Wybory do PE. Lewica Razem. Felieton Piotra Dymińskiego

Eurowybory. Nr 5: Lewica Razem 

W tym wypadku nazwa na pewno nie kłamie. Pod numerem 5 mamy naprawdę lewicowe ugrupowania i naprawdę są Razem. Można się z nimi nie zgadzać, ale nie da się im zarzucić, że nie traktują swoich idei poważnie. Czy mamy do czynienia z naprawdę szczerą lewicą? Możliwe, tyle że taka lewica może być bardziej niebezpieczna od tej nieuczciwej. 

To już piąty, przedostatni odcinek cyklu przed wyborami do PE. Piszę na temat wszystkich ogólnopolskich list. W dotychczasowej działalności udało mi się poznać część czołowych postaci tych ugrupowań, jednak w przypadku Lewicy Razem dotyczy to jednego z mniejszych członów formacji, czyli Ruchu Sprawiedliwości Społecznej i jednej z bardziej wyrazistych postaci lewicy: Piotra Ikonowicza.

Pod szyldem "Lewica Razem" zebrali się lewicowi ideowcy, którym nie było po drodze z SLD. Są tu dawni działacze Unii Pracy, ludzie, którzy odeszli z "Zielonych", gdy ta partia zbratała się z SLD czy wspomniany Piotr Ikonowicz, który swego czasu był posłem PPS wybranym z list SLD. Ciekawostka: swój program jeszcze w 2018 roku nazwali „Europejska Wiosna”. Hm, ktoś tu zalatuje plagiatem i ma na imię Robert?

Z jednej strony nie są to ludzie "znikąd", a z drugiej mają nadal potencjał "świeżości", nie są obciążeni nieudolnymi rządami etc. Nawet jeżeli są byłymi posłami, jak Ikonowicz, to potrafią się skutecznie odciąć od swoich dawnych towarzyszy. Określenie "towarzysz" może tu pasować znakomicie...

W programowe zawiłości nie bardzo jest sens wnikać. Jest to formacja lewicowa, socjalna, dążąca do szerokiej redystrybucyjnej roli państwa. No dobre serduszka mają, no. Chyba. Wygląda na to, że szczerze w to wierzą, bo gdyby nie wierzyli, to po prostu byliby w SLD. Spokojnie by robili kariery, nie przejmowali się jakimiś zasadami. A przejmują się. Jak wspomniałem jest to jedyna formacja, która poważnie traktuje Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie tajnych więzień CIA. Wspomniany Ikonowicz, zamiast zostać gwiazdą w SLD, woli gdzieś siedzieć na schodach i bronić lokatorów przed eksmisją. 

Zdecydowanie są to ludzie, którzy poważnie traktują swoją lewicowość. Wydaje się, że dla gospodarki nie zrobią już nic gorszego niż polityka rozdawania pieniędzy przez PiS (będąc w UE nie mogą zlikwidować pieniądza, ale Euro też chcą jak najpóźniej). Najwyżej zbiurokratyzują 500+, "żeby najbogatsi nie dostawali", albo dodatkowo "dokręcą śrubę"  prywaciarzom, żeby spółdzielnie miały większe szanse na rynku. Tymczasem mamy wybory europejskie i tutaj Razem proponuje ujednolicanie podatków w całej Unii, wprowadzanie dodatkowych podatków, likwidację "rajów podatkowych", dopłacanie do "europejskich koncernów" etc. Generalnie odgórne ujednolicanie + centralizacja, sterowanie z centrali, zamiast swobody gospodarczej. I nie przekona ich argument, że za każdym razem ma to negatywne konsekwencje. 

Lewica Razem ma spore trudności z przebiciem się medialnym. Jest zwyczajnie niewygodna dla głównych graczy. Razem już raz "zatopiło" SLD, odbierając kluczowe procenty wyborców. Z jednej strony swoimi socjalnymi postulatami mogą zyskiwać mniej konserwatywnych wyborców PiS, a drugiej strony mogą odbierać wyborców lewicowych, którym nie podoba się sojusz lewicy z "liberałami" (jak wspomniałem ostatnio, dla wielu liberał=oszust). Zatem nie do końca wiadomo komu pokazywanie Razem w telewizjach bardziej zaszkodzi. Tymczasem telewizje chcą, żebyśmy głosowali na PiS, albo na PO, żeby nie rządziło PO, albo PiS. Partia Zandberga nie pasuje do takiego układu, więc lepiej o niej nie wspominać, prawda? 

Dobrze mnie zrozumcie, ja uważam, że ich pomysły są niebezpieczne, co więcej, sami są niebezpieczni, bo szczerze chcą je realizować, a na dodatek część z nich ma ciągotki ku rewolucyjnym metodom. To zło. Zaznaczam tylko, że Razem jst jedną z tych formacji, które są zagłuszane przez emocjonalną, niemerytoryczną nawalankę ludzi, którzy rządzą od jakiś 30 lat. Jak ma być demokracja, to rozmawiajmy o różnych rozwiązaniach, nawet tych "razemowych", a następnie poddajmy je pod głosowanie. Tylko, żeby była rzetelna debata, a nie przekrzykiwanie, półprawdy, niedomówienia, czy udawanie, że kogoś nie ma. 

Pod tym względem dobre wrażenie zrobił na mnie Piotr Ikonowicz, który stanął w słownej obronie Jacka Bartyzela wyprowadzonego ze "Studio Polska" w TVP. Ikonowicz podkreślił, że kompletnie się różni z Bartyzelem, ale mocno krytykował działanie TVP wobec komitetów innych niż PiS.
Z całej "Lewicy Razem", z tych rozpoznawalnych twarzy, "jedynek", liderów, znam osobiście tylko Piotra Ikonowicza. Miałem okazję być na kilku spotkaniach z nim, ale także rozmawiać wręcz prywatnie. Piotr Ikonowicz był bardzo aktywnym działaczem opozycji antykomunistycznej, członkiem "Solidarności". To naprawdę ciekawa, nietuzinkowa postać
Ikonowiczowi chwali się postawa w czasie "afery reprywatyzacyjnej". W czasie gdy "liberałowie" coś tam gadali o wolnym rynku i własności prywatnej, a tymczasem dochodziło do oszustw i nadużyć. Ikonowicz był jedną z pierwszych osób, które w pierwszym szeregu stanęły w obronie poszkodowanych. Niestety "wolnościowy" odpuszczają samorządowe tematy, w sprawach takich jak reprywatyzacja nie chce im się wnikać w szczegóły. W efekcie mamy kolejny punkt w którym dla tysięcy ludzi liberał=oszust, bo np. do oszustw dochodzi w mieście gdzie rządzi partia wycierająca sobie gębę "liberalizmem". A to nie o żadną "świętą własność chodziło", tylko o oszustwa, przemoc, zastraszanie, a nawet morderstwo. Pani Jolanta Brzeska z Warszawy, która sama była poszkodowana w aferze, a przy tym pomagała innym lokatorom bronić się, która dokumentowała sprawy, została znaleziona martwa. Okrutnie zamordowana, ktoś ją oblał naftą i podpalił. Poszkodowanych jest nawet około 50 tysięcy ludzi. Na czym polega ich krzywda? Na wyrzuceniu z domu w wyniku oszustwa. 
Z jednej strony ten idealizm cieszy, z drugiej może niepokoić, bo lewicowcy w myśl idealizmu, czy wizji ujednolicania społeczeństwa na swój sposób, potrafią robić rzeczy straszne. Tu niestety towarzystwo wokół Ikonowicza może wyglądać dziwnie. Gdy był posłem, to zbierał wokół siebie wszelakich "lewaków". Wydawali gazetkę "Che", w której nie tylko wychwalali tego zbrodniarza z Kuby, ale i mocno siali lewicową propagandą. Wśród darzonych szacunkiem postaci, których wizerunki wisiały na ścianach był Feliks Dzierżyński (bolszewicki zbrodniarz, kumpel Stalina) czy Urlike Meinhof (lewicowa terrorystka z RFN). Najbardziej przegięli, gdy w Warszawie, tuż przed rocznicą Bitwy Warszawskiej rozpuścili ulotki o „smutnej rocznicy zatrzymania sił postępu”… Mój dziadek, więziony przez sowietów, mało nie dostał zawału, gdy to zobaczył. Zapytałem kiedyś Ikonowicza jak on to traktuje, dlaczego takie rzeczy są w jego biurze. Odpowiedział, ze po prostu je udostępnia różnym organizacjom na spotkania. No takie dobre miał serce, że jeszcze pozwalał im tam zawieszać co chcą. Patrząc po flagach, koszulkach, transparentach z manifestacji Razem, widać, że podobnie "różne organizacje" nadal się tam kręcą. 

Zdjęcie: lewicarazem2019.pl

Piotr Dymiński 

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.


Wybory do PE. PiS. Felieton Piotra Dymińskiego

Eurowybory. Nr 4: Prawo i Sprawiedliwość 

Główny cel ataków w obecnej kampanii wyborczej. Do niedawna niekwestionowany lider sondaży, a równocześnie partia rządząca, zatem w sposób naturalny konkurencja odnosi swoje działania do PiS. Ostatnio, w zależności od sondażowni na drugim lub pierwszym miejscu. Z sondażami sami wiecie jak jest, potrafią się mylić i to bardzo. 

Przed wyborami do PE zamieszczam wpisy na temat wszystkich ogólnopolskich list. Co ciekawe, w dotychczasowej działalności udało mi się poznać część czołowych postaci tych komitetów. W ogromnej mierze wybory do PE są traktowane jako próba sił przed jesiennymi wyborami do Sejmu. I to zarówno pomiędzy komitetami, jak i w obrębie samych list. Dlatego też będę zwracał uwagę na ten aspekt.

