Wybory do PE. PiS. Felieton Piotra Dymińskiego

23 maja 2019

Eurowybory. Nr 4: Prawo i Sprawiedliwość 

Główny cel ataków w obecnej kampanii wyborczej. Do niedawna niekwestionowany lider sondaży, a równocześnie partia rządząca, zatem w sposób naturalny konkurencja odnosi swoje działania do PiS. Ostatnio, w zależności od sondażowni na drugim lub pierwszym miejscu. Z sondażami sami wiecie jak jest, potrafią się mylić i to bardzo. 

Przed wyborami do PE zamieszczam wpisy na temat wszystkich ogólnopolskich list. Co ciekawe, w dotychczasowej działalności udało mi się poznać część czołowych postaci tych komitetów. W ogromnej mierze wybory do PE są traktowane jako próba sił przed jesiennymi wyborami do Sejmu. I to zarówno pomiędzy komitetami, jak i w obrębie samych list. Dlatego też będę zwracał uwagę na ten aspekt.

Dzisiaj PiS. Formacja potępiana w czambuł, traktowana przez wielu jako najgorsze zło, jakie spotkało Polskę od wieków. Jeżeli ktoś śledzi moje wpisy, to nie jest dla niego tajemnicą, że krytykuje politykę gospodarczą i zagraniczną PiS, że piętnuję głupie pomysły i wypowiedzi ludzi z PiS. Sama partia pokazała, że czasem nawet nie potrzebuje przeciwnika, że sama potrafi się zniszczyć, tak jak przed wyborami samorządowymi w Jaśle i Przemyślu. Jednak taka przesadzona, często niesłuszna lub oparta na półprawdach krytyka nie służy sensownej debacie publicznej. 

W przypadku PiS bardzo wyraźnie widać kampanie prowadzoną już pod jesienne wybory, skupioną na polityce krajowej. Mamy podkreślane 500+, 300+, rozdawanie „trzynastek” emerytom czy poszerzenie samego programu 500+. No jaki to ma związek z Parlamentem Europejskim? W wyborach do PE może nastąpić niewielkie przesunięcie mandatów i w sumie wiele z tego nie będzie wynikać. Natomiast w wyborach do Sejmu kilka mandatów to jest kwestia utrzymania władzy i wszystkiego co się z tym wiąże. W sytuacji gdy opozycja grozi trybunałami, komisjami śledczymi czy choćby wspomnianą w poprzednim felietonie „walką na śmierć i życie”, PiS wie, że utrata władzy może się dla nich bardzo źle skończyć, dlatego mając budżet nie wahają się go użyć. Ponieważ opozycja bardzo nieporadnie to krytykuje, a na dodatek zaczyna ścigać się w obietnicach rozdawania z budżetu, to tym bardziej jest to metoda skuteczna. Przykład? 500+. Niby krytykowane, ale opozycja obiecuje rozszerzenie na każde dziecko. Tymczasem tuż przed wyborami PiS rozszerza program. Obietnica staje się nieaktualna, a samo działanie ciężko krytykować, gdy proponowało się praktycznie to samo.
Szczerze marzę o opozycji, która przedstawi sensowny program wygaszania 500+, bo to jest ogromne obciążenie finansowe i biurokratyczne dla państwa. Niestety wielu ludzi tego chce, albo nie zdając sobie z konsekwencji, albo działając na zasadzie „po nas choćby potop”.

