Raport z SOR-Ratujemy życie!

3 lipca 2019

Szpitalne Oddziały Ratunkowe są przeciążone, a media donoszą o dantejskich scenach, o wielogodzinnym oczekiwaniu nawet z drobną sprawą. Myśleliście kiedyś jak to może wyglądać od drugiej strony?

Pracuję „za ladą” na jednym z najbardziej obciążonych pracą SOR na Podkarpaciu. Codziennie przyjmujemy ponad 100 pacjentów, z czego niecałe 20% to osoby przywiezione przez Pogotowie Ratunkowe.

Większość z nas nie ma do czynienia z Szpitalnymi Oddziałami Ratunkowymi. Wiele osób wie o ich istnieniu, ale na szczęście nie musi z nich korzystać. W efekcie dla przeciętnego Polaka jest to instytucja tak naprawdę nieznana. Nie wiemy jak funkcjonuje, najwyżej słyszeliśmy jakieś medialne doniesienia, zwykle mrożące krew, albo opowieść znajomych, którzy czekali na pomoc 6 godzin. To może wywołać w naszych głowach całkowicie fałszywy obraz SOR-u. Sporo dokładają do tego media, np. w jednym z portali opisano, że w Polsce na SOR czeka się 9 godzin, a dziennikarz pojechał do Czech i tam uzyskał pomoc w 20 minut. Wspomniał, że było to rano, w dzień roboczy, tylko szkoda, że nie porównał tego z polskim SOR o podobnej porze.

„SOR(RY) TU RATUJE SIĘ ŻYCIE” to akcja informacyjna wprowadzona na Śląsku. Chodzi o uświadomienie pacjentom jaka jest rola SOR-ów, czyli oddziałów ratunkowych, które mają nieść pomoc w sytuacjach nagłego, bezpośredniego zagrożenia życia. Jakie to przypadki? Np.: nagły, ostry ból w klatce piersiowej, krwawe wymioty, ostra reakcja alergiczna na ukąszenie, duszność, rozległe oparzenia, porażenie prądem, upadek z dużej wysokości, podtopienie, udar mózgu, zatrucie środkami chemicznymi, duże rany, np. przerwanie dużych naczyń krwionośnych. Czy Wasz znajomy, który ostatnio narzekał na zbyt długie oczekiwanie w SOR przyjechał tam z jednym z wymienionych przypadków? Wydaje mi się, że nie. Akcja informacyjna podobna do tej na Śląsku przydałaby się w całej Polsce. W „Raporcie z SOR” postaram się rzucić na to trochę światła.

Czas oczekiwania

Zadajmy sobie podstawowe pytanie: z czego wynika czas oczekiwania na SOR? Czy to jest jakiś „mityczny czas” zapisany w ustawie, który trzeba po prostu odczekać? Oczywiście nie. Czas oczekiwania zależy od liczby i stanu pacjentów. W pierwszej kolejności pomoc udzielana jest tym w najgorszym stanie. Pacjenci nie są przyjmowani według „kolejki”, tylko według tego, jak bardzo pilnej pomocy potrzebują. Wiele osób tego nie rozumie. Wydaje im się, ze skoro z „małym palcem” czeka się długo, to z poważniejsza raną czas oczekiwania będzie jeszcze dłuższy. Bierze się to z tego, że jako pacjenci i osoby towarzyszące trafiamy na SOR bardzo rzadko, nie znamy panujących zasad, a do tego jesteśmy w sytuacji stresowej. Martwimy się o siebie i swoich bliskich. Doskonale to rozumiem i w miarę możliwości staram się tłumaczyć pacjentom co się dzieje i dlaczego. W miarę możliwości, bo czasem nawał pracy po prostu uniemożliwia dłuższe tłumaczenia. Przepraszam, ale tak jest.