Dzisiaj PiS. Formacja potępiana w czambuł, traktowana przez wielu jako najgorsze zło, jakie spotkało Polskę od wieków. Jeżeli ktoś śledzi moje wpisy, to nie jest dla niego tajemnicą, że krytykuje politykę gospodarczą i zagraniczną PiS, że piętnuję głupie pomysły i wypowiedzi ludzi z PiS. Sama partia pokazała, że czasem nawet nie potrzebuje przeciwnika, że sama potrafi się zniszczyć, tak jak przed wyborami samorządowymi w Jaśle i Przemyślu. Jednak taka przesadzona, często niesłuszna lub oparta na półprawdach krytyka nie służy sensownej debacie publicznej. 

W przypadku PiS bardzo wyraźnie widać kampanie prowadzoną już pod jesienne wybory, skupioną na polityce krajowej. Mamy podkreślane 500+, 300+, rozdawanie "trzynastek" emerytom czy poszerzenie samego programu 500+. No jaki to ma związek z Parlamentem Europejskim? W wyborach do PE może nastąpić niewielkie przesunięcie mandatów i w sumie wiele z tego nie będzie wynikać. Natomiast w wyborach do Sejmu kilka mandatów to jest kwestia utrzymania władzy i wszystkiego co się z tym wiąże. W sytuacji gdy opozycja grozi trybunałami, komisjami śledczymi czy choćby wspomnianą w poprzednim felietonie "walką na śmierć i życie", PiS wie, że utrata władzy może się dla nich bardzo źle skończyć, dlatego mając budżet nie wahają się go użyć. Ponieważ opozycja bardzo nieporadnie to krytykuje, a na dodatek zaczyna ścigać się w obietnicach rozdawania z budżetu, to tym bardziej jest to metoda skuteczna. Przykład? 500+. Niby krytykowane, ale opozycja obiecuje rozszerzenie na każde dziecko. Tymczasem tuż przed wyborami PiS rozszerza program. Obietnica staje się nieaktualna, a samo działanie ciężko krytykować, gdy proponowało się praktycznie to samo.
Szczerze marzę o opozycji, która przedstawi sensowny program wygaszania 500+, bo to jest ogromne obciążenie finansowe i biurokratyczne dla państwa. Niestety wielu ludzi tego chce, albo nie zdając sobie z konsekwencji, albo działając na zasadzie "po nas choćby potop".

W tym miejscu przypomnę to, co powiedziałem na spotkaniu Klubów Liberalnych w Krośnie. Z winy samych tzw. "liberałów" inna polityka jest obecnie mało możliwa. Formacje obiecujące wolność gospodarczą, obniżanie podatków, uproszczenie przepisów, zmniejszenie biurokracji itp. już wielokrotnie uczestniczyły w rządzeniu krajem. Niestety zazwyczaj postępowały odwrotnie niż obiecywały. Dlatego wielu osobom liberalizm dziś się bardzo, ale to bardzo źle kojarzy. Właściwie dziś dla wielu "liberał = oszust". To nie znaczy, że myśl wolnościowa jest zła, po prostu nigdy nie została tak naprawdę zastosowana w Polsce. Obietnic socjalnych też mieliśmy sporo. "Solidarność" przecież nie miała na sztandarach kapitalizmu, "Solidarność" chciała państwa socjalnego, tylko bez cenzury, bezpieki i bez zwalczania Kościoła. Pierwsze lata transformacji przyniosły wielu ludziom niepewność, utratę pracy. Do władzy szybko wrócili postkomuniści, ale nie przywrócili socjalu, za którym ludzie tęsknili. Kolejne wybory wygrała AWS, która także nie spełniła oczekiwań socjalnych, za to zrobiła trochę zamieszania z "czterema reformami". AWS ponownie przegrał z SLD i tak dalej. Praktycznie nigdy nie były spełniane obietnice socjalne, a od czasów ministra Wilczka też nie zrobiono poważnych ruchów w stronę wolności gospodarczej. Na ten przygotowany latami grunt przyszedł PiS i po raz pierwszy spełnił swoje obietnice, przynajmniej częściowo. Ma to fatalne skutki dla gospodarki, powoduje powstanie zobowiązań państwa, z których cięzko będzie się wycofać bez niepokojów społecznych, powoduje też, ze kolejne grupy zgłaszają się po pieniądze. Wtedy np. okazuje się, ze dla nauczycieli to akurat za wiele nie ma, a na pewno nie tyle, ile by chcieli. I oto przepis na konflikt gotowy. Mam jednak wrażenie, że uderzenie w uczniów i wkurzanie ich rodziców przez protestujących spowodowały, że rządząca partia niewiele na tym straciła. Ale takie konflikty sa nieuchronne przy prowadzeniu polityki rozdawania, bo budżet to nie kura składająca złote jajka, tylko pieniądze, które najpierw trzeba komuś zabrać.

Rozdawanie elektoratowi jego własnych pieniędzy okazało się skuteczną taktyką. W efekcie liczne wpadki w stylu „San Escobar”, totalna kompromitacja "Misiewiczami", przyznawanie nagród, przekształcenie TVP w siermiężną maszynę propagandy, której nie da się oglądać... to wszystko może w znacznej mierze uchodzić na sucho. To dzięki temu, że można straszyć, że gdy Schetyna przejmie władzę, to pozabiera wszystkie "+" i jeszcze podniesie wiek emerytalny. Generalnie zasada: "chyba nie chcecie, żeby Pan Jones wrócił?" Sprawdzało się straszenie Jarkiem, może sprawdzać się straszenie Grześkiem. Czemu nie? Tym bardziej, że Grzesiek wziął sobie takich, a nie innych sojuszników do walki o demokrację i prawa człowieka. Ataki na tym polu już nie osiągną większych sukcesów. Wynika to choćby z hipokryzji samych atakujących. Niby jest zagrożenie dla mediów, a jednak prywatne stacje, gazety i portale działają w najlepsze, wręcz otwarcie krytykując władzę. Oj słabo jak na "faszyzm i zamordyzm". To nawet w "fajnej Polsce" ABW potrafiło wejść do redakcji i szarpać dziennikarza, a tu dalej nic.

I tu od razu uprzedzam, że przegrana PiS w eurowyborach, w rozumieniu wyniku słabszego niż wynik Koalicji Europejskiej, może być korzystniejszy dla tej partii w perspektywie wyborów na jesieni. Już objaśniam, słabszy wynik będzie bardziej mobilizował do "obrony 500+ i innych darowizn z budżetu". Uwaga! PiS już prowadzi narrację w tym kierunku. "Wyborco! Obroń 500+!".Zamiast realnych reform państwa, zmian systemowych, mamy przepychanki personalne, dążenie do wymiany ludzi na wszelkich stanowiskach. Oczywiście usuwani są "źli", a wprowadzani "dobrzy", znaczy związani z partią. Nie sposób tego pozytywnie ocenić.
Okazuje się jednak, że PiS nie jest do końca partyjnie zaślepiony. Taki przykład mamy na naszym podwórku, obok Krosna. Chodzi mi o temat poszerzenia granic miasta o tereny należące administracyjnie do dwóch sąsiednich gmin. W obu gminach rządzi PiS. W Krośnie rządzi prezydent otwarcie popierający opozycję. Projekt zmiany granic opiniuje wojewoda z PiS. I daje opinie pozytywną, wbrew prośbom partyjnych struktur i działaczy PiS w powiecie i dwóch gminach, a przychylając się do pomysłu władz miasta sprzyjających Platformie. Rozwój miasta, rozwój regionu, ponad partyjny interes. W sumie dobrze, prawda? Wojewoda z PiS, która też startuje w wyborach do PE zrobiła zatem bardzo duży krok dla rozwoju Krosna, a równocześnie prezydent Krosna otwarcie popiera kandydatkę Koalicji Europejskiej, twierdząc, że to ona "wspiera Krosno". Zmiana granic ma pomóc w komunikacji z tą drogą. 10 lat temu prezydent Krosna o tym nie myślał, bo ta droga to "pisowski" pomysł, nie miała większych szans na realizację. Serio, 10 lat temu prezydent Przytocki twierdził, że poszerzanie Krosna jest niepotrzebne. Działacze PiS też lobbują i w pełni współpracują na rzecz łącznicy kolejowej dla Krosna. Nie patrzą kto tu rządzi, tylko rozwiązują poważny problem. Zatem w niektórych miejscach, niektórych sprawach potrafią patrzeć szerzej i działać logicznie. Globalnie to niestety wygląda inaczej. Nie mogę powiedzieć przy tym, że jestem zawiedziony, bo nie miałem jakiś pozytywnych oczekiwań, a wspominane już "500+" krytykowałem od pierwszych minut pojawienia się tego pomysłu.

Mówimy jednak o wyborach do międzynarodowego ciała, a polityka międzynarodowa to słaby punkt PiS. Na tym polu KE, Razem z Wiosną już nie są w stanie zabrać zbyt wielu głosów PiS. Straty może zadać Kukiz'15 i "to drugie" czyli Konfederacja, której nazwy nie wypada wymieniać. To co PiS mógł stracić antyeuropejskimi wystąpieniami (np. Dudy lub Pawłowicz), to już stracił. Teraz może tracić "po drugiej stronie", licytując się, ze jest bardziej europejski od Koalicji Europejskiej. Zdecydowanie brakuje pod tym względem konsekwencji i wyważenia, mamy rozchwianie od "szmaty" po "wpisanie członkostwa do Konstytucji".

