pragnienia", do którego zdjęcia były kręcone w naszym mieście.

O sporze R. Fedaczyńskiego z W. Bakunem czytaj TU

Kampania na rzecz zwierząt ,,wykluczonych" ma na celu poprawę sytuacji dzikich zwierząt w Polsce poprzez zmianę zapisów ustawy o ochronie zwierząt.

Pod koniec zeszłego roku szerokim echem odbił się spór Fedaczyńskiego z prezydentem Przemyśla Wojciechem Bakunem o zasady finansowania leczenia zwierząt trafiających do lecznicy Ada.

 

Zdjęcie wyróżniające - fanpage FB Janusza Chabiora


Podkarpacie – okiem kamery. Rusza konkurs

Konkurs na tegoroczną edycję „Podkarpackiej Kroniki Filmowej” ogłosiła Podkarpacka Komisja Filmowa, gotowa wesprzeć produkcję, której zadaniem jest udokumentowanie historii i teraźniejszości oraz dziedzictwa kulturowego regionu.

Choć powstaje wiele filmów, zawsze jednak można znaleźć nową inspirację: zakątek, człowieka, historię - i tylko od talentu twórcy zależy, na ile oryginalnie i interesująco przedstawi wybrany temat. W oku kamery mogą znaleźć się ciekawe miejsca oraz ludzie i grupy środowiskowe, które są mocno utożsamiane z regionem, kreują jego wizerunek i wpływają na codzienność, kształtują życie społeczne, gospodarcze, naukowe, kulturalne i sportowe.

Zainteresowani filmowcy mają czas do 27 marca br., by zgłosić udział w projekcie, na którego dofinansowanie wygospodarowano z budżetu województwa podkarpackiego środki w wysokości 80 tys. złotych.

Regulamin konkrusu można zobaczyć na stronie podkarpackiefilm.pl

Informacji w sprawie konkursu udziela Karolina Woźniak, k.wozniak@podkarpackiefilm.pl, tel. 721 288 014.

 

sa

Zdjęcie wyróżnijące - canva.com 


KaPITalnie jest się rozliczyć w Przemyślu

„KaPITalnie jest się rozliczyć w Przemyślu!” to kampania informacyjna, która właśnie wystartowała w Przemyślu. Ma ona zachęcić nie tylko mieszkających tu i zameldowanych na stałe, lecz i przebywających czasowo, a darzących ten gród wyjątkowym sentymentem - do płacenia podatków właśnie tutaj. Władze miasta przypominają, że 15 procent jego budżetu stanowią wpływy z podatków od osób fizycznych.

A gdyby tak jeszcze więcej złotóweczek? Miasto obiecuje, że nie przePIToli (cytat z tekstu kampanijnego – red.) twoich pieniędzy, szczodry podatniku. A za to kupi, na przykład, ławeczkę – albo nawet cztery (bo tyle może ufundować statystyczny lokalny podatnik). Albo zbuduje 10 metrów ścieżki rowerowej, albo drzewek nasadzi – choćby i ze trzydzieści. Nie mówiąc o tym, że odpicuje - przepraszam a wyrażenie – sypiący się zabytek, dziurę w jezdni załata, a i chodnika eleganckiego kilka metrów ułoży, a do tego jeszcze cztery kosze na śmieci postawi... I kulturę dofinansuje, i jeszcze plac zabaw dla twojego dziecka… To co – mało? A ty, w zamian, poczujesz się jak hojny mecenas...

Już widzę, drogi podatniku, jak niecierpliwie przebierasz nogami, by pobiec do ukochanej skarbówki! Jeśli więc masz serce – a wierzymy, że masz i jeśli kochasz to miasto - wyznaj swą miłość w przemyskim Urzędzie Skarbowym, formularzem PIT! Nie musisz załatwiać w tym celu wielu formalności – wystarczy, że w zeznaniu podatkowym wpiszesz swój adres oraz ww. urząd i poinformujesz pracodawcę, że tu akurat chcesz złożyć swój PIT. Jeśli więc uznasz pomysł za kaPITalny – dokaPITalizuj nasze kochane miasto!

sa

Materiały graficzne - UM w Przemyślu

Zdjęcie wyróżniające - canva.com


Spójrz na plakat – on ci powie...