W tym miejscu przypomnę to, co powiedziałem na spotkaniu Klubów Liberalnych w Krośnie. Z winy samych tzw. „liberałów” inna polityka jest obecnie mało możliwa. Formacje obiecujące wolność gospodarczą, obniżanie podatków, uproszczenie przepisów, zmniejszenie biurokracji itp. już wielokrotnie uczestniczyły w rządzeniu krajem. Niestety zazwyczaj postępowały odwrotnie niż obiecywały. Dlatego wielu osobom liberalizm dziś się bardzo, ale to bardzo źle kojarzy. Właściwie dziś dla wielu „liberał = oszust”. To nie znaczy, że myśl wolnościowa jest zła, po prostu nigdy nie została tak naprawdę zastosowana w Polsce. Obietnic socjalnych też mieliśmy sporo. „Solidarność” przecież nie miała na sztandarach kapitalizmu, „Solidarność” chciała państwa socjalnego, tylko bez cenzury, bezpieki i bez zwalczania Kościoła. Pierwsze lata transformacji przyniosły wielu ludziom niepewność, utratę pracy. Do władzy szybko wrócili postkomuniści, ale nie przywrócili socjalu, za którym ludzie tęsknili. Kolejne wybory wygrała AWS, która także nie spełniła oczekiwań socjalnych, za to zrobiła trochę zamieszania z „czterema reformami”. AWS ponownie przegrał z SLD i tak dalej. Praktycznie nigdy nie były spełniane obietnice socjalne, a od czasów ministra Wilczka też nie zrobiono poważnych ruchów w stronę wolności gospodarczej. Na ten przygotowany latami grunt przyszedł PiS i po raz pierwszy spełnił swoje obietnice, przynajmniej częściowo. Ma to fatalne skutki dla gospodarki, powoduje powstanie zobowiązań państwa, z których cięzko będzie się wycofać bez niepokojów społecznych, powoduje też, ze kolejne grupy zgłaszają się po pieniądze. Wtedy np. okazuje się, ze dla nauczycieli to akurat za wiele nie ma, a na pewno nie tyle, ile by chcieli. I oto przepis na konflikt gotowy. Mam jednak wrażenie, że uderzenie w uczniów i wkurzanie ich rodziców przez protestujących spowodowały, że rządząca partia niewiele na tym straciła. Ale takie konflikty sa nieuchronne przy prowadzeniu polityki rozdawania, bo budżet to nie kura składająca złote jajka, tylko pieniądze, które najpierw trzeba komuś zabrać.

Rozdawanie elektoratowi jego własnych pieniędzy okazało się skuteczną taktyką. W efekcie liczne wpadki w stylu „San Escobar”, totalna kompromitacja „Misiewiczami”, przyznawanie nagród, przekształcenie TVP w siermiężną maszynę propagandy, której nie da się oglądać… to wszystko może w znacznej mierze uchodzić na sucho. To dzięki temu, że można straszyć, że gdy Schetyna przejmie władzę, to pozabiera wszystkie „+” i jeszcze podniesie wiek emerytalny. Generalnie zasada: „chyba nie chcecie, żeby Pan Jones wrócił?” Sprawdzało się straszenie Jarkiem, może sprawdzać się straszenie Grześkiem. Czemu nie? Tym bardziej, że Grzesiek wziął sobie takich, a nie innych sojuszników do walki o demokrację i prawa człowieka. Ataki na tym polu już nie osiągną większych sukcesów. Wynika to choćby z hipokryzji samych atakujących. Niby jest zagrożenie dla mediów, a jednak prywatne stacje, gazety i portale działają w najlepsze, wręcz otwarcie krytykując władzę. Oj słabo jak na „faszyzm i zamordyzm”. To nawet w „fajnej Polsce” ABW potrafiło wejść do redakcji i szarpać dziennikarza, a tu dalej nic.