PiS jest wyjątkowo wrogi wobec Rosji, na tym kierunku możliwości współpracy ma bliskie zeru. To też utrudnia współpracę z Węgrami i Orbanem, bo ten potrafi się nieraz dogadać na Wschodzie. Partia jest też skonfliktowana z Niemcami. Ukierunkowała się na sojusz i współpracę z USA, za wszelką cenę. Rząd skutecznie pozamykał sobie możliwości manewru na arenie międzynarodowej, a w efekcie mamy np. pogorszenie relacji z Izraelem. Oni też mają tam swoją politykę wewnętrzną i akurat część tamtejszych polityków chce coś ugrać na obrażaniu Polaków. I co na to może poradzić PiS, skoro mamy z Izraelem wspólnego "Wielkiego Brata". Tu zdaniem Konfederacji może pojawić się ta "wszelka cena", czyli konieczność zapłaty odszkodowań dla organizacji żydowskich, za bezspadkowe mienie, które pozostało w Polsce. PiS przekonuje, że nic nikomu nie będzie płacić,  Gazeta Wyborcza ubolewa nawet, że chociaż nikt od Polski nie będzie żądał pieniędzy, to działania Izraela nakręcają nastroje nacjonalistyczne i antysemickie w Polsce, a Gideon Taylor działający na rzecz restytucji mienia żydowskiego twierdzi, że po wyborach "będzie lepsza atmosfera". Nie wiadomo dokładnie co ma na myśli, ale przypominam, że w sprawie ustawy o IPN rząd PiS najpierw miał nie robić "ani kroku w tył", a następnie napisano nową wersję ustawy „w Mosadzie”. Przyznacie, że wygląda to niezbyt fajnie, szczególnie dla wyborców PiS? Konstytucja, to konstytucja, ale groźba płacenia za skutki niemieckich i sowieckich zbrodni to jest coś, co może skłonić wyborców PiS do oddania głosu na kogoś innego. Oczywiście Koalicji Europejskiej nie wypada bezpośrednio wykorzystywać tych nastrojów. Jednak tak jak dla PiS lepsza jest silna Wiosna i Razem, tak dla PO w tych okolicznościach lepsza jest silna Konfederacja i Kukiz'15. Może dlatego Monika Olejnik docisnęła pod koniec kwietnia Adama Bielana w sprawie "restytucji"? Tak prowadzona polityka zagraniczna wiąże też PiSowi ręce na wewnętrznym podwórku. Przypomnijcie sobie np. "Tajne więzienia" z poprzedniego wpisu. PiS mając w ręku TVP i wsparcie paru innych mediów kompletnie nie wykorzystuje tego argumentu. Bo to by oznaczało krytykę USA. Można mieć uzasadniona obawę, że PiS zaakceptowałby "tajne więzienia" podobnie jak SLD. Bo priorytetem są dobre relacje i obecność amerykańska w Polsce "za wszelką cenę". To jest temat, który na scenie polityczne podnosi już chyba tylko partia Razem (w następnym odcinku), przy czym nagłaśnianie nie jest korzystne ani dla mediów sprzyjających Platformie, ani mediów PiS, bo to uderza w wiarygodność Koalicji i w politykę zagraniczną PiSu.

Przejdźmy do kilku czołowych postaci PiS, jakie miałem okazję poznać. Na naszym terenie polityków PiS jest niemało i są wpływowi. Często jesteśmy też odwiedzani przez czołowych działaczy partii. Była okazja, żeby poznać naprawdę wielu, a np. Jarosława Gowina poznałem jeszcze jako polityka PO, zresztą bardzo celnie punktującego poprzednie rządy PiS. Wróćmy jednak do PiS, nie przedłużając wspomnę o dwóch postaciach.

Stanisław Piotrowicz, nie występuje bezpośrednio w tych wyborach. Wspomniałem jednak, że te wybory to przygotowanie na jesień, a Piotrowicz jest wdzięcznym celem ataków całej opozycji, z każdej strony. Raz zarzuca się, że do spraw Praw Człowieka i Konstytucji PiS deleguje prokuratora z PZPR i "oprawcę opozycji", a ostatnio nazwisko jest głośne w związku z nagłośnionym przez Sekielskiego tematem pedofilii w Kościele. Stanisława Piotrowicza poznałem bardzo dawno, nie był jeszcze politykiem, a ja nie wiedziałem, że jest prokuratorem. To było spotkanie z młodzieżą, na którym Piotrowicz zachęcał do wolontariatu, pomocy ubogim i mówił jak wygląda działalność charytatywna w Krośnie. W późniejszych latach mieliśmy wiele okazji do spotkań, rozmów i wywiadów ponieważ ja zajmuję się dziennikarstwem, a on był szefem miejscowej prokuratury, a następnie senatorem, a później posłem z Krosna. W 2001 roku, w czasie słynnej konferencji o umorzeniu sprawy "księdza z Tylawy", jeszcze nie byłem dziennikarzem, nie było mnie tam. Znam to tylko z relacji i dokumentów. Faktem jest, że Piotrowicz nie prowadził sprawy, ale był zwierzchnikiem prokuratury i relacjonował ustalenia mediom. Czy wpływał na śledztwo? Zostają domniemania. Gdy sprawa trafiła do innej prokuratury i ponownie przed Sąd, to już byłem obecny na rozprawach, rozmawiałem z uczestnikami. Trzeba tu zaznaczyć, że pomiędzy 2001, a 2004 rokiem zmienił się materiał dowodowy,. Część osób, które broniły księdza w 2001 roku, już w 2004 postanowiły mówić i stanęły po stronie oskarżenia. Z postępowania w Sądzie i rozmów z uczestnikami procesu wyłania się tak patologiczny obraz relacji pomiędzy mieszkańcami, a proboszczem, że aż trudno uwierzyć, by prokurator nie mógł tam dopatrzyć się przestępstwa. I właściwie powinno być więcej oskarżonych i skazanych. To moje zdanie i w sumie materiał na osobny felieton. Zarówno ustalenia moje, jak i Sądu wskazują, że ksiądz molestował dziewczynki, z moich informacji wynika, że zdarzało mu się dobierać nawet do dziewczynki, która była na wsi na wakacjach.

Piotrowiczowi próbuje się też zarzucać prześladowanie opozycji w czasach PRL. Ludzie bezwiednie powtarzają slogany "skazywał opozycjonistów!" itp... no prokurator nie skazuje, najwyżej oskarża. Duże redakcje (np. Wyborcza, TVN, Superekspres) szukały w Krośnie "opozycjonistów, którym Piotrowicz zniszczył życie". Wiem, bo do mnie też dzwonili prosząc o pomoc w poszukiwaniach. Generalnie było to poszukiwanie nieskuteczne, nie licząc pana Pikula z Jasła. U Pikula w stanie wojennym znaleziono ulotki/gazetki opozycyjne. Piotrowicz zajmował się tą sprawą. Za ulotki można było dostać wtedy 3 lata więzienia. Ostatecznie Pikul został uniewinniony, wyszedł po kilku miesiącach z aresztu. Słaby wynik jak na "oprawcę". Piotrowicz twierdzi, ze to zasługa przesłuchania, w którym wspólnie z adwokatem, Stanisławem Zającem, doprowadził do tego, że Pikul odwołał wszystkie wcześniejsze zeznania, w których przyznawał się do winy. Zając był obrońcą opozycjonistów, a jednak zaprzyjaźnił się z Piotrowiczem. Myślicie, że zaprzyjaźniłby się z "oprawcą", czy raczej z kimś kto pomagał mu wyciągać oskarżonych z kłopotów? Tego jak wyglądały te relacje Stanisław Zając już nam nie opowie, bo nie żyje. Piotrowicz może opowie, ale jemu w sumie nikt nie wierzy. Dla mnie jest jednak oczywiste, że jeżeli była taka współpraca, to adwokat i prokurator raczej szeroko o tym nie informowali, mogli nie informować nawet samych oskarżonych, bo po co ryzykować jakiś "wyciek"?

Kandydatem PiS nr 1 na Podkarpaciu jest Tomasz Poręba. Jest to zarazem szef kampania europejskiej całego komitetu. Porębę poznałem już jako polityka, kandydata do PE, a później Europosła. Nie ukrywajmy, jest to przedstawiciel najlepszych kadr PiSu. Człowiek młody, wykształcony, pracowity, aktywny. Naprawdę widać jego pracę w terenie, gdzie wspiera konkursy dla dzieciaków, zawody sportowe, kluby sportowe. Równocześnie jest zaangażowany w robienie dobre PR dla Polski i Podkarpacia np. poprzez wystawy, prezentacje filmów. Ostatnio w Brukseli pokazywał film o Łukasiewiczu, wcześniej prezentował Beksińskiego. Poręba włożył też niemały wysiłek we wspominaną już "Via Carpathia", czyli S19. Takich działań oczekuję od Europosłów. Żeby cały PiS tak działał i tylko takie rzeczy robił, to byłaby spoko partia, nie?

Piotr Dymiński 

Zdjęcie: pis.org.pl

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.


Są fundusze na usunięcie azbestu

Specyficzne właściwości azbestu - niepalność, wytrzymałość mechaniczna i termiczna oraz elastyczność - sprawiły, że znalazł on zastosowanie w różnego rodzaju technologiach przemysłowych. Największa jego ilość wykorzystywana była w produkcji materiałów budowlanych, przede wszystkim do wytwarzania dachowych i elewacyjnych płyt azbestowo-cementowych. Stosowany był na dużą skalę do połowy lat osiemdziesiątych, czyli do momentu udowodnienia szkodliwego oddziaływania na zdrowie ludzi. Badania dowiodły rakotwórczego działania włókien azbestu, które przedostają się do organizmu z wdychanym powietrzem.

Azbest ma zniknąć z polskich dachów do 2032 roku. Problem najczęściej dotyczy osób, które mają dom pokryty popularnym eternitem, zawierającym włókna azbestu. Program priorytetowy dotyczący usuwania wyrobów zawierających azbest jest realizowany w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej od kilku lat. Ostatnia edycja programu była ogłoszona w 2015 roku na 3 lata. W tym roku ruszyła kolejna.

15 maja prezydent Przemyśla ogłosił nabór wniosków o dotację na usunięcie wyrobów azbestowych ze środków Gminy Miejskiej Przemyśl. Mogą ubiegać się o nią osoby fizyczne, prawne, wspólnoty mieszkaniowe i przedsiębiorcy, a także jednostki sektora finansów publicznych. Dotacja pokrywa 80% całkowitych kosztów realizacji zadania, ale jej wysokość nie przekracza 3 tys. złotych i nie obejmuje kosztów nowego pokrycia dachowego czy elewacji.

