Prowadzisz biznes na starówce? Mandaty wkalkuluj w koszty

 

W czasie pandemii jesteśmy świadkami zmagań z trudną codziennością i walką małych firm usługowych o przetrwanie.  Jednak ze strony straży sypią się mandaty wystawiane restauratorom, którzy działają na przemyskiej starówce, a zarazem cały biznes oparli w pandemicznych czasach na dowozach.

Dopiero park kulturowy ma być panaceum na wszelkie zło, jakie dzisiaj ma miejsce, a nowe rozwiązania prawne mają w założeniu pogodzić życie, pracę, handel i turystykę na starym mieście.

 

(Bez)prawne przeszkody

 

– Na razie walczymy różnymi sposobami o konsumenta, głównie przez przygotowanie menu na wynos i dowóz- mówi restaurator X. Sam stworzył specjalną stronę internetową. Dzięki niej sprzedaje posiłki, dania i wypieki, które promuje w mediach społecznościowych. Podobnie zresztą inni, choć do sprzedaży wybrali portale ogólnopolskie, oddając im prowizję i „dojazdowy” marketing. Sami oczywiście gotują, z tą różnicą, że stali się dodatkowo kierowcami/dostawcami i rozwożą przygotowywane przez siebie posiłki. To jedyny sposób żeby cokolwiek zarobić i obronić się przed bankructwem.

Rutynowe działania muszą zastępować kreatywnością w próbach obchodzenia niekonstytucyjnych obostrzeń sanitarnych, prawa o ruchu drogowym lub stawiania biznesu na drugiej nodze, a może raczej na czterech kółkach. Dla tych, którzy swoją działalność prowadzą na starym mieście dużą przeszkodą drogową jest obowiązujący zakaz parkowania.

 

Ryzyko wliczone w cenę

 

– Niestety, jesteśmy zmuszeni podejmować ryzyko i liczyć się z dodatkowymi kosztami prowadzenia działalności na starym mieście, skarżą się restauratorzy, który świadomie łamią przepisy i mają już cały wachlarz mandatów za złe parkowanie. Nie mają innego wyjścia- tłumaczą. Przymusza ich do tego sytuacja epidemiczna i złe zasady ruchu drogowego na starówce, które nie pozwalają na parkowanie samochodów, które służą do prowadzenia jedynie dozwolonej dzisiaj działalności. Wprawdzie dopuszcza się tu postój pojazdów do 15 min na czas załadunku i rozładunku towaru, ale zamówień nie jest tak dużo, żeby można było dotrzymać dozwolonego czasu. Auta też nie mają gdzie odstawić. Zwłaszcza zimą, kiedy zalegający śnieg dodatkowo zajmuje i tak małą ilość dostępnych miejsc parkingowych. Dlatego sypią się mandaty.

– Sto złotych, to duże obciążenie w obecnej sytuacji, kiedy liczymy każdy grosz – żali się właścicielka jednego z barów. Od blisko roku pracujemy na pół gwizdka. Lokal w piwnicy nie funkcjonuje już od marca, pisze na swoim profilu na facebooku. – (…) z  tego tytułu nie należy nam się żadna rekompensata. (…) Do dnia dzisiejszego wsparcie, jakie otrzymaliśmy jest tak niewielkie, że ciężko je nawet w tym sensie skategoryzować. Bóg nad nami czuwał, gdy podejmowaliśmy decyzję o zmianie profilu działalności wprowadzając do oferty jedzenie. Miało być tylko dodatkiem, a stało się teraz naszą jedyną możliwością zarobkowania. (…). Niestety niektórzy strażnicy miejscy nie mają Boga w sercu i skrupulatnie wywiązują się ze swoich obowiązków i wystawiają mandaty.

 

Widzisz i nie grzmisz

 

Zaprzecza temu Jan Geneja, Komendant Straży Miejskiej w Przemyślu. Zapytany jak to jest, że jeden strażnik wystawia mandaty, a drugi tylko upomina, tłumaczy: – Karanie jest prawem strażnika i to jest ostateczność w stosunku do osób notorycznie uchylających się od przestrzegania prawa. Przyjęliśmy zasadę: 6 upomnień – jeden mandat, co mamy odnotowane w mobilnej bazie. Z Bogiem decyzja o mandacie nie ma nic wspólnego – zarzeka się komendant. Trudno w to uwierzyć mieszkance kamienicy na rogu Rynku i ulicy Franciszkańskiej, która co niedzielę i przy większych świętach kościelnych obserwuje, jak deptak na czas mszy świętych u Franciszkanów zamienia się w parking samochodowy. – Nigdy nie widziałam tu interweniujących strażników, skarży się nam sąsiadka kościoła.

