Lekarze i wolontariusze z Centrum Adopcyjne Lecznicy „Ada” w Przemyślu porównani do hycli

16 marca 2018

Na co dzień ratują życie i zdrowie tych najmniejszych i najbardziej bezbronnych, często wyrywając ich z tragicznych warunków oraz spod rąk oprawców. Za swoje starania i działalność Centrum Adopcyjne Lecznicy „Ada” w Przemyślu przez warszawską organizację pro-zwierzęca porównane zostało do hycli.

Biuro Ochrony Zwierząt Fundacji dla Zwierząt „Argos” opublikowało 24 przykłady postępującego w Polsce upodabniania się działania lekarzy weterynarii do hycli. Na liście tej znalazło się m.i. Centrum Adopcyjne Lecznicy „Ada” w Przemyślu. Warszawska organizacja skierowała do Krajowej Izby Lekarsko – Weterynaryjnej wniosek o zajęcie stanowiska „w sprawie szczególnych działań zakładów leczniczych dla zwierząt”. Wniosek ten dotyczy tego, czy przy gabinetach weterynaryjnych mogą działać schroniska dla bezdomnych zwierząt, a sami weterynarze czy na zlecenie gmin mogą zajmować się wyłapywaniem bezdomnych psów.

„Analiza wielu takich umów i ich skutków rodzi pytanie o to, jak niektóre z tych czynności mają się do ustawowego zakresu działania zakładów leczniczych dla zwierząt oraz do zasad etyki i deontologii weterynaryjnej”- czytamy w wystąpieniu BOZ do Krajowej Izby Lekarsko – Weterynaryjnej.

Jestem zdruzgotany i potrzebuje was jak nigdy. Pewna organizacja pro-zwierzęca nazwała mnie hyclem i doniosła nas do samorządu weterynaryjnego określając naszą działalność jako „urągającą lekarzowi weterynarii”. Więc serce mnie boli, gdy to czytam, a łzy cisną mi się do oczu. Popatrz na „Boo” i „Nancy” i powiedz co by z nich zostało na 20 stopniowym mrozie gdyby nie ich hycel z Przemyśla? – napisał na profilu facebookowym „Ady” jeden z jej prowadzących lek. wet. Radosław Fedaczyński.

Warszawska organizacja pro – zwierzęca wrzuciła nas do jednego worka z podmiotami leczniczymi, które mają podpisane umowy na wyłapywanie psów z urzędami gmin. Zrobiła to w taki sposób, że wymienione tam, niektóre podmioty mają sobie bardzo dużo do zarzucenia jeśli chodzi o zapewnienie standardów dla swoich podopiecznych. – mówi Portalowi Przemyskiemu lek. wet. Jakub Kotowicz z Lecznicy dla Zwierząt „Ada” w Przemyślu.

Jak wyjaśnia Jakub Kotowicz w polskim prawie istnieje duża luka jeśli chodzi o realizację ustawy walki z bezdomnością psów i kotów, tzn. każdy urząd gminy ma obowiązek mieć podpisaną umowę z podmiotem, który zajmuje się wyłapywaniem tego typu zwierząt, czyli tzw. hyclem. W umowie określona jest konkretna stawka za zrealizowanie tego zadania, co powoduje, że podmiot, który dostaje pod swoją opiekę zwierzę nie jest wstanie za tą kwotę zapewnić mu wystarczająco dobrych standardów.
My działamy nieco w inny sposób. Z racji tego, że działamy też jako fundacja i przede wszystkimi pod jej skrzydłami udzielamy pomocy tym zwierzętom, dzięki czemu udaje nam się występować do darczyńców i dysponować większymi środkami co pozwala nam zapewnić wszystkim naszym podopiecznym super warunki. Dlatego zabolało nas to mocno, że zostaliśmy zestawieni w jednym worku z podmiotami, które mają sobie w tej kwestii coś do zarzucenia lub ktoś im coś zarzuca. – wyjaśnia lek. wet. Jakub Kotowicz.

Weterynarze z „Ady” obawiają się, że mozolnie wypracowany przez nich system i doskonałe standardy mogą pójść na marne. Jak sami mówią, nie jest dla nich problemem prowadzenie schroniska. Jest to jednak kilka kroków w tył – znów kraty, znów działka oddalona o 600 m od ostatniego domu (w ustawie jest 150 m) i zamiast leczyć, codzienne borykanie się z problemami (nieprzejezdna droga, pół metrowe zaspy śnieżne, podrzucanie psów, kiepskie warunki, zimno, mokro, wysokie koszty utrzymania takiego miejsca).
Nie ma to jak przeczytać na publicznej stronie jednej z warszawskich organizacji zwierzęcych, że Twoja praca to nic innego jak… przykład „bycia hyclem” zgłoszony do samorządu lekarskiego jako „urągający etyce lekarza weterynarii”. Mogą mnie nazywać hyclem, mam to gdzieś, swojej pasji i oddaniu nigdy się nie sprzeniewierzę… Tylko nie wiem, jak wytłumaczyć Forestowi, że wydarcie go z tych pętli śmierci, tego piekielnego lasu i oddanie mu łap nie mieściło się w lekarskiej etyce? Co powiedzieć dziesiątkom innych psiaków wydartych z łańcucha, sideł, głodu, które przywracamy do życia? – mówi J.Kotowicz – Jesteśmy lekarzami weterynarii, skupiamy się na naszej pracy. Naszym powołaniem jest leczenie zwierząt. Nie chcemy wchodzić w boje z innymi organizacjami.

W ramach swojej pasji, w wolnym czasie prowadzą fundację, gdzie udzielają pomocy zwierzętom dzikim, a w ramach prowadzonego przez nich Ośrodka Rehabilitacji udzielają pomocy czworonogom. W zeszłym roku przeprowadzili ponad 300 skutecznych adopcji, głównie psów czy zwierząt po przejściach, które wyciągają z łańcuchów, z ludzkiego okrucieństwa.

Można nas nazywać hyclami, nie mamy nic przeciwko temu, ale jeżeli ktoś nam zarzuca działanie sprzeczne z etyką lekarza weterynarii, to jest to już dosyć poważny dla nas zarzut. Nie tylko zresztą wobec nas, wobec wolontariuszy, wszystkich naszych pracowników i podopiecznych również. Dlatego nasza reakcja była dosyć emocjonalna, co pokazaliśmy wpisach na Facebooku, na które zareagowało mnóstwo osób udzielając nam swojego wsparcia – Kotowicz.

Anna Fortuna

Fot. Centrum Adopcyjne Lecznicy „Ada”