Wnioski o udzielenie i rozliczenie dotacji można uzyskać w Kancelarii Ogólnej Urzędu Miasta, Wydziale Architektury i Ochrony Środowiska lub poprzez stronę internetową www.przemysl.pl.
Wypełnione dokumenty należy złożyć w Kancelarii Ogólnej UM do 31 października 2019 roku.


Nie chciał go Kukiz, zechciała Konfederacja. Poseł Majka ma nowy klub

16 maja politycy Konfederacji - Piotr Liroy Marzec i Marek Jakubiak - przedstawili nowego posła, który wzmocnił ich ugrupowanie w sejmie. Jest nim przemyślanin Robert Majka, znany z ostrych i bezkompromisowych wypowiedzi. Przejście R. Majki do Konfederacji wydawało się kwestią czasu, po tym jak jego wstąpienie do swojego klubu wykluczył kategorycznie Paweł Kukiz.

Niemniej i w Konfederacji postać Majki może wzbudzać mieszane odczucia. Kilka tygodni temu Grzegorz Braun podczas wywiadu udzielonemu Portalowi Przemyskiemu mówił, że posła Majki nie będzie na listach Konfederacji do PE i porównywał Majkę do człowieka-orkiestry.

Iskrzy też między Majką a innym konfederatą z Przemyśla - Andrzejem Zapałowskim. Napięcie między politykami może wzrosnąć jeszcze bardziej, gdy przyjdzie do układania list Konfederacji w wyborach do sejmu, które odbędą się na jesieni.

A Majka, choć postępuje w sposób na pierwszy rzut oka nieszablonowy, przysparza swoimi interpelacjami problemów Prawu i Sprawiedliwości. Najpierw zwracał się do premiera Mateusza Morawieckiego z pytaniami dotyczącymi wprowadzania 5G, a teraz żąda pisemnych gwarancji od premiera dla polskiego majątku tak, by go zabezpieczyć przed roszczeniami żydowskimi, które według prawicy mogą zostać wysunięte na podstawie amerykańskiej ustawy 447. Jeśli do tego dodać dużą aktywność posła w internecie i niezależnych telewizjach internetowych, to właśnie Majka może być najpoważniejszym kandydatem na posła Konfederacji z ziemi przemyskiej.


Wybory do PE. Koalicja Europejska. Felieton Piotra Dymińskiego

Eurowybory. Nr 3: Koalicja Europejska

Koalicja Europejska, czyli wielki wspólny front tolerancji i fajności, który łączy tylko jeden wspólny punkt: zniszczyć PiS. I akurat w tym temacie wcale nie jest tolerancyjnie, to dosłownie walka na śmierć i życie. Równolegle toczy się walka w obrębie własnych list. 

Przed wyborami do PE zamieszczam wpisy na temat wszystkich ogólnopolskich list. Co ciekawe, w dotychczasowej działalności udało mi się poznać jakieś czołowe postacie tych komitetów. W ogromnej mierze wybory do PE są traktowane jako próba sił przed jesiennymi wyborami do Sejmu. I to zarówno pomiędzy komitetami, jak i w obrębie samych list. Dlatego też będę zwracał uwagę na ten aspekt.

"Koalicja Europejska", czyli połączone wokół Platformy siły blisko połowy polskich populistów i socjalistów wokół. Tak właśnie, część z nich, jak PSL i SLD otwarcie opowiada się za socjalna polityką, interwencjonizmem w gospodarce itp. Inni, jak PO, coś tam gadają o wolności w gospodarce, czy czasem krytykują socjal, ale w praktyce nie realizowali nigdy swojego liberalnego programu, a obecnie wręcz ścigają się na populistyczne obietnice z PiS.

Pod koniec lat 90-tych ubiegłego stulecia wyraziłem pogląd, że wszelkie socjalistyczne formacje, takie jak AWS, SLD itp. powinny połączyć się pod jednym sztandarem, co ułatwiłoby wyborcom sprawę. Skoro faktycznie nie ma między ich działaniami dużych różnic, to bez sensu są spory o to na kogo z nich głosować, prawda? I proszę: stało się! Oto Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokratycznej, Nowoczesna, Zieloni, Unia Europejskich Demokratów, Inicjatywa Feministyczna, Socjaldemokracja Polska (SDPL), Wolność i Równość, tworzą jeden komitet! Wszak PO z Jerzym Buzkiem, to w dużej mierze spadkobiercy nie tylko UW, ale i AWS, z SLD i PSL sprawa jest prosta, a większość pozostałych to odpryski czy to z UW, czy z SLD. Pamiętam nawet przedwyborczy program w TV, gdzie kolejni przedstawiciele partii politycznych mierzyli się w krótkich dyskusjach z dziennikarzami prowadzącymi na co dzień programy publicystyczne. To był 1997 rok, a panowie Najsztub i Żakowski dopadli samego Leszka Millera. Padło jedno proste pytanie: "czym różni się program SLD od programu AWS?" Ta jedna kwestia wystarczyła by Miller poległ. To jednak pokazywało, że połączenie sił jest tylko kwestią czasu. Niestety to nadal nie wszyscy socjaliści i populiści. Na scenie politycznej zostało dość miejsca jeszcze na PiS, Razem czy Kukiz15, którym poświęcone będą kolejne wpisy przedwyborcze.

Wróćmy jednak do samej KE, która jest mieszanką dawnych przyjaciół i wrogów. AWS przecież powstał jako "anty SLD", z AWS i UW wyłoniła się pierwotna PO. Na zgliszczach AWS ponownie zwyciężyło SLD, które znowu zostało pokonane między innymi przez PO. Ba, jeszcze rok temu Czarzasty (SLD) mówił o Schetynie (PO) per "oszukaniec" i wytykał obłudę. Zbierał za to oklaski dzisiejszych wyborców KE. Wracając do historii elementów tworzących KE trzeba zauważyć, że na różnych etapach wydzieliły sie takie twory jak SDPL, którego działaczom nie pasowało funkcjonowanie SLD, czy .Nowoczesna, która powstała dla zawiedzionych wyborców PO, powtarzając niejako pierwotny program PO. Teraz wszyscy są razem, chociaż bez partii Razem. Z tą .Nowoczesną też jest ciekawostka. Gdy powstawała wskazałem, że moim zdaniem jest to projekt, którego celem jest by niezadowolony elektorat PO nie odpłynął zbyt daleko. Ciekawe ilu ludzi się na to nabrało? Ile osób miało dość PO i zdecydowało się poprzeć .Nowoczesną, a ilu z nich teraz zagłosuje de facto na PO, oddając głos na Koalicję?

Wspólna część programu tej koalicji to: "antyPiS". no bo wiadomo, że to nieładnie dzielić Polaków. Opinie są rożne co do tego "kto zaczął". Koalicja Europejska zarzuca PiSowi, ze dzieli ludzi, obraża, łamie Konstytucję i w ogóle. Tyle, ze Koalicja też ma swoje za uszami. Od lat całe grupy ludzi były wyzywane od kołtunów, ciemnogrodu, oszołomów, faszystów i czego tam jeszcze. O ile dobrze pamiętam, to wprowadzenie do polityki negatywnego określenia "moherowych beretów" zawdzięczamy samemu Donaldowi Tuskowi. To są przykłady nie walki pomiędzy politykami, to są przykłady poniżania i obrażania elektoratu innych ugrupowań. Fakt, Tusk teraz nie jest w koalicji, ale cały czas jest autorytetem do którego odwołują się ludzie PO, a obecna opozycja wypatruje jego powrotu jak księcia na białym koniu, albo przynajmniej na czarnym smoku. Z tego powodu będzie dzisiaj troszkę o Tusku, tym bardziej, że ze szczytów władzy PO, to akurat jego miałem okazję najlepiej poznać. Wracając do obelg, to jednych to może bawić, inni mogą po prostu uważać, że to prawda, że osoby o innych poglądach to oszołomy i idioci. Niemniej może to kogoś obrażać. Mnie np. obrażało gdy Bronisław Komorowski podzielił ludzi na tych, którzy są za demokracją i na tych, którzy na niego nie głosowali. A było sporo ostrzejszego "języka miłości", jak jakieś "polowanie na kaczki", "dożynanie watahy" czy choćby pomysł zastrzelenia, patroszenia i wystawienia na sprzedaż skóry pewnego polityka wskazanego z imienia i nazwiska. I generalnie to są przykłady "języka miłości" względem PiS. Dla mnie takim najbardziej przełomowym momentem było złamanie przez Tuska przysięgi dotyczącej podnoszenia podatków. Obiecywał, ze jego rząd tego nie zrobi, przysięgał, ze jak ktoś w rządzie przedstawi taki pomysł, to zostanie wyrzucony. I co? Dochodzi do podwyżki VAT, a równocześnie do sprowokowania awantury na Krakowskim Przedmieściu, pod Pałacem Prezydenckim. Nie przedłużając: skoro masa ludzi tam przychodziła, skoro palili tam znicze i składali kwiaty, to potraktowanie tego jak "śmiecenia", usuwanie krzyży, wyrzucanie kwiatów do śmieci, gaszenie zniczy musiało wywołać awanturę. Na to się nałożyło mnóstwo innych rzeczy, np. bzdury o przekopywaniu miejsca katastrofy na metr w głąb. I to akurat nie PiS kłamał. Zatem prośba do wszystkich fanów Zjednoczonego Sojuszu Nowoczesnej Lewicy Ludowo-Obywatelskiej, aby mi nie wciskali kitu, że wszelkie podziały polityczne to wyłączna wina PiS.