I tu od razu uprzedzam, że przegrana PiS w eurowyborach, w rozumieniu wyniku słabszego niż wynik Koalicji Europejskiej, może być korzystniejszy dla tej partii w perspektywie wyborów na jesieni. Już objaśniam, słabszy wynik będzie bardziej mobilizował do „obrony 500+ i innych darowizn z budżetu”. Uwaga! PiS już prowadzi narrację w tym kierunku. „Wyborco! Obroń 500+!”.Zamiast realnych reform państwa, zmian systemowych, mamy przepychanki personalne, dążenie do wymiany ludzi na wszelkich stanowiskach. Oczywiście usuwani są „źli”, a wprowadzani „dobrzy”, znaczy związani z partią. Nie sposób tego pozytywnie ocenić.
Okazuje się jednak, że PiS nie jest do końca partyjnie zaślepiony. Taki przykład mamy na naszym podwórku, obok Krosna. Chodzi mi o temat poszerzenia granic miasta o tereny należące administracyjnie do dwóch sąsiednich gmin. W obu gminach rządzi PiS. W Krośnie rządzi prezydent otwarcie popierający opozycję. Projekt zmiany granic opiniuje wojewoda z PiS. I daje opinie pozytywną, wbrew prośbom partyjnych struktur i działaczy PiS w powiecie i dwóch gminach, a przychylając się do pomysłu władz miasta sprzyjających Platformie. Rozwój miasta, rozwój regionu, ponad partyjny interes. W sumie dobrze, prawda? Wojewoda z PiS, która też startuje w wyborach do PE zrobiła zatem bardzo duży krok dla rozwoju Krosna, a równocześnie prezydent Krosna otwarcie popiera kandydatkę Koalicji Europejskiej, twierdząc, że to ona „wspiera Krosno”. Zmiana granic ma pomóc w komunikacji z tą drogą. 10 lat temu prezydent Krosna o tym nie myślał, bo ta droga to „pisowski” pomysł, nie miała większych szans na realizację. Serio, 10 lat temu prezydent Przytocki twierdził, że poszerzanie Krosna jest niepotrzebne. Działacze PiS też lobbują i w pełni współpracują na rzecz łącznicy kolejowej dla Krosna. Nie patrzą kto tu rządzi, tylko rozwiązują poważny problem. Zatem w niektórych miejscach, niektórych sprawach potrafią patrzeć szerzej i działać logicznie. Globalnie to niestety wygląda inaczej. Nie mogę powiedzieć przy tym, że jestem zawiedziony, bo nie miałem jakiś pozytywnych oczekiwań, a wspominane już „500+” krytykowałem od pierwszych minut pojawienia się tego pomysłu.

Mówimy jednak o wyborach do międzynarodowego ciała, a polityka międzynarodowa to słaby punkt PiS. Na tym polu KE, Razem z Wiosną już nie są w stanie zabrać zbyt wielu głosów PiS. Straty może zadać Kukiz’15 i „to drugie” czyli Konfederacja, której nazwy nie wypada wymieniać. To co PiS mógł stracić antyeuropejskimi wystąpieniami (np. Dudy lub Pawłowicz), to już stracił. Teraz może tracić „po drugiej stronie”, licytując się, ze jest bardziej europejski od Koalicji Europejskiej. Zdecydowanie brakuje pod tym względem konsekwencji i wyważenia, mamy rozchwianie od „szmaty” po „wpisanie członkostwa do Konstytucji”.

