Wiele moich marzeń już się spełniło. Rozmowa z Krzysztofem Iwaneczko
Młody przemyślanin Krzysztof Iwaneczko chociaż kilkakrotnie miał okazję zaprezentować swoje walory wokalne przed tutejszą przemyską publicznością, to tak na prawdę niewielu z nas o nim słyszało. Wystarczył zaledwie jeden jego występ w „The Voice of Poland”, by jego głos zachwycił nie tylko jury programu, ale i również widzów przed telewizorami.
Ma dopiero 20 lat, a jest jak na najlepszej drodze by odnieść sukces. Bardzo dojrzały jak na swój wiek, ale przy tym niezwykle skromny. Jego pierwsze występy poza festiwalami, to czas gimnazjum, gdy „Krzysztof Iwaneczko & Friends” występowali przed przemyską publicznością w „Niedźwiadku”. Kim jest ten utalentowany młody człowiek, który tak zachwycił jury w „The Voice of Poland” ?
Jak trafiłeś do programu „The Voice of Poland” ?
Ta historia ma swój początek w ubiegłym roku, kiedy to producenci zadzwonili do mnie z propozycją wzięcia udziału w przesłuchaniach. Jest to jeden z dwóch sposobów, aby się tam zgłosić. Jednak wyłonienie przez producenta nie zwalnia z przesłuchania, w którym można odpaść. Rok temu tę propozycję odrzuciłem, priorytetem były wtedy dla mnie egzaminy na Akademię Muzyczną. W tym roku, po namowach wielu osób, w tym mojego przyjaciela Kamila Bijosia, zdecydowałem się spróbować. Cały czas wyznaję zasadę ciężkiej pracy i tak samo podszedłem do tych przesłuchań i do całokształtu tego programu, przygotowując się jak do każdego jednego występu.
Poszedłem tam z pomysłem. Mam na koncie już materiał, który oczekuje na wydanie więc w programie tym chciałem spotkać ludzi, którzy mi w tym pomogą.
Pierwsze wrażenia z występu ?
Bardzo pozytywne. Spotkałem tam bardzo solidnych ludzi. Każdy z nich wie czego chce i po co tam jest. Cieszyłem się, że przypadł mi do wykonania utwór „Nieznajomy” Dawida Podsiadło. Według mnie jest to jeden z obecnie najlepszych artystów, który nie dał się skomercjalizować.
Dużym zaskoczeniem była dla mnie reakcja, z jaką spotkało się moje wykonanie, nie tylko ze strony producentów i jury, ale i publiczności. Nie spodziewałem się tego.
Jest, to niewątpliwie duże przeżycie, wejście na jakiś wyższy poziom uprawiania muzyki, ale staram się wszystko studzić, nie mogę dać się temu zwieść. Były już tysiące uczestników w takich programach, o których teraz już nikt nie pamięta. Dlatego moim zadaniem w tym momencie jest wychowanie swojego audytorium, a nie korzystanie z audytorium programu, bo to jest droga donikąd.
Program daje mi szansę pokazać się, ale teraz mam bardzo ciężką pracę do wykonania i na niej się skupiam, a nie na przeżyciach i czytaniu komentarzy.
Chociaż dopiero teraz jest o Tobie głośno to w swoim dorobku masz już nagrody…
Nie lubię się z tym obnosić, ale były nagrody, które są dla mnie cenne o tyle, że otworzyły mi oczy na przyszłość, pomogły wyciągnąć pewne wnioski. Tak właśnie było w przypadku nagrody głównej zdobytej na festiwalu „Scholl&Jazz”. Gdy pojawiłem się tam dwa lata później, wykonałem ten sam utwór, który wcześniej pozwolił mi wygrać. Tym razem nie dostałem nagrody, a jeden z jurorów podszedł do mnie i powiedział „jesteś wciąż w tym samym miejscu„. To było bardzo kształcące. Nauczyłem się wtedy, że muzyki nie można uprawiać z nudów, trzeba to robić całym sercem, całym sobą. Biorąc sobie do serca usłyszane wtedy słowa, staram się tak aby nikt mi już tego więcej nie mógł powiedzieć.