Żeby nie przedłużać nadmiernie, to Koalicja kompletnie mnie nie przekonuje. Wiarygodność uczestników jest bliska zeru. Teraz różne rzeczy obiecują, rozgrywają politycznie problemy w edukacji, służbie zdrowia, niby że Konstytucji bronią itp. Powiedzmy sobie jasno, zły stan państwa na wielu polach to nie jest "zasługa" ostatnich lat. To dziesięciolecia starań kolejnych ekip, żeby wszystko komplikować, żeby przedsiębiorcom dokręcić śrubę, żeby robić reformy, które nic nie reformują, tylko dokładają kosztów i biurokracji (np. stworzenie powiatów), czy są nic nieznaczącymi pozoracjami, jak utworzenie OFE. I wiecie co? Jak weźmiecie sobie kalkulator, to zobaczycie, że w ostatnich niespełna 30 latach, członkowie Koalicji Obywatelskiej odpowiadali za blisko 80% czasu rządów. Takie macie super recepty na wszystko, że na SOR będzie diagnoza w godzinę, że nauczyciele, pielęgniarki, lekarze, policjanci będą dobrze zarabiać (reszty spotu PO z 2007 roku poszukajcie sobie sami), to pytam: dlaczego tego wszystkiego nie zrobiliście, rządząc w sumie przez około 23 lata! Naprawdę, weźcie do ręki kalendarz, kalkulator i powiedzcie sobie sami: czy to naprawdę jest ekipa, której można ponownie zaufać?

Ja już kiedyś zaufałem Tuskowi, mam to za sobą. Platforma na początkowym etapie swojego istnienia faktycznie wydawała się nową jakością, nowoczesną, wolnorynkową formacją, która mogła coś zmienić. Nie była jeszcze bardzo popularna. Gdy Donald Tusk przyjechał wtedy do Krosna, to na spotkanie z nim w auli PWSZ przyszła garstka ludzi. Później w niespełna 10 osób poszliśmy zwiedzać miasto, rozmawiać. Pamiętam, że wtedy zaprowadziłem Tuska między innymi do podziemi Kaplicy Oświęcimów w Krośnie. Teraz żartuję, że chyba należało go tam zamknąć. Jednak wtedy to był całkowicie inny Tusk, człowiek bardzo sympatyczny, ideowy. Nie wiem co się stało, nie wiem czy wtedy po prostu kłamał? Czy może później wziął od kogoś pieniądze i nie realizuje swoich idei? Ktoś zupełnie inny od antypatycznego, bezczelnego Tuska, który o rabunku z OFE powiedział: "To nie są wasze pieniądze" i  "Jeżeli myślicie, ze nimi dysponujecie, to spróbujcie nimi zadysponować". Najpierw, ze to będą nasze indywidualne, dziedziczne konta, a później w tonie: "...a spróbujcie sobie zadysponować. no widzicie, to nie wasze...". Takie przykłady można niestety mnożyć... inny człowiek. Kto wie, może go podmienili? A może zaraził się od takich cyników jak Schetyna? 

Też słabo, że ten "skok na OFE" zalegalizował Trybunał Konstytucyjny. Zresztą sam Trybunał, jako swoista "trzecia izba parlamentu" jest osobnym tematem na felieton. W tej sprawie stało się coś bardzo niepokojącego, co widzimy też w uzasadnieniu z TK. "Sędziowie TK musieli zmierzyć się z bardzo trudnym zadaniem wyważenia dwóch sprzecznych - przynajmniej w tym przypadku - racji: zachowania równowagi budżetowej i poszanowania prawa własności, które gwarantuje Konstytucja". Nadążacie? To wygląda tak: ponieważ zwrot pieniędzy mógłby zagrozić równowadze budżetowej, to skok na OFE zalegalizowano, pomimo niezgodności z zasadą ochrony własności. Dlatego teraz PiS mógł zgarnąć resztę OFE. To w ogóle otwiera szerokie pole do zabierania obywatelom własności w imię "równowagi budżetowej". a ja głupi myślałem, że Konstytucja ma nas chronić, że ochrona naszych praw w Konstytucji jest po to, żeby rząd nie mógł sobie sięgać kiedy i po co chce. Myślałem, że zapis o równowadze budżetowej ma służyć dyscyplinie finansów, ograniczaniu wydatków, a nie usprawiedliwianiu skoku na kasę, która miała być dla obywateli. No głupi byłem. Tylko proszę, nie namawiajcie mnie więcej do protestowania w obronie TK, bo jakoś nie czuję, by Trybunał chronił mnie przed pazernością państwa.

Na koniec wróćmy jeszcze do Czarzastego i SLD, Kwaśniewskiego maszerującego z KE etc. Dla mnie to jest wyjątkowo obciążająca część tej formacji. Towarzystwo, które naprawdę nie powinno wypowiadać się o prawach człowieka, przestrzeganiu Konstytucji itp. W kilku zdaniach wyjaśnię. Na SLD ciąży sprawa tajnych więzień CIA, czyli miejsca, gdzie niezgodnie z KONSTYTUCJĄ więziono bez wyroku i poddawano torturom ludzi. Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że Polska WIEDZIAŁA o specyfice więzienia, że współpracowała z Amerykanami w nieludzkim traktowaniu więźniów. Politycy SLD nie dopuszczają tego do wiadomości. Najpierw zaprzeczali temu bezprawiu, a teraz udają, ze tak trzeba, a czasem to w ogóle prawo należy złamać. Podkreślam, mówimy o jednym z najcięższych sposobów łamania praw człowieka, czyli o pozbawieniu wolności bez wyroku, o ukrywaniu informacji o losie uwięzionego przed rodziną, o pozbawieniu prawa do sądu i o torturach. Szanowne SLD, wywodzące się jeszcze z PZPR, jeżeli podobnie jak wasi koledzy z SB uważacie, ze tortury są spoko, to po co wpisywaliście zakaz tortur do Konstytucji? Takie przyzwolenie dla nielegalnej przemocy dotyka mnie szczególnie, bo sam mało nie dostałem łomotu od funkcjonariuszy Aleksandra Kwaśniewskiego. Właściwie nawet nie wiem kim byli ci ludzie, bo żaden nie miał identyfikatora, żaden się nie przedstawił, ani nie legitymował. Mogli być z BOR, Policji, albo być zwykłymi działaczami partii. W 2000 roku wdałem się w dyskusję z Kwaśniewskim na spotkaniu w Krośnie. Zostałem wyprowadzony z sali przez jakiś ludzi, poza salą zaczęli mnie straszyć, obrażać. Na moje szczęście po chwili wyszedł za nami dziennikarz "uzbrojony" w aparat fotograficzny. W obecności dziennikarza panowie stali się uprzejmi. Później dowiedziałem się, ze tego samego dnia dwóch chłopaków w Krośnie dostało łomot za wznoszenie okrzyków przeciwko Aleksandrowi. Jeżeli dziennikarz, który wyszedł za mną z sali, przypadkiem czyta ten felieton, to bardzo dziękuję za jego postawę. Mogę tu dodać, że to wydarzenie zdecydowało o tym, że postanowiłem sam zająć się dziennikarstwem, w tym pomagać ludziom poszkodowanym przez władzę. Ten Kwaśniewski, za którego rządów działo więzienie z torturami, idzie w marszu, któremu rzekomo przyświecają takie wartości jak praworządność i demokracja. Co za farsa. W tej samej koalicji idzie Czarzasty, który zapowiada walkę z wrogami politycznymi "na śmierć i życie". Wiecie, "walka na śmierć i życie" to jest poważna sprawa. Już kilka dni po tej wypowiedzi, działacz "wroga politycznego", został pobity w Szczecinie i próbowano go zrzucić ze schodów. Ja mam troszkę pojęcie o anatomii i urazach więc wiem, że próba zrzucania człowieka ze schodów to jest dosłownie walka na śmierć i życie. Skuteczne zrzucenie człowieka ze schodów może powodować kalectwo albo nawet śmierć.

Czarzastego też miałem okazję poznać, jakoś nie zrobił pozytywnego wrażenia, chociaż przy mnie nie wygłaszał tak radykalnych poglądów. Tylko czy takie słowa w jego wypadku mogą dziwić? On zapisał się do PZPR w Warszawie, w tym samym roku, gdy milicja zatłukła tam na śmierć Grzegorza Przemyka, a winą obciążono sanitariuszy i lekarzy. Jeden z sanitariuszy powiedział, ze do przyznania się do winy zmuszano go grożąc zamordowaniem rodziny. Wyobraź sobie, że jesteś maturzystą, albo studentem, w Twoim mieście milicjanci biją na śmierć praktycznie Twojego rówieśnika. Naprawdę w takich okolicznościach chciałbyś zapisywać się do rządzącej partii? Przecież Przemyk to nie była jedyna ofiara. Pałowanie opozycji było na porządku dziennym. Czasem strzelanie. Czasem porwanie, tortury i morderstwo. Czarzastemu to nie przeszkadzało w karierze w partii odpowiedzialnej za to wszystko. On musiał mieć świadomość, że zapisał się do partii, która dosłownie zabijała przeciwników politycznych. Podobnie jakoś mu nie przeszkadzają tortury w tajnych więzieniach, jest po prostu konsekwentny! Dlatego trudno by stwierdzenia o "walce na śmierć i życie" traktować tylko jako niegroźny zwrot retoryczny. Dla mnie to jest jak realna groźba użycia siły, przemocy, szczególnie gdy sobie przypomnę tych niemiłych panów, którzy wyprowadzili mnie przed laty ze spotkania z Kwaśniewskim.
Gratuluję Koalicjo Europejska! Naprawdę czuję się bezpiecznie, gdy pomyślę, że tacy ludzie mogą stanowić prawo i odpowiadać za jego przestrzeganie! Naprawdę to budujące, że takie osoby mogą wyznaczać standardy praw człowieka w Europie.

Piotr Dymiński 

Zdjęcie: koalicjaeuropejska.pl

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.


Chcemy czystego powietrza- mocna pikieta pod urzędem miejskim

To, że szykuje się pikieta przeciw budowie fabryki asfaltu w Przemyślu było wiadome od momentu, gdy kilka dni wcześniej w portalu społecznościowym pojawiła się zapowiedź wydarzenia. Organizatorzy, czyli zarząd osiedla Łukasińskiego, nagłaśniali wydarzenie także za pomocą plakatów i poczty pantoflowej.