PiS jest wyjątkowo wrogi wobec Rosji, na tym kierunku możliwości współpracy ma bliskie zeru. To też utrudnia współpracę z Węgrami i Orbanem, bo ten potrafi się nieraz dogadać na Wschodzie. Partia jest też skonfliktowana z Niemcami. Ukierunkowała się na sojusz i współpracę z USA, za wszelką cenę. Rząd skutecznie pozamykał sobie możliwości manewru na arenie międzynarodowej, a w efekcie mamy np. pogorszenie relacji z Izraelem. Oni też mają tam swoją politykę wewnętrzną i akurat część tamtejszych polityków chce coś ugrać na obrażaniu Polaków. I co na to może poradzić PiS, skoro mamy z Izraelem wspólnego „Wielkiego Brata”. Tu zdaniem Konfederacji może pojawić się ta „wszelka cena”, czyli konieczność zapłaty odszkodowań dla organizacji żydowskich, za bezspadkowe mienie, które pozostało w Polsce. PiS przekonuje, że nic nikomu nie będzie płacić,  Gazeta Wyborcza ubolewa nawet, że chociaż nikt od Polski nie będzie żądał pieniędzy, to działania Izraela nakręcają nastroje nacjonalistyczne i antysemickie w Polsce, a Gideon Taylor działający na rzecz restytucji mienia żydowskiego twierdzi, że po wyborach „będzie lepsza atmosfera”. Nie wiadomo dokładnie co ma na myśli, ale przypominam, że w sprawie ustawy o IPN rząd PiS najpierw miał nie robić „ani kroku w tył”, a następnie napisano nową wersję ustawy „w Mosadzie”. Przyznacie, że wygląda to niezbyt fajnie, szczególnie dla wyborców PiS? Konstytucja, to konstytucja, ale groźba płacenia za skutki niemieckich i sowieckich zbrodni to jest coś, co może skłonić wyborców PiS do oddania głosu na kogoś innego. Oczywiście Koalicji Europejskiej nie wypada bezpośrednio wykorzystywać tych nastrojów. Jednak tak jak dla PiS lepsza jest silna Wiosna i Razem, tak dla PO w tych okolicznościach lepsza jest silna Konfederacja i Kukiz’15. Może dlatego Monika Olejnik docisnęła pod koniec kwietnia Adama Bielana w sprawie „restytucji”? Tak prowadzona polityka zagraniczna wiąże też PiSowi ręce na wewnętrznym podwórku. Przypomnijcie sobie np. „Tajne więzienia” z poprzedniego wpisu. PiS mając w ręku TVP i wsparcie paru innych mediów kompletnie nie wykorzystuje tego argumentu. Bo to by oznaczało krytykę USA. Można mieć uzasadniona obawę, że PiS zaakceptowałby „tajne więzienia” podobnie jak SLD. Bo priorytetem są dobre relacje i obecność amerykańska w Polsce „za wszelką cenę”. To jest temat, który na scenie polityczne podnosi już chyba tylko partia Razem (w następnym odcinku), przy czym nagłaśnianie nie jest korzystne ani dla mediów sprzyjających Platformie, ani mediów PiS, bo to uderza w wiarygodność Koalicji i w politykę zagraniczną PiSu.

Przejdźmy do kilku czołowych postaci PiS, jakie miałem okazję poznać. Na naszym terenie polityków PiS jest niemało i są wpływowi. Często jesteśmy też odwiedzani przez czołowych działaczy partii. Była okazja, żeby poznać naprawdę wielu, a np. Jarosława Gowina poznałem jeszcze jako polityka PO, zresztą bardzo celnie punktującego poprzednie rządy PiS. Wróćmy jednak do PiS, nie przedłużając wspomnę o dwóch postaciach.

Stanisław Piotrowicz, nie występuje bezpośrednio w tych wyborach. Wspomniałem jednak, że te wybory to przygotowanie na jesień, a Piotrowicz jest wdzięcznym celem ataków całej opozycji, z każdej strony. Raz zarzuca się, że do spraw Praw Człowieka i Konstytucji PiS deleguje prokuratora z PZPR i „oprawcę opozycji”, a ostatnio nazwisko jest głośne w związku z nagłośnionym przez Sekielskiego tematem pedofilii w Kościele. Stanisława Piotrowicza poznałem bardzo dawno, nie był jeszcze politykiem, a ja nie wiedziałem, że jest prokuratorem. To było spotkanie z młodzieżą, na którym Piotrowicz zachęcał do wolontariatu, pomocy ubogim i mówił jak wygląda działalność charytatywna w Krośnie. W późniejszych latach mieliśmy wiele okazji do spotkań, rozmów i wywiadów ponieważ ja zajmuję się dziennikarstwem, a on był szefem miejscowej prokuratury, a następnie senatorem, a później posłem z Krosna. W 2001 roku, w czasie słynnej konferencji o umorzeniu sprawy „księdza z Tylawy”, jeszcze nie byłem dziennikarzem, nie było mnie tam. Znam to tylko z relacji i dokumentów. Faktem jest, że Piotrowicz nie prowadził sprawy, ale był zwierzchnikiem prokuratury i relacjonował ustalenia mediom. Czy wpływał na śledztwo? Zostają domniemania. Gdy sprawa trafiła do innej prokuratury i ponownie przed Sąd, to już byłem obecny na rozprawach, rozmawiałem z uczestnikami. Trzeba tu zaznaczyć, że pomiędzy 2001, a 2004 rokiem zmienił się materiał dowodowy,. Część osób, które broniły księdza w 2001 roku, już w 2004 postanowiły mówić i stanęły po stronie oskarżenia. Z postępowania w Sądzie i rozmów z uczestnikami procesu wyłania się tak patologiczny obraz relacji pomiędzy mieszkańcami, a proboszczem, że aż trudno uwierzyć, by prokurator nie mógł tam dopatrzyć się przestępstwa. I właściwie powinno być więcej oskarżonych i skazanych. To moje zdanie i w sumie materiał na osobny felieton. Zarówno ustalenia moje, jak i Sądu wskazują, że ksiądz molestował dziewczynki, z moich informacji wynika, że zdarzało mu się dobierać nawet do dziewczynki, która była na wsi na wakacjach.