Musiał zirytować się nieznany przemyślanin, który doniósł na pub mieszczący się w samym rynku, pod samym oknem prezydenta miasta i koło posterunku Straży Miejskiej. Od kiedy lokal rozpoczął dowóz „na dwór lub na pole” zawsze stawiał obrendowane, służbowe auto pod okiem miejskiego monitoringu. Kogoś raziło ewidentne łamanie przepisów drogowych, a nie ruszało to miejskich strażników. Tak przynajmniej myślał i postanowił im pomóc.

Zadał sobie bardzo wiele trudu, aby zanotować szczegółowo wszystkie godziny parkowania! Przez 5 dni siedział i od rana do wieczora robił notatki, które przekazał do Straży Miejskiej, na wniosek której zebrał się sąd i wymierzył właścicielowi karę 400 złotych. Zrozumienie dla restauratora wykazali i zrzutkę na mandat na facebook’u zadeklarowali konsumenci. Strażnikom tym razem empatii zabrakło. – Rozumiemy, ale jest nam przykro, ponieważ w tych trudnych czasach potrzebne jest zrozumienie i wsparcie – skomentował na facebook’u zdarzenie właściciel pubu.

Inaczej widzi tę sytuację komendant Geneja. – Wielokrotnie strażnicy upominali właściciela. Interwencja mieszkańca nie była potrzebna, choć słuszna. Temu służą m.in. takie narzędzia jak miejska aplikacja czy poczta elektroniczna, a także telefon. Tego typu zgłoszenia dyżurny strażnik ma obowiązek zweryfikować i zareagować w sposób odpowiedni do sytuacji. W tym przypadku podejrzanego wezwano do złożenia wyjaśnienia. Ten nie uznał swojej winy, dlatego sprawę rozstrzygnął sąd – wyjaśnił przełożony strażników miejskich.

 

Nieprecyzyjne oznakowanie

 

Komendant Geneja uważa, że winna tym zdarzeniom jest zła organizacja ruchu na starym mieście. W 2016 roku dobrano, w trosce o dobro korzystających ze staromiejskich ulic, dwa sprzeczne znaki drogowe: D40 „Strefa zamieszkania”, który daje pierwszeństwo pieszych przed pojazdami i dopuszcza wjazd samochodami z prędkością do 20km/h oraz parkowanie tylko w miejscach wyznaczonych (w tym przypadku przy ul. Dąbrowskiego, Władycze, ul. Ratuszowa/Rynek (26) i Mostowa); znak B1 „Zakaz ruchu”, który powinien wskazać, kogo dotyczy lub nie dotyczy, tymczasem nieprecyzyjnie określa, że zakaz ruchu nie dotyczy (w domyśle wszystkich) na czas załadunku i rozładunku towaru – załadunek to przecież nie osoba tylko czynność! – podkreśla komendant i uważa, że uchwała o utworzeniu parku kulturowego powinna dać możliwość, by problem z wjazdem i parkowaniem na Starym Mieście w końcu rozwiązać.

 

Uchwała nic nie zmienia

 

I taki był plan. W czasie społecznych konsultacji organizacji parku kulturowego, mieszkańcy i przedsiębiorcy wielokrotnie poruszali kwestię organizacji ruchu na Starym Mieście. Tymczasem w projekcie uchwały o parku kulturowym zakazuje się tylko tworzenia parkingów w obrębie Rynku, pl. Dominikańskiego, pl. Katedralnego i okolicy katedry i dopuszcza się montaż parkometrów. W projekcie nie proponuje się żadnych innych drogowych rozwiązań, ani nie wspomina się o uregulowaniu czy zmianie organizacji ruchu drogowego na Starym Mieście. Jeden z ważniejszych problemów, które podnosili mieszkańcy i przedsiębiorcy, wydaje się całkowicie pominięty przez autorów projektu parku kulturowego. A miał dać nowe rozwiązanie… 

 

M.Sidor