Korespondencja z Wielkiej Brytanii – renifery Banksy’ego za szybą
Korespondencja z Wielkiej Brytanii cz. I
Słynny mural przedstawiający renifery z zaprzęgu św. Mikołaja przypięte do ławki, na której śpi bezdomny, został osłonięty szybą, gdyż obok nabazgrano wulgarne napisy. Mural autorstwa znanego street paintera – Banksy’ego – pojawił się w angielskim Birmingham 9 grudnia br., w pełnej sklepów jubilerskich dzielnicy Jewellery Quarter.
Miał on zwrócić uwagę na zjawisko bezdomności. Z pewnością w jakimiś stopniu twórcze zamierzenie autora spełniło się. Dzieło zyskało światowy rozgłos, ludzie przychodzą, by mu się przyjrzeć i sfotografować. Nie jest to teraz proste, gdyż zaparowana szyba zaciera ostrość obrazu. Jak widać, rysunkiem na murze zainteresowali się i ludzie wrażliwi i wandale, a także władze miejskie, które zabezpieczyły go przed zniszczeniem, dodając do szyby jeszcze ochronne barierki.
Co tymczasem z bezdomnymi? Na ławce pod muralem nikt akurat nie śpi. Ale nie opodal, przed wejściem do jednego ze sklepów, znajduje się legowisko i torba wypełniona dobytkiem jakiegoś nieszczęśnika, który skończył na ulicy. A ogarnięci przedświąteczną gorączką ludzie, którym się w życiu powiodło, biegają w poszukiwaniu prezentów. Nie patrzą raczej pod nogi, lecz na witryny sklepów jubilerskich, które lśnią i kuszą błyskotkami.
Rzecz, oczywiście, nie wygląda tak, że chodząc ulicami potykamy się o bezdomnych. Niemniej życie jednych hołubi, a innych wyrzuca na margines, bez względu na to czy sami są sobie winni, czy taki los…
Mieszkający w Birmingham przemyślanie opowiedzieli mi o Mikey’u – bezdomnym, o którym pisała lokalna prasa. Mikey jest 25-letnim Amerykaninem polskiego pochodzenia. Przyjechał tu w poszukiwaniu pracy, ale coś nie wypaliło i wybrał żebraczy żywot na ulicy. Ludzie pomagają mu szczodrze, prasa opisała jego radość, gdy dostał nowe buty, zakupione ze spontanicznej społecznej zrzutki. Moi rozmówcy nie popierają jednak sposobu życia tego młodego człowieka.
My przyjechaliśmy tutaj właściwie „w ciemno”. Zahaczyliśmy się u znajomych, lecz pracy musieliśmy szukać sami. Bez wsparcia i dobrej znajomości języka, musieliśmy sobie radzić. Jak z jedną pracą nie wyszło, szło się do następnej… Nikomu nie przyszło do głowy, by żebrać. A on przecież jest Amerykaninem, więc świetnie zna język i gdyby naprawdę chciał, to by pracował… Jednocześnie pochwalają postawę wielu Brytyjczyków, którzy nie gardzą bezdomnymi, lecz przynajmniej do nich zagadają i przed sklepem podzielą się jedzeniem.
Pamiętam też dość surrealistyczną scenę sprzed roku. W przejściu podziemnym pod jedną z większych ulic Birmingham, w białej pościeli ( może nie śnieżno- lecz nie brudnej) spała para bezdomnych – przyzwoicie, w ubraniach. U wezgłowia i w nogach ich materaca piętrzyły się wielkie, wypełnione dobytkiem walizy, nawet niezbyt sfatygowane… Spali tak mocno, że od czasu do czasu jakiś litościwy przechodzień zatrzymywał się, aby sprawdzić, czy tli się w nich życie, sprawiali bowiem wrażenie, jakby zapadli w sen wieczny. Po upewnieniu się, że oddychają, szedł swoją drogą. Koczowali tak ładnych parę tygodni. Właściciel okolicznej siłowni (człowiek o polsko brzmiącym nazwisku) pozwalał im się wykąpać i pomagał, jak mógł. W końcu sprawą zainteresowała się lokalna prasa, potem policja i pewnie jakieś stosowne służby… Nie znam finału.
Innym znowu razem, w jakiś chłodny i ponury dzień, mijałam człowieka, który siedział na stopniu przed bramą kamienicy. Na sobie miał lichą kurteczkę i takież spodnie. Pod sobą kilka kawałków brudnej tektury, obok trochę śmieci. Był szary i nijaki, jak ta boczna uliczka wielkiego miasta. Trząsł się z zimna. Nie zaczepiał, o nic nie prosił. Patrzył przed siebie pustym wzrokiem i chyba już niczego od losu nie oczekiwał…
Tymczasem przy głównych arteriach toczyło się życie. Ludzie biegali zajęci własnymi sprawami i pogonią za dobrami doczesnymi, którymi kuszą sklepy i centra handlowe.
PS
Problem ludzi wykluczonych w UK musi być niemały, skoro w reklamach społecznych, od których przed świętami roi się w telewizji, zachęca się widzów, by wpłacali datki: na skrzywdzone zwierzęta – po 2 funty miesięcznie, na pomoc medyczną dla dzieci w biednych krajach – po 3 funty, a na bezdomnych i innych wykluczonych społecznie w UK – aż po 19 funtów!
sa