W poniedziałek pod urzędem miejskim na Rynku pojawiła się grupa kilkudziesięciu, głównie starszych osób zaniepokojonych planami budowy zakładu. Godzina protestu uniemożliwiła udział osobom, które w tym czasie były w pracy, ale przedpołudniowy termin pikiety był wybrany celowo, ponieważ właśnie w tym czasie w sali narad obradowali radni i prezydent miasta.

Zgromadzeni ludzie prezentowali transparenty na których pisało m.in. ,,Zdrowie jest ważniejsze od asfaltu" i ,,Chcemy czystego powietrza". I to zdanie było kilkakrotnie głośno skandowane przez grupę zebranych. Pikietę prowadził Błażej Wilk, który informował o tym, że protest oprócz mieszkańców Przemyśla wsparli sołtysi Pikulic, Nehrybki i Rożubowic, a także rektor PWSW Paweł Trefler.

B. Wilk przedstawił także kroki, jakie podjął i podejmie powołany specjalnie do walki z niechcianą inwestycją Społeczny Komitet Przeciw Budowie Asfalciarni. Komitet zapowiedział złożenie wniosku o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego tak, by uniemożliwiał on lokowanie w przemyskiej strefie ekonomicznej wyjątkowo uciążliwych zakładów, takich jak chociażby wytwórnia mas bitumicznych. Zebrani domagali się ponownego zbadania decyzji środowiskowej, która dopuszcza budowę zakładu, a która ich zdaniem została wydana z naruszeniem prawa.

Do ludzi przemawiała też Krystyna Makara - przewodnicząca zarządu osiedla Łukasińskiego, którego mieszkańcy najmocniej zaangażowali się w protest. Oprócz K. Makary w proteście uczestniczyli m.in. przewodniczący osiedla Przemysława Henryk Hawryś i - jako jedyny radny - Janusz Zapotocki. Był także, w charakterze zwykłego mieszkańca, wicemarszałek województwa Piotr Pilch. Protestujący czekali na to, że zejdzie do nich prezydent Wojciech Bakun -pojawiły się nawet okrzyki ,,Panie Prezydencie, czekamy".

Gdy oczekiwany prezydent nie pojawiał się, mieszkańcy ruszyli sami w kierunku sali obrad rady miejskiej. Wśród nich byli inwalidzi, którzy na wózkach zostali wwiezieni przez opiekunów na pierwsze piętro budynku, gdzie obradowała rada. Na sali atmosfera stała się jeszcze gorętsza niż pod budynkiem -Krystyna Makara i Błażej Wilk musieli uspokajać co bardziej krewkich demonstrantów. To właśnie K. Makara pierwsza zabrała głos, prosząc władze o pomoc w trudnej chwili dla mieszkańców.

Po niej wystąpił Wojciech Bakun, który przypomniał, że decyzja środowiskowa dla zakładu została wydana w 2018 roku (Bakun nie był wtedy prezydentem) i stwierdził, że jeśli inwestor złoży wniosek o pozwolenie na budowę, to miasto taką zgodę będzie musiało wydać. Później głos zabrał Piotr Pilch, który wskazywał na ułomny plan zagospodarowania przestrzennego w strefie. Dyskusję podsumował Błażej Wilk, domagając się w imieniu mieszkańców zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego i podjęcia przez radę miejską odpowiedzialności za duży problem społeczny.

https://www.youtube.com/watch?v=i-e8pyfOzBM

Wydarzenia na sali obrad na filmie od 2 godz.27 minuty.

Zdjęcia: pg


Wybory do PE. Wiosna. Felieton Piotra Dymińskiego

Eurowybory. Nr 2: Wiosna Biedronia

Nikomu chyba nie trzeba mówić, że Robert Biedroń to nasz krajan, człowiek z Krosna. Biedroń robi karierę na lewicy, podobnie jak kiedyś pochodzący z krośnieńskich Białobrzeg Władysław Gomułka. Tow. „Wiesław” był Pierwszym Sekretarzem, a Biedroń chce zostać Pierwszym Ministrem, czyli premierem.

Przed wyborami do PE zamieszczam wpisy na temat wszystkich ogólnopolskich list. Co ciekawe, w dotychczasowej działalności udało mi się poznać jakieś czołowe postacie tych komitetów. W ogromnej mierze wybory do PE są traktowane jako próba sił przed jesiennymi wyborami do Sejmu. I to zarówno pomiędzy komitetami, jak i w obrębie samych list. Dlatego też będę zwracał uwagę na ten aspekt.

Numer 2 wylosowała „Wiosna” Roberta Biedronia. Formacja szeroko kojarzona głównie z postulatami światopoglądowymi i dotyczącymi sfery obyczajowej. Trudno powiedzieć czy to wina samej Wiosny, czy mediów, że postulaty gospodarcze i społeczne spadają na dalszy plan. No może poza postulatem likwidacji miejsc pracy w górnictwie. Tymczasem Biedroń zamieścił w programie postulaty, czy hasła, które powinny być przedmiotem debaty publicznej. Np. porusza problem walącego się systemu emerytalnego, czy proponuje likwidację ZUS. Jeszcze ćwierć wieku temu o tych sprawach mówił chyba tylko Korwin-Mikke, i z tego powodu był uważany za wariata. Dzisiaj są to coraz bardziej oczywiste problemy. Mogliśmy zareagować o jedno pokolenie wcześniej.

Osobiście uważam, że unikanie tych tematów jest po prostu na rekę dwóm dominującym blokom i wspierającym je mediom. Już objaśniam. Samo istnienie Wiosny jest niekorzystne dla Koalicji Europejskiej, bo kieruje swój program do podobnego elektoratu, takiego lewicowego, europejskiego, fajnego, postępowego i w ogóle. Co gorsza (dla KE) Wiosna nie jest wizerunkowo obciążona ani niedotrzymanymi obietnicami PO, ani postkomunistami, ani nie sili się na uśmiechy do bardziej konserwatywnego elektoratu (a KE, szczególnie z PSL na pokładzie, musi). Znaczna część elektoratu KE jest radyklanie antyklerykalna i lewicowa, nie tylko światopoglądowo, ale i gospodarczo. To jest grupa, w którą celuje też Wiosna. I właściwie, gdybym miał takie poglądy, gdybym był wojującym antyklerykałem, najważniejsza dla mnie była aborcja na żądanie, prawa LGBT i państwo bardzo opiekuńcze, a przy tym bym nie znał Biedronia, to moim wyborem byłaby Wiosna. Dla takich wyborców KE ma tylko dwa argumenty: nienawiść do PiS i argument matematyczny. To KE jest największym wrogiem PiS, więc, matematycznie przeciwnikom PiS najbardziej opłaca się głosować na partie zebrane wokół PO.

Z tych powodów Wiosna jest zapewne wygodna dla PiS. W ostatecznym rachunku dla Jarosława Kaczyńskiego jest lepiej, żeby Wiosna miała 10%, a KE 20%, niż żeby Wiosna miała 5%, a KE 25%. Ta sama ilość głosów, ci sami wyborcy, a system przeliczania mandatów przy lepszym wyniku Wiosny da mniejszą reprezentację obecnej opozycji. Wiosna to bardzo wdzięczny przeciwnik dla PiS, bo pozwala elektryzować debatę publiczną wokół spraw obyczajowych i światopoglądowych, pozwala mobilizować konserwatywny elektorat wokół PiS, a równocześnie rozbijając KE, która próbuje stać okrakiem i trochę być konserwatywna, w pierwszej ławce w kościele i na spotkaniu z papieżem, a trochę próbuje być LGBT. W efekcie jedną grupę wyborców może tracić na rzecz PiS, a drugą na rzecz Wiosny. Zapewne dlatego Wiosna mogła liczyć np. na transmisję swojej konwencji w TVP. Co z tego wyjdzie, to zobaczymy, moja obserwacja wskazuje, że jednak argument matematyczny KE ma się dobrze, ludzie, którzy nie wierzą w ani jedno słowo Schetyny i tak chcą głosować na KE, bo jeszcze bardziej nienawidzą PiS. Po prostu większość Polaków głosuje na PiS, albo na PO, żeby nie rządził PiS, albo PO. Zwracam przy tym uwagę, że media przychylne PO dość szybko podchwyciły temat mobbingu w partii. Najwyraźniej korzystają z wszelkich okazji do sfaulowania konkurencji dla Koalicji Europejskiej.

Wracamy do Wiosny i Roberta Biedronia, którego poznałem jeszcze, gdy był działaczem SLD. Razem z lokalną młodzieżówką wydawał polityczną gazetkę. Najbardziej mnie rozbawiło, gdy wylewał w niej żal do Jana Pawła II, że jest za mało postępowy, a przez to nadal „bycie katolikiem ateistą oznacza życie w grzechu”. No co za pech, Kościół nie chce zaakceptować ateistów w swoim wyznaniu wiary w Boga.

Odebrałem go jako człowieka bardzo cynicznego. Robert potrafi gadać bzdury, doskonale wie, że nie mówi prawdy, a przy tym potrafi równocześnie patrzeć komuś prosto w oczy i bardzo się uśmiechać. To jest cały czas ten sam uśmiech, im bardziej kłamie, tym szerzej się uśmiecha. Efekt trochę jak u bajkowego Pinokia. Możemy to obserwować. np. najpierw w debacie i w TVN obiecywał likwidację straży miejskiej, a później potrafi patrzeć dziennikarce prosto w oczy i powiedzieć: „nigdy nie obiecywałem likwidacji straży miejskiej” i jeszcze „uśmiech nr 1” do tego. Osobiście uważam, że kłamał mówiąc o likwidacji straży miejskiej i kłamał mówiąc, że nigdy takiej likwidacji nie obiecywał. No ale każdy może mieć swoje zdanie.

