Przedłuża się sprawa wypadku w Leszczawie
We wtorek odbyła się kolejna rozprawa ukraińskiego kierowcy, Mykoly L., odpowiedzialnego za tragiczny wypadek autokaru, który rozbił się latem w sierpniu 2018 roku w Leszczawie Dolnej. Zginęły w nim trzy osoby, a wiele z nich do tej pory zmaga się z problemami zdrowotnymi oraz traumą. Portal Przemyski opisywał wydarzenia z Leszczawy w materiale z 22 marca zwracając uwagę na niewyjaśnione aspekty sprawy.
Zeznaje wdowa
Według relacji Tamary Palashchuk, wdowie po jednej z ofiar, autokar, którym się poruszali podróżni nie był w najlepszym stanie; z powodu padającego we Lwowie deszczu, do środka pojazdu przedostawała się woda, o czym zawiadomiła kierowcę. W autobusie jechał drugi kierowca – oskarżony, który po postoju na stacji benzynowej przed przejściem granicznym, usiadł za kierownicą. Niepokój kobiety budziła pilotka wycieczki, która pospieszała kierowcę, twierdząc, że musi dogonić pozostałe autokary. Pechowy autobus wyjechał jako ostatni z trzech lub czterech, które podróżowały do Budapesztu. Zdaniem świadka tamte autokary poruszały się inną trasą.
Czytaj także: https://www.portalprzemyski.pl/smierc-na-zakrecie-rozprawa-w-sadzie-okregowym/
Według zeznań, bezpośrednio przed wypadkiem pasażerowie nie usłyszeli pisku hamulców ani opon oraz nie odczuli gwałtownego hamowania. „Wydawało mi się, że autobus zjechał z asfaltu na pobocze wysypane tłuczniem, a potem autobus zaczął koziołkować” – powiedziała Tamara Palashchuk.
Według świadka, na fotelach autobusu nie było pasów bezpieczeństwa.
,,Uważam, że to było bardzo nieodpowiedzialne, żeby jechać tam z taką prędkością, w autokarze było dużo ludzi, były też dzieci. Nie mogę zrozumieć, jak można było wieść tyle ludzi i zepsuć och życie. Wiele z tych osób jest kalekami”- komentowała Tamara Palashchuk . Dodała również, że po pierwszej rozprawie udała się na miejsce tragedii i stwierdziła, że jest tam dużo znaków ostrzegawczych.
Bez środków do życia
Firma ubezpieczeniowa do tej pory nie wypłaciła wdowie żadnego odszkodowania. Pani Tamara otrzymuje rentę na dziecko z tytułu utraty żywiciela rodziny w kwocie 1400 hrynien, co po przeliczeniu na złotówki daje kwotę ok. 210 złotych. Poszkodowana podnosiła dodatkowo to, że z powodu kontuzji odniesionej w wypadku nie może aktualnie pracować.
Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej Tamary P., mecenas Tomasz Zawada złożył wniosek o zadośćuczynienia od oskarżonego w wysokości 200 tys. złotych.
Droga była oznakowana, autokar był sprawny- twierdzą świadkowie.
,,Zakręt śmierci” był odpowiednio oznakowany- potwierdził inny świadek, ówczesny dowódca zastępu OSP w Birczy, który został wezwany na miejsce zdarzenia.
Kolejny ze świadków, funkcjonariusz Straży Granicznej z przejścia drogowego w Krościenku, który w dniu wypadku kontrolował pechowy autokar zeznał, że nie stwierdził nieprawidłowości. Według niego kierowca posiadał wszystkie wymagane dokumenty, a autobus wyglądał na sprawny. Podczas zeznania nie mógł przypomnieć sobie więcej szczegółów.
Obrońca oskarżonego wystąpił z wnioskiem o przesłuchanie w kolejnych świadków; jednego z uczestników wypadku oraz biegłego z zakresu mechaniki samochodowej. Ma ono na celu wyjaśnienie nieścisłości oraz niedomówień dostrzeżonych przez obronę. Sąd przychylił się do wniosku. Kolejna rozprawa wyznaczona została na 4 czerwca.
Zdjęcie: zbiory własne