 

Niestety doświadczenie pokazuje, że najbardziej awanturujące się są osoby, które tak naprawdę nie powinny w ogóle trafić na SOR, bo ich życiu nic nie zagraża. Dobrze o tym wiedzą, chcą szybko uzyskać pomoc, np. poradę lekarską i receptę, a następnie iść do domu, do innych spraw, do pracy, na imprezę. Po prostu śpieszy im się. Pewien mężczyzna na naszym SOR miał tak ważne sprawy, że po godzinie oczekiwania po prostu wyszedł z SOR. Wrócił następnego dnia i żądał, aby go przyjąć „natychmiast”, bo przecież dzień wcześniej już czekał godzinę! Już swoje „odczekał”, a tu każą mu czekać jeszcze raz!? Skandal! A przecież on ma zaraz ważne spotkanie… To niestety nie jest przypadek odosobniony, ani nie jest to „rekordzista”. Moim zdaniem prawdziwy szczyt osiągnęła pewna kobieta, która przyszła na SOR z dzieckiem. Chłopak uderzył się w stopę. Z jej relacji było to bardzo poważne, ale z zachowania dziecka, które żwawo biegało po poczekalni, nie wyglądało to aż tak źle. Kobieta jednak bardzo się spieszyła, chciała by dziecko było przyjęte jak najszybciej. Co chwila zaczepiała kogoś z personelu domagając się by właśnie jej dziecko było przyjęte już, teraz, zaraz, przed innymi pacjentami. Oczywiście też przed innymi dziećmi. Pech chciał, że w tym samym czasie był poważny wypadek drogowy z udziałem motocyklisty. Gdy mama małego rozrabiaki zaczepiła mnie, odpowiedziałem jej: „proszę Pani, właśnie przyjechał motocyklista w ciężkim stanie, proszę się uzbroić w cierpliwość, lekarze teraz ratują jego życie”. Kobieta popatrzyła na mnie i odpowiedziała: „To wiadomo, że z takim to będzie długo trwało. Ja wiem. Ale tu dziecku popatrzeć na nogę to 5 minut wystarczy. Niech najpierw tu lekarz popatrzy, a później niech się zajmie tamtym”. Wiecie co? Ręce opadają. Za ścianą toczy się walka o życie człowieka, a ta kobieta żąda, żeby lekarz odszedł od pacjenta i zajął się jej szkrabem, któremu w sumie nic nie jest. Na pewno później opowiadała znajomym jak to strasznie długo musiała się wyczekać na SOR. Zapewne nie wspomniała o rannym motocykliście. Niestety takie osoby nie ułatwiają pracy w SOR. Niestety są też ludzie, którzy działają w sposób odwrotny, osoby, których stan jest naprawdę zły, ale starają się nie narzekać. Jest to tak częste zjawisko, że staram się to jakoś zrozumieć, znaleźć przyczynę. Może nie mają siły przekrzykiwać się ze zdrowymi, takimi jak opisani wyżej Pan i Pani? Może po prostu wiedzą, że ich stan może wymagać hospitalizacji i wolą nie wyolbrzymiać swoich dolegliwości, żeby leczenie nie było dłuższe niż konieczne? Pod tym względem jedną z najgorszych sytuacji jakie widziałem był wypadek młodego chłopaka na rowerze. Rodzina przywiozła go własnym samochodem, około 20 km. Matka zgłaszała to zdarzenie jako zwykłe potłuczenie, może jakiś uraz żeber. Na szczęście jedna z pielęgniarek zobaczyła chłopaka na krzesełku. Był blady, miał już objawy wstrząsu spowodowanego utratą krwi. Natychmiast zabrała go do chirurga. Okazało się, że chłopak podczas upadku uderzył się brzuchem o kierownicę, miał uszkodzoną śledzionę i krwotok wewnętrzny. W takich przypadkach pojawia się właśnie ból brzucha po lewej stronie, pod żebrami . Uraz brzucha jest bardzo niebezpieczny, ponieważ może nastąpić uszkodzenie narządów wewnętrznych (wątroby, śledziony) i krwotok wewnętrzny. Jest to jedna z najczęstszych przyczyn zgonów u poszkodowanego z obrażeniami ciała, a zarazem zbagatelizowanie urazów jamy brzusznej pozostaje główną przyczyną zgonów, których można uniknąć. Na szczęście temu chłopakowi udało się uratować życie. Codziennie na oddziały ratunkowe trafiają osoby w stanie zagrożenia życia. Nawet jeżeli wchodząc na SOR nie widzicie nikogo w poczekalni, to nie znaczy, że za ścianą lekarze, ratownicy i pielęgniarki nie ratują właśnie człowieka z udarem mózgu, albo po upadku z wysokiej z drabiny. Nikt też nie może przewidzieć jak trudne przypadki mogą trafić na SOR za godzinę lub za 5 minut. Nie oczekujcie zatem precyzyjnego „czasu oczekiwania”, bo podanie takiej informacji nie jest możliwe.

 

Konrad Głowacki