Piotrowiczowi próbuje się też zarzucać prześladowanie opozycji w czasach PRL. Ludzie bezwiednie powtarzają slogany „skazywał opozycjonistów!” itp… no prokurator nie skazuje, najwyżej oskarża. Duże redakcje (np. Wyborcza, TVN, Superekspres) szukały w Krośnie „opozycjonistów, którym Piotrowicz zniszczył życie”. Wiem, bo do mnie też dzwonili prosząc o pomoc w poszukiwaniach. Generalnie było to poszukiwanie nieskuteczne, nie licząc pana Pikula z Jasła. U Pikula w stanie wojennym znaleziono ulotki/gazetki opozycyjne. Piotrowicz zajmował się tą sprawą. Za ulotki można było dostać wtedy 3 lata więzienia. Ostatecznie Pikul został uniewinniony, wyszedł po kilku miesiącach z aresztu. Słaby wynik jak na „oprawcę”. Piotrowicz twierdzi, ze to zasługa przesłuchania, w którym wspólnie z adwokatem, Stanisławem Zającem, doprowadził do tego, że Pikul odwołał wszystkie wcześniejsze zeznania, w których przyznawał się do winy. Zając był obrońcą opozycjonistów, a jednak zaprzyjaźnił się z Piotrowiczem. Myślicie, że zaprzyjaźniłby się z „oprawcą”, czy raczej z kimś kto pomagał mu wyciągać oskarżonych z kłopotów? Tego jak wyglądały te relacje Stanisław Zając już nam nie opowie, bo nie żyje. Piotrowicz może opowie, ale jemu w sumie nikt nie wierzy. Dla mnie jest jednak oczywiste, że jeżeli była taka współpraca, to adwokat i prokurator raczej szeroko o tym nie informowali, mogli nie informować nawet samych oskarżonych, bo po co ryzykować jakiś „wyciek”?

Kandydatem PiS nr 1 na Podkarpaciu jest Tomasz Poręba. Jest to zarazem szef kampania europejskiej całego komitetu. Porębę poznałem już jako polityka, kandydata do PE, a później Europosła. Nie ukrywajmy, jest to przedstawiciel najlepszych kadr PiSu. Człowiek młody, wykształcony, pracowity, aktywny. Naprawdę widać jego pracę w terenie, gdzie wspiera konkursy dla dzieciaków, zawody sportowe, kluby sportowe. Równocześnie jest zaangażowany w robienie dobre PR dla Polski i Podkarpacia np. poprzez wystawy, prezentacje filmów. Ostatnio w Brukseli pokazywał film o Łukasiewiczu, wcześniej prezentował Beksińskiego. Poręba włożył też niemały wysiłek we wspominaną już „Via Carpathia”, czyli S19. Takich działań oczekuję od Europosłów. Żeby cały PiS tak działał i tylko takie rzeczy robił, to byłaby spoko partia, nie?

Piotr Dymiński 

Zdjęcie: pis.org.pl

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.