Biedroń z Słupska dość sprawnie się ewakuował. Dzięki temu nie przylgnęła do niego afera pedofilska opisywana między innymi przez „Newsweek”. Do wykorzystywania nieletnich miało dochodzić w podległej prezydentowi instytucji. Dziennikarka „Newsweeka” ustaliła, że Biedroń w ogóle mało przebywał w mieście, przez to wielu spraw nie kontrolował, albo nie zapadały istotne decyzje. O ile kampania przejęcia władzy w mieście to była wzorcowa akcja, której należy pogratulować, to mam wrażenie, że Słupsk został instrumentalnie wykorzystany jako trampolina do dalszej kariery.

Istotnym elementem walki o fotel prezydenta Słupska było uderzenie w temat transparentności wydatków miasta. To słaby punkt większości samorządów w Polsce i Biedroń to wykorzystał. Jest to jednak równocześnie słaby punkt partii politycznych w Polsce i na tym polu już poległ. Sieć Obywatelska Watchdog wykazała, że Wiosna nie jest transparentna, nie udzieliła wnioskowanej informacji, utrudnia i opóźnia dostęp do informacji. Nie przeszkadza to liderowi mówić (a przy tym rozmijać się z prawdą), że jego partia jako jedyna działa w sposób jawny. Co więcej Biedroń zablokował dziennikarza Marcina Dobskiego, który badał temat finansowania partii i zadawał pytania na ten temat na serwisach społecznościowych. Zresztą przy okazji ostatniej „afery mobbingowej” też już natrafiłem na komentarze osób, które twierdzą, że zostały zablokowane przez działaczy Wiosny za zadawanie pytań, a ich komentarze są kasowane. Ot transparentność, otwartość, wolność słowa, nowa jakość…

Przy tej okazji nie sposób uciec od niemieckich fundacji finansowanych przez niemieckie MSZ, a sponsorujących działania Biedronia. W tym kontekście potwornie słabo wygląda to co mówił o rondzie na cześć „spalonej czarownicy”. Chodzi o „Trinę Papistein”, kobietę torturowaną i zamordowaną za rzekome czary na początku XVIII wieku. W 2016 roku jej imieniem nazwano jedno z rond w Słupsku. Są z tym następujące problemy. Po pierwsze Biedroń mówił o konieczności „rehabilitacji czarownic” w naszym kraju i podkreślał, że np. Niemcy czy Holandia już to robią. Tyle, że w czasach zamordowania Triny Słupsk nie był w naszym kraju. To było pruskie miasto zamieszkane głownie przez niemieckich luteran. Co gorsza, „czarownica” przed przybyciem do Słupska nosiła swojskie miano Katarzyna Nipkowa, a na domiar złego była katoliczką. „Papistein” to nic innego jak pogardliwe, dziś byśmy powiedzieli „hejterskie” określenie katoliczki, czyli „papistki”. Zatem kaszubską katoliczkę zamordowali torturowali i spalili Niemcy, a Pan Robert chce z tego rozliczać nasz kraj? Czy może dla niego nasz kraj znaczy co innego niż dla mnie? Wróćmy jeszcze do tego hejtu, nazywanie zamordowanej kobiety przezwiskiem nadanym przez hejterów i oprawców jest wg. mnie co najmniej niewłaściwe. Czy gdyby Biedroń chciał uhonorować nazwą ronda jakiegoś prześladowanego i zamordowanego przez homofobów homoseksualistę, to użyłby nazwy „Rondo Pedała”? No pewnie nie. Cała sprawa jest o tyle niefajna, że nie tylko Biedroniowi zdarza się pomylić i powiedzieć coś, co może być zrozumiane jak przypisywanie Polakom palenia ludzi przez Niemców. Swoją drogą w Słupsku w 2016 roku nadano też nazwy rond Inki i Maksymiliana Kolbego oraz ul. Pileckiego. Robert Biedroń mówił, że nazwy to wynik „kompromisu i konsultacji społecznych”. O tych trzech nazwach jakoś nie zauważyłem żeby wypowiadał się z dumą, o uhonorowaniu przez miasto Polaka, który oddał życie za innego więźnia niemieckiego obozu, albo o Polaku, który starał się ratować innych ludzi przed spaleniem przez Niemców. Nie, publicznie wypowiadał się o rozliczaniu „naszego kraju” za zamordowanie kobiety przez niemieckich mieszczan. Dość dziwne zachowanie, ale mimo wszystko szacun, że nie blokował takich nazw. W Krośnie było kilka podejść np. do nadania imienia „Inki”, a i z parkiem im. Pileckiego nie było łatwo.

Na koniec jeszcze wspomnę o Mao i Che. Przypadkiem okazało się, że podobizny takich postaci Robert trzyma na swojej lodówce. Może to świadczyć o głupocie, o bardzo głębokich lewicowych, wręcz komunistycznych, przekonaniach, może o zamiłowaniu do przemocy w polityce? W końcu próbował kiedyś siłowo blokować legalną manifestację… Może podoba mu się krwawy i radykalny model wprowadzania lewicowych zmian w społeczeństwie? A może chciałby utrzymywać władzę terrorem? może to po prostu taki uśmiech w stronę elektoratu „Razem” na zasadzie: „hej, ja też jestem komunistą!”. Trudno powiedzieć jakie są przyczyny… może po prostu totalna ignorancja? Chiński przywódca Mao miał nie tylko miliony ofiar na swoim koncie, w czym wyprzedził Hitlera i Stalina, ale i był zwolennikiem prześladowania homoseksualistów, podobnie zresztą jak Che Guevara. Kubański reżim piętnował i prześladował homoseksualistów, działał tam specjalny „Szwadron ds. Szumowin”. Gej sobie wiesza na lodówce podobiznę człowieka uważającego homoseksualistów za „chore psychicznie szumowiny”.

Niebywałe, bo tu niby za wolnością słowa, a z drugiej strony sesja zdjęciowa z wizerunkami zamordystów w tle. Z tą wolnością to też nie do końca konsekwentnie w Wiośnie. Niby wolność słowa, ale karać nawet więzieniem za „homofobie”. Nigdy nie wiadomo co pod to podciągną, ale doświadczenie wskazuje, że nawet opowiadanie kawałów może być niebezpieczne. Wygląda na to, że ta wolność słowa dla Wiosny jest dość wybiórcza.

Już wkrótce koalicja Europejska, a po niej kolejne komitety.

Zdjęcie: wiosnabiedronia.pl

Piotr Dymiński 

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.


Chcesz zobaczyć się w spocie promującym miasto? Rusza casting

Każdy, kto kiedykolwiek próbował swoich sił przed kamerą, wie jak wciągająca może być to przygoda. Dla wszystkich pasjonatów i tych, którzy przed kamerą chcą stanąć pierwszy raz, mamy dobrą wiadomość.

Agencja Reklamowa Bogaczewicz poszukuje chętnych do bezpłatnego udziału w spocie promującym Przemyśl. Statystą może być każdy – kobieta, mężczyzna, młodzież, seniorzy, a nawet całe rodziny z dziećmi. Wszyscy, którzy chcą wesprzeć miasto i przeżyć niezapomnianą przygodę.

Nagrania odbędą się w wyznaczonych wcześniej punktach miasta. Aby zostać uczestnikiem spotu, należy mieć zadbany wygląd, współpracować z reżyserem i być w dyspozycyjnym (dojazd do wyznaczonych miejsc we własnym zakresie). Mile widziane jest również doświadczenie w pracy na planie.

Chętni mogą wysyłać swoje zgłoszenie oraz zdjęcia na adres interactive@bogaczewicz.pl


Wybory do PE. Felieton Piotra Dymińskiego

Gdy pierwszy raz zobaczyłem skład Konfederacji, pomyślałem sobie: „ale zoo”. Pod jednym sztandarem zebrano szereg bardzo ekscentrycznych, wyrazistych postaci, często o radykalnych lub niezbyt popularnych poglądach.

Przed wyborami do PE zamieszczę wpisy na temat wszystkich ogólnopolskich list. Co ciekawe, w dotychczasowej działalności udało mi się poznać jakieś czołowe postacie tych komitetów. W ogromnej mierze wybory do PE są traktowane jako próba sił przed jesiennymi wyborami do Sejmu. I to zarówno pomiędzy komitetami, jak i w obrębie samych list. Dlatego też będę zwracał uwagę na ten aspekt.

Numer 1 wylosowała Konfederacja, czyli formacja zbudowana wokół takich ekscentryków jak Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun, Piotr Marzec (szerzej znany jako Liroy), Marek Jakubiak, znana proliferka Kaja Godek czy narodowcy z Robertem Winnickim i Krzysztofem Bosakiem. Żeby było jeszcze ciekawiej, to wspomniany Jakubiak zaprosił do tworzenia swojego programu Jacka Bartyzela, znanego liberała, apostatę, byłego działacza PO, Ruchu Palikota i .Nowoczesnej.

Generalnie „niezłe zoo” chyba nie było przesadną reakcją, nie? Wolnorynkowcy, narodowcy, liberałowie, katolicy, a wszystko w „antyunijnym” sosie.

Tyle że wbrew pozorom nie jest to takie całkiem absurdalne połączenie. Skupieni w Konfederacji wolnorynkowcy krytykują Unię za nadmierną ingerencję w wolny rynek i ograniczanie konkurencji między państwami. To zbliża ich do narodowców, którym nie odpowiada ograniczanie suwerenności państw członkowskich. Z drugiej strony ci narodowcy to wcale nie są jacyś „narodowi socjaliści”, nawiązując do myśli ekonomicznej endeków generalnie są za wieloma wolnorynkowymi rozwiązaniami. W efekcie na tle PiS i PO, które ścigają się na socjalny populizm, to nawet Krzysztof Bosak jest wolnorynkowcem. Tak właśnie, nie Grześ Schetyna, który prowadzi z Kaczyńskim licytację na to, kto więcej rozda, tylko Krzysiek Bosak, który otwarcie krytykuje rozdawnictwo i mówi, że przeciętny Polak powinien po opodatkowaniu zachować większość zarobionych pieniędzy i spokojnie z tego utrzymać rodzinę. No tak, wiem, czysty faszyzm, prawda? Nie są to liberałowie, czy wolnorynkowcy, jednak na tle dzisiejszej sceny politycznej, to na takich wyglądają.