Minimum słów, maksimum treści i ciekawa koncepcja graficzna – oto recepta na dobry plakat. Musi być czytelny i nieść jasny - choć syntetyczny - przekaz, wszakże jest adresowany do szerokiej publiczności. I oczywiście przyciągać oko, wyróżniać się spośród natłoku innych obrazów - mieć w sobie to coś.

To, że polski plakat, dzięki grupie utalentowanych twórców, wzniósł się swego czasu na artystyczne wyżyny, spowodowało, że pojęcie „polska szkoła plakatu”, ukute w latach 60. ub. wieku, funkcjonowało w świadomości społecznej, nawet wśród ludzi niekoniecznie interesujących się sztuką.

Polski plakat nadal ma się dobrze, czego wyrazem może być zarówno ilość, jak i jakość prac nadesłanych na XXVII Ogólnopolski Przegląd Plakatu Muzealnego i Ochrony Zabytków, które oglądać można w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej od ubiegłego piątku.

Jury w składzie: prof. Wiesław Grzegorczyk, prof. Lech Majewski i Marek Mikrut – przyznało I nagrodę Mirosławowi Owczarkowi za cykl 6 plakatów „Po co komu muzeum?”. Laureatką II nagrody została Justyna Czerniakowska za pracę „22 Międzynarodowe Biennale Plakatu”, a nagroda III przypadła TOFU Studio za cykl 5 plakatów „Hans Memling Sąd ostateczny”. Twórcy 6 prac zostali wyróżnieni.

Na wernisażu obecni byli autorzy nagrodzonych plakatów, a przedstawicielka wojewody podkarpackiego Ewy Leniart, odczytała list gratulacyjny. Zarówno wicedyrektor Muzeum – Marek Mikrut, jak i twórcy wyrazili zadowolenie z ilości i poziomu artystycznego nadesłanych prac oraz z tego, że przegląd plakatu, po kilkuletniej przerwie, został wznowiony i ma przed sobą przyszłość.

sa

Zdjęcie wyróżniające - Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej 


Bohater Jarosławia i Przemyśla patronem 34 Batalionu Lekkiej Piechoty

Jako pierwszy w Polsce batalion wojsk obrony terytorialnej, 34 Batalion Lekkiej Piechoty w Jarosławiu otrzymał w niedzielę, 1 marca br., godność posiadania patrona. Został nim, z rozkazu ministra obrony narodowej, rodowity jarosławianin - major Władysław Koba.

Porucznik w wojnie obronnej 39 roku i w antyniemieckiej działalności podziemnej ZWZ-AK. Od jesieni 44 roku kapitan w podziemnej działalności antysowieckiej i antykomunistycznej w ramach organizacji WiN. Aresztowany przez UB w Przemyślu we wrześniu 47 roku, został skazany rok później na karę śmierci, wykonaną na Zamku rzeszowskim 31 stycznia 1949 roku. Zidentyfikowany po ekshumacji ze zbiorowej mogiły i awansowany pośmiertnie przez ministra Antoniego Macierewicza do stopnia majora, spoczął przed czterema laty w rodzinnym grobowcu na cmentarzu zasańskim w Przemyślu.

Po mszy w kościele oo. Dominikanów za dusze żołnierzy wyklętych, odbyła się uroczystość opodal murów obronnych klasztoru, przy pomniku tego bohatera ziemi jarosławskiej i przemyskiej. W uroczystości wzięli udział m.in. dowódca 3 Podkarpackiej Brygady wojsk obrony terytorialnej z Rzeszowa – płk Dariusz Słota, szef sztabu dowództwa Wojsk Obrony Terytorialnej – płk Arkadiusz Mikołajczyk (odczytał on list od ministra obrony narodowej, Mariusza Błaszczaka), służby mundurowe, syn majora Koby – Wojciech Koba, poseł Anna Schmidt-Rodziewicz, burmistrz Jarosławia Waldemar Paluch, arcybiskup Adam Szal, a przede wszystkim około 500 żołnierzy 34 Batalionu Lekkiej Piechoty oraz Kompania Honorowa Wojska Polskiego i wojskowa orkiestra dęta.

