Frakcja „bio” od września. Informacje bardzo praktyczne

11 lutego 2020

Liczba deklaracji selektywnej zbiorki odpadów komunalnych wzrosła w Przemyślu znacząco. Wydział Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska UM przyjął ich w styczniu br. ponad tysiąc (ok. 1200 to stan z 5 lutego br.) i nadal napływają. Jest to widoczny efekt podwyżki tzw. śmieciowego: z 14 zł do 23 zł za odpady zbierane selektywnie i z 20 zł do 46 zł za zbierane nieselektywnie. Dla porównania, w analogicznym okresie roku ubiegłego (kiedy to wprowadzono poprzednią podwyżkę) takich deklaracji było zaledwie 445, czyli prawie o dwie trzecie mniej.

Mieszkaniec Przemyśla produkuje rocznie średnio ok. 300 kg tzw. odpadów zmieszanych, co w sumie generuje ich ok. 15 tys. ton, a łącznie ze śmieciami z nieruchomości niezamieszkałych, wzrasta do ponad ok. 20 tys. ton.

Z problemem utylizacji śmieci musimy zmierzyć się wszyscy – jako społeczeństwo, żeby nie powiedzieć górnolotnie, jako ludzkość. Jedni wytwarzają ich mniej, inni więcej. Są też tacy, którzy mówią, że śmieci nie mają, bo np. je palą (czego przecież robić nie wolno), itd., itp. Nie ma ludzi, którzy nie produkują śmieci! Są tylko tacy, którzy chcą uniknąć opłat za ich odbiór i utylizację. Koszty są duże – i to boli. Obwiniamy producentów, że niepotrzebnie wytwarzają gigantyczne ilości opakowań i pakują towary w nadmiar folii, plastików, styropianów i tektur. A innych dystrybutorów dóbr i handlowców, że zasypują nas tonami ulotek i gazetek. To wszystko prawda. Chcielibyśmy pozbyć się kłopotliwego problemu, ale najlepiej, żeby ktoś zrobił to za nas. Tak się nie da! Ci, którzy mają świadomość proekologiczną, segregują śmieci od dawna, żeby mieć choć minimalny własny wkład w ochronę środowiska, w myśl zasady, że jeśli chcesz naprawiać świat, zacznij od siebie. Do innych przemawiają względy ekonomiczne – segregowanie, choć kłopotliwe, wychodzi taniej. Jeszcze inni próbują pozbywać się odpadów, wyrzucając je, gdzie się da. Tak czy owak, zawsze je komuś podrzucają, bo posprzątać, prędzej czy później, trzeba. I to też kosztuje.

Po najnowszej podwyżce opłat, w przemyskim wydziale gospodarki komunalnej już zauważono, że z niektórych budynków jakimś cudem nagle „zniknęło” sporo mieszkańców. Śmieci w związku z tym raczej nie ubędzie. Trudno na razie ustalić stan faktyczny. Nie znamy też rzeczywistej populacji mieszkańców naszego miasta, bo gdyby wziąć za podstawę liczby zawarte w deklaracjach odbioru odpadów, to wychodzi, że jest nas 46 103. Czy naprawdę? I w ten oto sposób uczciwie płacący, biorą na swoje barki tę ciemną liczbę migających się od opłat.

Ale prawdziwy sprawdzian z segregowania odpadów dopiero nas czeka, kiedy to, zgodnie z nowelizacją ustawy, do odpadów segregowanych dołączy piąta frakcja: „bio”, czyli tzw. odpady mokre. To już będzie wyższa szkoła jazdy –  i dla segregujących odpady, i dla odbierających je.

 

