Wybory do PE. Wiosna. Felieton Piotra Dymińskiego

Eurowybory. Nr 2: Wiosna Biedronia

Nikomu chyba nie trzeba mówić, że Robert Biedroń to nasz krajan, człowiek z Krosna. Biedroń robi karierę na lewicy, podobnie jak kiedyś pochodzący z krośnieńskich Białobrzeg Władysław Gomułka. Tow. „Wiesław” był Pierwszym Sekretarzem, a Biedroń chce zostać Pierwszym Ministrem, czyli premierem.

Przed wyborami do PE zamieszczam wpisy na temat wszystkich ogólnopolskich list. Co ciekawe, w dotychczasowej działalności udało mi się poznać jakieś czołowe postacie tych komitetów. W ogromnej mierze wybory do PE są traktowane jako próba sił przed jesiennymi wyborami do Sejmu. I to zarówno pomiędzy komitetami, jak i w obrębie samych list. Dlatego też będę zwracał uwagę na ten aspekt.

Numer 2 wylosowała „Wiosna” Roberta Biedronia. Formacja szeroko kojarzona głównie z postulatami światopoglądowymi i dotyczącymi sfery obyczajowej. Trudno powiedzieć czy to wina samej Wiosny, czy mediów, że postulaty gospodarcze i społeczne spadają na dalszy plan. No może poza postulatem likwidacji miejsc pracy w górnictwie. Tymczasem Biedroń zamieścił w programie postulaty, czy hasła, które powinny być przedmiotem debaty publicznej. Np. porusza problem walącego się systemu emerytalnego, czy proponuje likwidację ZUS. Jeszcze ćwierć wieku temu o tych sprawach mówił chyba tylko Korwin-Mikke, i z tego powodu był uważany za wariata. Dzisiaj są to coraz bardziej oczywiste problemy. Mogliśmy zareagować o jedno pokolenie wcześniej.

Osobiście uważam, że unikanie tych tematów jest po prostu na rekę dwóm dominującym blokom i wspierającym je mediom. Już objaśniam. Samo istnienie Wiosny jest niekorzystne dla Koalicji Europejskiej, bo kieruje swój program do podobnego elektoratu, takiego lewicowego, europejskiego, fajnego, postępowego i w ogóle. Co gorsza (dla KE) Wiosna nie jest wizerunkowo obciążona ani niedotrzymanymi obietnicami PO, ani postkomunistami, ani nie sili się na uśmiechy do bardziej konserwatywnego elektoratu (a KE, szczególnie z PSL na pokładzie, musi). Znaczna część elektoratu KE jest radyklanie antyklerykalna i lewicowa, nie tylko światopoglądowo, ale i gospodarczo. To jest grupa, w którą celuje też Wiosna. I właściwie, gdybym miał takie poglądy, gdybym był wojującym antyklerykałem, najważniejsza dla mnie była aborcja na żądanie, prawa LGBT i państwo bardzo opiekuńcze, a przy tym bym nie znał Biedronia, to moim wyborem byłaby Wiosna. Dla takich wyborców KE ma tylko dwa argumenty: nienawiść do PiS i argument matematyczny. To KE jest największym wrogiem PiS, więc, matematycznie przeciwnikom PiS najbardziej opłaca się głosować na partie zebrane wokół PO.

Z tych powodów Wiosna jest zapewne wygodna dla PiS. W ostatecznym rachunku dla Jarosława Kaczyńskiego jest lepiej, żeby Wiosna miała 10%, a KE 20%, niż żeby Wiosna miała 5%, a KE 25%. Ta sama ilość głosów, ci sami wyborcy, a system przeliczania mandatów przy lepszym wyniku Wiosny da mniejszą reprezentację obecnej opozycji. Wiosna to bardzo wdzięczny przeciwnik dla PiS, bo pozwala elektryzować debatę publiczną wokół spraw obyczajowych i światopoglądowych, pozwala mobilizować konserwatywny elektorat wokół PiS, a równocześnie rozbijając KE, która próbuje stać okrakiem i trochę być konserwatywna, w pierwszej ławce w kościele i na spotkaniu z papieżem, a trochę próbuje być LGBT. W efekcie jedną grupę wyborców może tracić na rzecz PiS, a drugą na rzecz Wiosny. Zapewne dlatego Wiosna mogła liczyć np. na transmisję swojej konwencji w TVP. Co z tego wyjdzie, to zobaczymy, moja obserwacja wskazuje, że jednak argument matematyczny KE ma się dobrze, ludzie, którzy nie wierzą w ani jedno słowo Schetyny i tak chcą głosować na KE, bo jeszcze bardziej nienawidzą PiS. Po prostu większość Polaków głosuje na PiS, albo na PO, żeby nie rządził PiS, albo PO. Zwracam przy tym uwagę, że media przychylne PO dość szybko podchwyciły temat mobbingu w partii. Najwyraźniej korzystają z wszelkich okazji do sfaulowania konkurencji dla Koalicji Europejskiej.