Wojciech Koba wspomniał w przemówieniu, że ojciec idąc na śmierć zawołał: „Polska upomni się jeszcze o nas”. W 1991 roku stało się to faktem, ale nie doczekała tego niestety starsza siostra pana Wojciecha oraz jego matka, która rzadko widziała swego męża, bo ten musiał ciągle się ukrywać.

W sumie 8 lat małżeństwa mojej mamy z tatą, to był bieg ciągle zdarzeń takich, kiedy ojciec nie mógł uczestniczyć normalnie w życiu rodzinnym. Naprzód ukrywał się przed gestapo, potem partyzantka. A potem, jak napisał w liście do swojego brata w Szwecji, że ten czas, który nastał po wojnie, jest o niebo gorszy, niż jak byli Niemcy. Mówił o tym perfidnym, zakłamanym sowieckim najeźdźcy, mówił: człowiek nie znał dnia ani godziny, nie wiedział kto wróg, kto przyjaciel, kogo się trzeba strzec, kto może wydać. I tak całe życie się ukrywał – powiedział nam Wojciech Koba, syn majora Władysława Koby. 

Bogusław Nizieński dobrze znał porucznika Władysława Kobę jeszcze przed wojną. Od 41 roku współdziałał z nim jako małoletni łącznik w AK, a potem w WiN.

Kiedy przyszedł ten straszny czas po katastrofie wrześniowej, kiedy wróciłem z Warszawy do Jarosławia, to już była jesień 41 roku, spotkałem się z ówczesnym porucznikiem Władysławem Kobą. Pytał mnie co robię. Powiedziałem, że wróciłem z Warszawy i że tam się uczyłem małej dywersji. Naklejania napisów: „kiedy nasi ludzie giną w Oświęcimiu, to tylko świnie siedzą w kinie". I on mi wtedy powiedział: wiesz, mnie jest potrzebny łącznik, ty musisz zastąpić ojca, ojciec jest w obozie jenieckim, a ty go musisz zastąpić. I to zaczęła się nasza ogromna , ogromna przyjaźń – wspominał Bogusław Nizieński

Podpułkownik Paweł Brzęk, dowódca jarosławskiego 34 Batalionu Lekkiej Piechoty, raduje się, że jego batalion, jako pierwszy w Polsce batalion wojsk obrony terytorialnej, ma własnego patrona, oraz że jest nim bohater z Jarosławia.

Jest mi niezmiernie przyjemnie, że mój 34 batalion lekkiej piechoty ma patrona, takiego patrona. Związany jest z jarosławską Ziemią. Pan major Władysław Koba, ps. „Rak” od urodzenia jest tutaj jarosławianinem. Oczywiście 39 rok wymusił na nim, żeby przeszedł całą kampanię wrześniową, ale wrócił tutaj jako żołnierz Armii Krajowej i walczył w podziemiu na to, żeby Polska była niepodległa. Po 50-ciu latach w końcu możemy mówić o nim głośno i jest naszym bohaterem. Cieszę się z tego niezmiernie, że po 3 latach sformowania 34 Batalionu mamy przyjemność obchodzić święto nadania patrona – stwierdził ppłk Paweł Brzęk, dowódca 34 Batalionu Lekkiej Piechoty w Jarosławiu.