Formalnie, w obowiązek wydzielenia frakcji „bio”, czyli tzw. odpadów mokrych, wejdziemy dopiero od września 2020 roku, bo jest to ostateczny termin, kiedy będziemy musieli wypełnić zapisy ustawy, która nowelizowała ustawę o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Wtedy już każdy mieszkaniec będzie musiał segregować odpady według nowych zasad – informuje na wstępie naszej rozmowy Karol Wilk, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska UM w Przemyślu. – Nie mamy jeszcze wydzielonej frakcji bio, bo są z nią problemy. Nie mamy gdzie ani czym tego wozić. Na razie segregujemy w Przemyślu według dotychczasowych zasad: tworzywa sztuczne i metal, szkło, papier, odpady zmieszane i zielone. Co do tzw. frakcji mokrej, w skład której wejdą odpady organiczne, czyli np.: resztki kuchenne, resztki warzyw i owoców, fusy z herbaty i kawy, ale już nie np.: mięso i kości czy skórki z cytrusów –  to, na obecnym etapie, jest jeszcze wiele niewiadomych. Musimy rozpocząć rozmowy z firmami przewozowymi, z odbiorcami, zastanowić się, jakiego rodzaju będą pojemniki na te szybko rozkładające się i wydzielające nieprzyjemny zapach odpady i jak często je odbierać. Ustawa przewiduje odbiór frakcji „bio” – minimum raz na dwa tygodnie. Ale wyobraźmy sobie, jaki będą wydzielać zapach po dwóch tygodniach zalegania… Będziemy musieli podjąć rozmowy w szczególności z firmą, która wywozi te odpady. No i uczulić mieszkańców nieruchomości – zwłaszcza tych wielolokalowych, aby zaopatrzyli się w stosowne pojemniki… Teoretycznie, mogłyby być to worki, ale raczej nie widzę takiego rozwiązania, z wielu względów. Nie wyobrażam sobie takich worków np. w pergoli śmietnikowej spółdzielni mieszkaniowej, która obsługuje, powiedzmy, sześć bloków… Mam też świadomość, że takie szczegółowe rozdzielanie odpadów kuchennych będzie irytowało ludzi. Nie wyobrażam sobie przechowywania takich odpadków w bloku… Tu widzę wielki problem. Teraz musimy skupić się na opracowaniu regulaminów i dać mieszkańcom, wspólnotom mieszkaniowym, czas na przygotowanie do nowego sposobu segregowania odpadów.

Z pewnością w praktyce pojawi się wiele kolejnych wątpliwości, błędów i zaniedbań. Widać to na przykładzie kłopotów kilku gmin w kraju, które z marszu przystąpiły do selektywnej zbiórki po nowemu. Zdarzyło się już kilka „zatorów śmieciowych”, bo dotychczasowi odbiorcy nie chcą przyjmować odpadów lub tzw. instalacje nie są w stanie przerabiać śmieci. W dodatku obiecane obniżki kosztów dla tych, którzy zadeklarowali kompostowanie bioodpadów, są rzędu pięćdziesięciu groszy czy złotówki, góra 3-4 złotych, co wywołuje niezadowolenie mieszkańców i wcale nie motywuje do kompostowania.

Trzeba też mieć świadomość, że jeśli odpady są źle posegregowane bądź zanieczyszczone substancjami, których w instalacjach do przetwarzania nie przyjmą – generuje to kolejne koszty, choćby transportu czy prawidłowej segregacji albo utylizacji, kiedy odbiorca dyktuje za nie np. dwukrotnie wyższą cenę. W sumie, zapłacimy za to wszyscy. Dlatego potrzebna jest dobra organizacja, edukacja, informacja – i dobra wola.

 

Tymczasem „debiutującym” w segregowaniu śmieci – choć, jeśli mają wątpliwości, powinni czytać  instrukcje – warto przypomnieć, ogólne zasady:

  • do pojemników/worków żółtych wrzucamy: plastikowe butelki, reklamówki, kartony po napojach, mleku i jego przetworach, puszki po napojach i produktach spożywczych, kubki po przetworach mlecznych (dokładnie opróżnione), plastikowe opakowania po środkach piorących, szamponach, mydłach w płynie, drobne elementy metalowe, np. zakrętki od butelek i wieczka od słoików, folie plastikowe i aluminiowe, jeśli nie są zabrudzone ( tłuste folie po maśle, margarynie czy serach – idą do odpadów zmieszanych), nie wrzucamy doniczek i skrzynek na kwiaty, plastikowych mebli ogrodowych, itp.;
  • do pojemników/worków zielonych (lub białych) wkładamy: słoiki, butelki bez zakrętek, szklane opakowania po kosmetykach – nie wrzucamy: luster, szkła okiennego i ceramiki, w tym sanitarnej;
  • do pojemników/worków niebieskich dajemy: papier (niewoskowany i niefoliowany), tekturę, gazety, ulotki – nie wrzucamy: zużytych ręczników papierowych, chusteczek higienicznych, serwetek itp.;
  • do worków brązowych wkładamy: trawę, liście, trociny, drobne gałęzie.

Pozostałe, niesklasyfikowane odpady, to tzw. zmieszane  –  i one idą to typowego pojemnika lub czarnego worka. Przypominamy, że zużytych baterii i żarówek nie wrzucamy do żadnej z wymienionych tu frakcji, lecz oddajemy je do specjalnie wydzielonych punktów odbioru.

 

sa

Zdjęcie – canva.com