Pierwszym takim młodzieńczym sukcesem był Grand Prix XVI Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki „Wygraj Sukces”. Zachłysnąłem się wtedy, ale nie warto. Po tym występie bardzo szybko nastąpiła cisza wokół mojej osoby.
Niezależnie od wieku przychodzi taki czas, że uświadamiam sobie, że mogłem więcej.
Wiążesz swoje życie z muzyką ?
Mój tato bardzo często wspomina „Nie mogę sobie tego wybić z głowy jak skończyłeś VI klasę i powiedziałeś do mnie „tato, ja chcę swoje życie związać ze sceną„. Zawsze wiedziałem co chcę robić w życiu. W szkole muzycznej I stopnia na fortepianie spotkałem wielu wspaniałych ludzi, którzy pomimo mojej niechęci do muzyki klasycznej potrafili mnie do niej przekonać i zachęcić. Rozkochali mnie w muzyce. Byli to m.in.: pan Paweł Walciszewski, p.Wiesław Semków, p. Jadwiga Pawłucka. Szkołę II stopnia skończyłem jedynie dzięki wsparciu mojej mamy i tych nauczycieli, którzy dostrzegali we mnie potencjał. Nigdy nie byłem tytanem pracy, miałem przeciętne oceny.
Rodzice dopingują mnie na każdym kroku, szczególnie dobrze rozumie mnie mama, która jest skrzypaczką, tata pogrążony w marzeniach bardzo często wybiega w przyszłość. Jestem przekonany, że gdyby nie ich praca, to nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Podobnie jak oni wspiera mnie też moja dziewczyna i chociaż jest sceptycznie nastawiona do tego rodzaju programów, cieszy się i uwierzyła, że nie dam się wciągnąć w świat komercji.
Mam idealny start i tylko powinienem się z tego cieszyć, korzystać i rozwijać. Nie ma to jednak nic wspólnego z moim nazwiskiem. Ojciec pod tym względem nigdy nie stał za mną. Uważam, że jest bardzo obiektywny. Ja też nie oceniam jego aktywności publicznej.
Dlaczego właśnie jazz ?
Dlaczego jazz ? Ponieważ wiedziałem zawsze, że kluczem do sukcesu jest nauka. W pewnym momencie dorosłem do tego, że klasyka daje poczucie swobody w wyrażaniu, swobody na klawiaturze, a jazz jest następnym etapem, który daje mi podstawy w wyrażaniu szerszych aspektów muzyki rozrywkowej. Wierzę, że jeżeli posiądę te umiejętności, to będzie mi łatwiej poruszać się w każdej innej dziedzinie muzyki.
Sam piszę teksty i tworzę muzykę. Pomysły przychodzą z życia, z obserwacji. Dlatego to co powstaje jest prawdziwe. Zdarzają się takie momenty, że nie jestem w stanie kompletnie nic napisać, aż nagle siadam, coś mi się spodoba, ekscytuje, coś mnie pociągnie i wpadam w wir pomysłów.
Największe marzenie muzyczne ?
Wydać płytę, jak najbardziej autorską. W tej chwili już rozpocząłem prace. Marzeniem jest też aby mieć jak najwięcej ambitnych, interesujących projektów, z których będę mógł utrzymać siebie i swoją przyszłą rodzinę.
W tej chwili bardzo ważne jest też dla mnie to, aby każdy następny etap programu w moim wykonaniu był na wysokim poziomie artystycznym, bo to dziś jest moją wizytówką.
To są marzenia bardzo przyziemne, nie wybiegam w przyszłość, bo nie ma sensu, życie weryfikuje wiele rzeczy. Cieszę się, że mogę się realizować, małymi krokami zarabiać pieniądze, nie ma co się oszukiwać, to też jest ważne. Mam pracę, którą kocham, którą chciałem zawsze wykonywać. Wiele moich marzeń już się spełniło.
Rozmawiała Anna Fortuna