Po przemówieniach odbył się apel poległych, a następnie kompania honorowa Wojska Polskiego uczciła żołnierzy wyklętych salwą honorową. Uroczystość zakończyła się defiladą wojskową kompanii honorowej i prawie pół-tysięcznego 34 batalionu lekkiej piechoty. Dla uczczenia żołnierzy wyklętych odbył się też szósty z kolei bieg tropem wilczym, w którym wzięło udział ponad 350 biegaczy.

Terytorialsi przemyscy skladają wieniec na grobie mjr Koby

https://www.youtube.com/watch?time_continue=182&v=wrm4kzi-Uyg&feature=emb_title

(tekst – jb, zdjęcia, film - bk)


MIŚCON - rozrywka z pomysłem i fantazją

To niespotykane, by młodzież tak chętnie biegła do szkoły - zwłaszcza w sobotę. Tymczasem 29 lutego, w przemyskim II LO pojawiły się tłumy. W szkolnych korytarzach spotkać można było postaci ze świata fantasy, z gier, filmów i komiksów - niektóre trochę groźne i intrygujące, inne kolorowe i zabawne.

Na Przemyski Konwent Gier i Fantastyki MIŚCON przybyła spora reprezentacja Podkarpacia, gdzie prawdziwą potęgą w tej dziedzinie jest Krosno - działa tam stowarzyszenie „GraTy”, podobnie jak na naszym przemyskim podwórku - „Gry i Fantastyka”. Imprezę wymyślili i zorganizowali, oczywiście przy wsparciu innych, trzej młodzi ludzie: Bruno Dzik, Jakub Chuchra i Michał Józefaciuk - którzy są uczniami II LO im. prof. Kazimierza Morawskiego w Przemyślu, dopiero od września ub. roku.

Była ona adresowana głównie do miłośników gier planszowych i fantastyki, bez ograniczeń wiekowych. Games Room, konkurs Cosplay, warsztaty, turnieje i prelekcje – takie atrakcje oferował program wydarzenia, a ponadto możliwość nabycia różnego rodzaju akcesoriów, gier i pamiątek z Przemyśla. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, włącznie z zademonstrowaniem talentu muzycznego w karaoke. Dla pragnących chwili relaksu i alienacji, przygotowano nawet materace, wykorzystywane zwykle na lekcjach wychowania fizycznego. No i przydały się, bo od czasu do czasu, ktoś na nich polegiwał, by pobyć sam na sam ze swoim smartfonem. Jednakże większość uczestników, jeśli nie byli zajęci grami, wykazywała się sporą dynamiką w przemieszczaniu po holu szkoły i odwiedzaniu specjalnie przygotowanych kącików oraz pomieszczeń z atrakcjami. Było radośnie, kolorowo i sympatycznie. No i, oczywiście, mądrze - bo to jednak nie tylko rozrywka, ale i przygoda intelektualna.

O konwencie rozmawiamy z jednym z pomysłodawców i organizatorów – Michałem Józefaciukiem, uczniem II LO w Przemyślu.

Czy impreza spełnia wasze oczekiwania?

Powiedziałbym nawet, że przewyższa. Spodziewaliśmy się około trzystu osób, w tej chwili mamy trzysta siedemdziesiąt ileś... Myślę, że za rok, kiedy będziemy robili następną, będzie jeszcze lepiej…

Który z punktów programu cieszy się największym zainteresowaniem?

Największym zainteresowaniem cieszy się Games Room, ale tak zwykle bywa na tego rodzaju imprezach. Duże zainteresowanie - ale to na naszym profilu facebookowym - wzbudził również panel o mandze i anime. Będzie poważna dyskusja - czy anime jest złe, czy ma jakieś negatywne skutki i czy dzieci mogą to oglądać… Ponadto Konkurs Cosplay: tu, niestety, nie mogliśmy przyjąć wszystkich chętnych, bo zainteresowanie było tak duże, że przerosło nasze możliwości organizacyjne. I stąd już wypływa wniosek, że w przyszłym roku musimy powiększyć grono organizatorów i dopracować pewne sprawy, żeby wyszło jeszcze lepiej.