Wracamy do Wiosny i Roberta Biedronia, którego poznałem jeszcze, gdy był działaczem SLD. Razem z lokalną młodzieżówką wydawał polityczną gazetkę. Najbardziej mnie rozbawiło, gdy wylewał w niej żal do Jana Pawła II, że jest za mało postępowy, a przez to nadal „bycie katolikiem ateistą oznacza życie w grzechu”. No co za pech, Kościół nie chce zaakceptować ateistów w swoim wyznaniu wiary w Boga.

Odebrałem go jako człowieka bardzo cynicznego. Robert potrafi gadać bzdury, doskonale wie, że nie mówi prawdy, a przy tym potrafi równocześnie patrzeć komuś prosto w oczy i bardzo się uśmiechać. To jest cały czas ten sam uśmiech, im bardziej kłamie, tym szerzej się uśmiecha. Efekt trochę jak u bajkowego Pinokia. Możemy to obserwować. np. najpierw w debacie i w TVN obiecywał likwidację straży miejskiej, a później potrafi patrzeć dziennikarce prosto w oczy i powiedzieć: „nigdy nie obiecywałem likwidacji straży miejskiej” i jeszcze „uśmiech nr 1” do tego. Osobiście uważam, że kłamał mówiąc o likwidacji straży miejskiej i kłamał mówiąc, że nigdy takiej likwidacji nie obiecywał. No ale każdy może mieć swoje zdanie.

Biedroń z Słupska dość sprawnie się ewakuował. Dzięki temu nie przylgnęła do niego afera pedofilska opisywana między innymi przez „Newsweek”. Do wykorzystywania nieletnich miało dochodzić w podległej prezydentowi instytucji. Dziennikarka „Newsweeka” ustaliła, że Biedroń w ogóle mało przebywał w mieście, przez to wielu spraw nie kontrolował, albo nie zapadały istotne decyzje. O ile kampania przejęcia władzy w mieście to była wzorcowa akcja, której należy pogratulować, to mam wrażenie, że Słupsk został instrumentalnie wykorzystany jako trampolina do dalszej kariery.

Istotnym elementem walki o fotel prezydenta Słupska było uderzenie w temat transparentności wydatków miasta. To słaby punkt większości samorządów w Polsce i Biedroń to wykorzystał. Jest to jednak równocześnie słaby punkt partii politycznych w Polsce i na tym polu już poległ. Sieć Obywatelska Watchdog wykazała, że Wiosna nie jest transparentna, nie udzieliła wnioskowanej informacji, utrudnia i opóźnia dostęp do informacji. Nie przeszkadza to liderowi mówić (a przy tym rozmijać się z prawdą), że jego partia jako jedyna działa w sposób jawny. Co więcej Biedroń zablokował dziennikarza Marcina Dobskiego, który badał temat finansowania partii i zadawał pytania na ten temat na serwisach społecznościowych. Zresztą przy okazji ostatniej „afery mobbingowej” też już natrafiłem na komentarze osób, które twierdzą, że zostały zablokowane przez działaczy Wiosny za zadawanie pytań, a ich komentarze są kasowane. Ot transparentność, otwartość, wolność słowa, nowa jakość…