Nadal w wielu aspektach jest to konfederacja bardzo egzotyczna. Najwyraźniej jednak, skoro tak różne osobowości zdołały się dogadać, to zapewne różnice schodzą na dalszy plan. Jednak ze względu na kontrowersyjne i często radykalne wypowiedzi, to nie jest formacja zdolna do przejęcia władzy w Polsce czy do poważniejszego zaistnienia w PE. Niemniej najwyraźniej została zauważona i uznana jako zagrożenie ze strony PiS. W kwestiach międzynarodowych, a tego wszak dotyczą wybory do PE. Słabym punktem Konfederacji są wzajemnie wykluczajace się postulaty, np. jedni chcą legalizować marihuanę, a inni mówią, że to grzech itp. Konfederacja może jednak odpowiadać wielu wyborcom zawiedzionym PiS. Konfederaci mogą zdobyć cenne punkty, a jeżeli udałoby im się dotrwać do jesiennych wyborów, to właśnie ich udział może pobawić PiS szans na samodzielne rządy.

Najwyraźniej są ludzie, którzy zdają sobie z tego sprawę. Najpierw trochę ich przemilczano. Np TVN informując o zarejestrowanych komitetach po prostu o tym jednym „zapomniał”, a dla równowagi TVP po wylosowaniu numerów list opublikowała komentarze przedstawicieli wszystkich ogólnopolskich komitetów, oprócz tego, który wylosował „jedynkę”. Aktualnie Konfederacja została głównie zaatakowana przez media sprzyjające PiS: Gazetę Polską, Fronda.pl, czy TVP. Zarzuty są ciężkiego kalibru: „opcja prorosyjska”, „agentura Putina”. Klikam w artykuł i co widzę? Obrzydliwa prorosyjskość, polityk Konfederacji powiedział, że Polska powinna prowadzić wielokierunkową politykę zagraniczną, że nie możemy tracić na embargo z Rosją, gdy inni robią interesy, czy też, że nie powinniśmy być jednoznacznie proamerykańscy. No tak, na tle rusofobii rządzących to faktycznie prorosyjskość. Jednak tak logicznie patrząc, czy naprawdę musimy być tak antyrosyjscy, gdy nawet Ukraina handluje z Rosją? Ba, oni Rosjanom sprzedają nawet… broń. Czy płacenie Amerykanom za obecność w Polsce to jest faktycznie nasz sposób na zapewnienie bezpieczeństwa? USA tak naprawdę mają zbyt skromne siły, jak na ilość baz, jakie utrzymują na całym Świecie. Tymczasem w tej części Europy to Wojsko Polskie ma stanowić pierwszą linię NATO, terytorium naszego kraju to potencjalne pole bitwy, to nasz kraj stanowi swoistą strefę buforową chroniącą przemysłowe tereny Niemiec. Może byłoby spoko, gdyby nam sojusznicy za to płacili? No czemu nie? Może by tak zrobić konwersję naszego zadłużenia zagranicznego, umówić się, że zamiast spłacać dług USA, będziemy inwestować w armię, w tym określony procent, nawet wysoki, przeznaczać na zakup broni z USA, żeby i ich gospodarka na takiej umowie korzystała. Uczciwie? Tyle że jak się z góry ogłasza, że prowadzi się tylko jednokierunkową politykę, której podstawą jest „wszystko przeciw Rosji, za wszelką cenę”, to nie ma żadnego manewru. I na dodatek cena będzie wysoka.

Wspomniałem o osobach nieobliczalnych, to powiedzmy sobie kilka słów, o czołowych konfederatach, których znam.

Janusz Korwin-Mikke, o tej postaci pisałem już nie raz (np. „Korwin ma jad skorpiona” czy „Dlaczego nie jestem korwinistą?” ). Człowiek bezwzględnie logiczny i inteligentny. Bardzo analityczny. Zdecydowanie nie powinien być politykiem. Powinien być publicystą, komentatorem, takim głosem wytykającym absurdy interwencjonizmu czy programów socjalnych. Ale nie politykiem, bo w politykę, to Pan Janusz niezbyt umie. Drastyczne porównania, skrajne, szokujące tezy, to nie jest sposób na zdobycie elektoratu, a celem polityków jednak jest zdobywanie elektoratu. Korwin ma też inną poważną wadę, jak już sobie coś wymyśli, to nie sposób go skłonić do zmiany zdania, będzie wymyślał kolejne turboargumenty do obrony swojej tezy. Takie dyskusje może być oczywiście ciekawe, jako forma aktywności intelektualnej, ale to nie jest coś, czym powinien zajmować się polityk. Filozof spoko, niech sobie filozofuje pomiędzy partyjkami brydża. Korwin-Mikke ma też duży problem z demokracją, którą niezmiennie krytykuje. Zresztą w Konfederacji ma wielu podobnie myślących.

Grzegorz Braun, czyli kolejny facet, który nie powinien być politykiem. Człowiek o bystrym umyśle i nietuzinkowym poczuciu humoru. To pewnie nie przypadek, że współtworzył „Pomarańczową Alternatywę”. Ktoś taki z pewnością może być scenarzystą, reżyserem, czy może opowiadać zabawne anegdotki. Może też urządzać happeningi, nawet polityczne, czemu nie? Tylko po co w politykę jako kandydat, Panie Grzegorzu? Tym bardziej, że skrajny radykalizm nie pozwoli nigdy przebić pewnego pułapu. Po prostu wielu ludzi może zwyczajnie się bać, że znajdą się na liście do batożenia. Z jednej strony formacja, która ma łączyć wolnościowców, a z drugiej grożenie batem za poglądy lub sprawy prywatne? Jednakże pamiętajmy, że w wyborach w Gdańsku zdobył prawie 12% poparcia. Niby mało, ale jak na ekscentryka w obcym mieście to chyba całkiem sporo.

Robert Winnicki, rozmawialiśmy tylko raz, ale nie powiedział nic faszystowskiego. Inna rzecz, że tematem rozmowy był raczej wewnętrzny rozkład klubu Kukiz’15.

Jakub Kulesza, bardzo konsekwentny konserwatywny liberał. To bardzo młody polityk, dopiero zbliża się do 30-tki. Z obserwacji jego działalności i paru bezpośrednich spotkań wydaje się, że ma niezły balans pomiędzy walką o ideę, a polityczna skutecznością. W pewnym momencie trochę liczyłem, że takie osoby mogą stworzyć jakiś sensowny wolnościowy program gospodarczy dla Klubu Kukiza. Coś tam jednak nie wyszło i takie osoby jak Jakubiak, Liroy czy właśnie Kulesza już nie są w klubie muzyka.

Jacek Władysław Bartyzel, został zaproszony przez Jakubiaka do tworzenia programu jego partii. Nie znam Jakubiaka, ale miałem okazję poznać Jacka Bartyzela. Jak dla mnie, po prostu prawdziwy, szczery liberał. Bardzo mało jest takich ludzi, którzy poważnie traktują liberalny światopogląd. To jest taki typ człowieka działający według słów przypisywanych Voltaire’owi: „nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”. Facet, który jest za naprawdę szerokim zakresem wolności, zarówno gospodarczej, jak i osobistej. Tu mamy ten ewenement Konfederacji: naprawdę skrajny liberał dogaduje się w jakiś sposób z narodowcami. Gdy tylko zdarzy się okazja to zapytam co myśli o tym braunowskim batożeniu i innych radykalnych, ale mało liberalnych, wyskokach konfederatów.

W następnym odcinku Wiosna Roberta Biedronia.

Zdjęcie: konfederacja.eu

Piotr Dymiński 

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.


Noc Muzeów

Mimo nie najlepszej pogody w sobotnią „Noc Muzeów” (18 maja 2019) muzea przemyskie odwiedziły tłumy zwiedzających, płacąc za bilety wstępu po symbolicznej złotówce.  W głównym gmachu Muzeum ogromnym zainteresowaniem cieszyły się militaria, a w szczególności najnowsza (otwarta w kwietniu) tymczasowa wystawa: „Zapomniana wojna polsko-ukraińska 1918-1919”.

 Pod dużym wrażeniem tej wystawy była m.in. Agnieszka Morzywołek, która przyjechała aż z Dębicy:

Wystawa jest bardzo poruszająca. Właściwie nie są to tematy poruszane w ogóle na zajęciach w szkole. Dlatego fajnie jest zobaczyć historię i zobaczyć twarze tych bohaterów. Bardzo fajnie, że można też swoją wiedzę poszerzyć w tym temacie

Czternastoletni Kacper Malicki , uczeń 8 klasy w SP nr 11 w Przemyślu, tak skomentował oglądane przez niego karabiny, eksponowane przez żołnierzy 5 Batalionu Strzelców Podhalańskich:  „Jestem harcerzem. I gdyby doszło do jakiegoś konfliktu, to z takim karabinem bym poszedł na front, by obronić Polskę i Przemyśl”.

Wzruszona najnowszą wystawą była też Ewa Kalinowska z Przemyśla:

Dla nas. Dla mieszkańców Przemyśla ta wystawa ma ogromne znaczenie, ponieważ walki rozgrywały się na naszych ziemiach przemyskich. Braliśmy też udział w walce o Lwów i mamy tutaj swoich bohaterów, o których powinniśmy pamiętać.

Tłumnie odwiedzano też m.in. takie stałe wystawy jak „Przemyscy Żydzi”, „Twierdza Przemyśl”, czy losy Przemyśla w II Wojnie Światowej. MNZP zadbało także o najmłodszych odwiedzających, oferując im możliwość malowania i lepienia figurek z plasteliny.

Według szacunku dyrektora Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, Jana Jarosza, gmach główny i dwie filie (Muzeum Dzwonów i Fajek oraz Kamienicę Mieszczańską) odwiedziło w godzinach 19:00 – 24:00 około 3 tysiące osób.

Tekst,zdjęcia - JB