Rozumiem, że wasz zapał nie gaśnie, a wręcz przeciwnie – macie już plany na przyszłość…

Będziemy organizować taką imprezę co roku, jeśli oczywiście pozwolą nam siły i czas. Bo jednak to odbywa się troszkę kosztem nauki.

Widzę, że wielu uczestników przywdziało oryginalne stroje….

Niektórzy przyszli na Konkurs Cosplay. Inni przebrali się dla zabawy, zresztą ja sam też to zrobiłem. Bo tu przecież chodzi o dobrą zabawę…

Jak dyrekcja podeszła do waszych pomysłów?

Z początku dość sceptycznie. Bo my jesteśmy z pierwszych klas... Wcale się nie dziwię - bo gdybym był dyrektorem i przyszedłby do mnie jakiś uczeń pierwszej klasy i mówił, że chce zrobić imprezę dla 200-300 osób, jakieś tam gry planszowe, to bym go wyśmiał… Ale z biegiem czasu, kiedy Pan dyrektor zobaczył, jak zawiązaliśmy współpracę ze stowarzyszeniami i jak się to wszystko rozwija - nabrał do nas przekonania. Wspierał nas. Nawet, gdy byliśmy u niego, założył sobie przypinkę pamiątkową, taką nagrodę dla osób, które włączyły się do realizacji projektu… Był tu dziś rano i pomógł nam w podłączeniu głośników, za co mu serdecznie dziękujemy. Zrobił sobie z nami wspólne zdjęcie i obiecał, że jeszcze wpadnie na ostatnie punkty programu.

A nauczyciele?

Kilku z nich przyszło nawet prywatnie - zagrać z dziećmi. Jeden pomagał ogarnąć całą stronę techniczną imprezy. Jesteśmy mu za to wdzięczni. Bo to trzeba być dobrym nauczycielem i lubić uczniów, żeby przyjść z własnej woli i poświęcić swój wolny czas, by nam pomóc… W cały projekt zaangażowani byli nasi nauczyciele: Monika Maciewicz, Rafał Paśko i Marcin Zwonarz.

Czy mieliście jakieś trudne sytuacje i wpadki organizacyjne?

Jak do tej pory - jedną, prawdę mówiąc, z naszej winy... z głośnikami. Ale, dzięki panu Zwonarzowi, udało się szybko z tym uporać.

A zachowanie uczestników? Przecież trudno opanować taki żywioł – tu jest prawie 400 osób…

Nie ma tu żadnej agresji. Do pomocy zgłosili się liczni wolontariusze – nasi znajomi i koledzy ze szkoły, żeby nam pomóc. Nawet i obce osoby czuwają nad bezpieczeństwem. I nad tym, żeby uczestnicy pilnowali języka. Zdarzył się tylko jeden niemiły incydent: wulgaryzmy i agresywne zachowanie, ale ten człowiek od razu został wyproszony z imprezy. Wolontariusze dają radę. Zresztą też sam czuwam nad tym, żeby wszystko było w porządku. I tu chciałbym zwrócić się, zwłaszcza do rodziców, żeby uwierzyli, że to co robimy, to naprawdę coś fajnego. Bo niektórzy mają błędne przekonanie, że jak ktoś interesuje się fantastyką, to zaraz są to jacyś sataniści, kultyści i samo zło… A tu, widzi pani, ludzie spokojnie spędzają czas i dobrze się bawią. Zresztą otrzymujemy mnóstwo miłych słów i wsparcia od różnych społeczności. I to nas bardzo podbudowuje, dziękujemy.

Imponuje mi to, że są – tacy jak wasza trójka – pomysłowi młodzi ludzie, którzy chcą zrobić coś ciekawego…

Nie tylko młodzi - impreza jest dla wszystkich chętnych, a pomagają nam i zaangażowali się ludzie w różnym wieku. Są tu nie tylko przemyślanie, ale ludzie z Krosna i z Rzeszowa. Można powiedzieć, że ściągnęliśmy tu kawał Podkarpacia.

sa