Przy tej okazji nie sposób uciec od niemieckich fundacji finansowanych przez niemieckie MSZ, a sponsorujących działania Biedronia. W tym kontekście potwornie słabo wygląda to co mówił o rondzie na cześć „spalonej czarownicy”. Chodzi o „Trinę Papistein”, kobietę torturowaną i zamordowaną za rzekome czary na początku XVIII wieku. W 2016 roku jej imieniem nazwano jedno z rond w Słupsku. Są z tym następujące problemy. Po pierwsze Biedroń mówił o konieczności „rehabilitacji czarownic” w naszym kraju i podkreślał, że np. Niemcy czy Holandia już to robią. Tyle, że w czasach zamordowania Triny Słupsk nie był w naszym kraju. To było pruskie miasto zamieszkane głownie przez niemieckich luteran. Co gorsza, „czarownica” przed przybyciem do Słupska nosiła swojskie miano Katarzyna Nipkowa, a na domiar złego była katoliczką. „Papistein” to nic innego jak pogardliwe, dziś byśmy powiedzieli „hejterskie” określenie katoliczki, czyli „papistki”. Zatem kaszubską katoliczkę zamordowali torturowali i spalili Niemcy, a Pan Robert chce z tego rozliczać nasz kraj? Czy może dla niego nasz kraj znaczy co innego niż dla mnie? Wróćmy jeszcze do tego hejtu, nazywanie zamordowanej kobiety przezwiskiem nadanym przez hejterów i oprawców jest wg. mnie co najmniej niewłaściwe. Czy gdyby Biedroń chciał uhonorować nazwą ronda jakiegoś prześladowanego i zamordowanego przez homofobów homoseksualistę, to użyłby nazwy „Rondo Pedała”? No pewnie nie. Cała sprawa jest o tyle niefajna, że nie tylko Biedroniowi zdarza się pomylić i powiedzieć coś, co może być zrozumiane jak przypisywanie Polakom palenia ludzi przez Niemców. Swoją drogą w Słupsku w 2016 roku nadano też nazwy rond Inki i Maksymiliana Kolbego oraz ul. Pileckiego. Robert Biedroń mówił, że nazwy to wynik „kompromisu i konsultacji społecznych”. O tych trzech nazwach jakoś nie zauważyłem żeby wypowiadał się z dumą, o uhonorowaniu przez miasto Polaka, który oddał życie za innego więźnia niemieckiego obozu, albo o Polaku, który starał się ratować innych ludzi przed spaleniem przez Niemców. Nie, publicznie wypowiadał się o rozliczaniu „naszego kraju” za zamordowanie kobiety przez niemieckich mieszczan. Dość dziwne zachowanie, ale mimo wszystko szacun, że nie blokował takich nazw. W Krośnie było kilka podejść np. do nadania imienia „Inki”, a i z parkiem im. Pileckiego nie było łatwo.

Na koniec jeszcze wspomnę o Mao i Che. Przypadkiem okazało się, że podobizny takich postaci Robert trzyma na swojej lodówce. Może to świadczyć o głupocie, o bardzo głębokich lewicowych, wręcz komunistycznych, przekonaniach, może o zamiłowaniu do przemocy w polityce? W końcu próbował kiedyś siłowo blokować legalną manifestację… Może podoba mu się krwawy i radykalny model wprowadzania lewicowych zmian w społeczeństwie? A może chciałby utrzymywać władzę terrorem? może to po prostu taki uśmiech w stronę elektoratu „Razem” na zasadzie: „hej, ja też jestem komunistą!”. Trudno powiedzieć jakie są przyczyny… może po prostu totalna ignorancja? Chiński przywódca Mao miał nie tylko miliony ofiar na swoim koncie, w czym wyprzedził Hitlera i Stalina, ale i był zwolennikiem prześladowania homoseksualistów, podobnie zresztą jak Che Guevara. Kubański reżim piętnował i prześladował homoseksualistów, działał tam specjalny „Szwadron ds. Szumowin”. Gej sobie wiesza na lodówce podobiznę człowieka uważającego homoseksualistów za „chore psychicznie szumowiny”.

Niebywałe, bo tu niby za wolnością słowa, a z drugiej strony sesja zdjęciowa z wizerunkami zamordystów w tle. Z tą wolnością to też nie do końca konsekwentnie w Wiośnie. Niby wolność słowa, ale karać nawet więzieniem za „homofobie”. Nigdy nie wiadomo co pod to podciągną, ale doświadczenie wskazuje, że nawet opowiadanie kawałów może być niebezpieczne. Wygląda na to, że ta wolność słowa dla Wiosny jest dość wybiórcza.

Już wkrótce koalicja Europejska, a po niej kolejne komitety.

Zdjęcie: wiosnabiedronia.pl

Piotr Dymiński 

Felieton jest przedstawieniem poglądów autora.