Dziwne okoliczności inwestycji pod Fredropolem
W tle zmowa milczenia, samowola budowlana i bierność nadzoru budowlanego.
W miejscowości Młodowice Osiedle w gminie Fredropol powstaje maszt telefonii firmy P4, operatora marki Play. Oburzenie mieszkańców budzi to, że budowla powstaje blisko zabudowań mieszkalnych. Teren na którym powstaje inwestycja jest prywatny i należy do właściciela spod Warszawy, który kilkanaście lat temu wykupił miejscowy PGR. Jednak zgodę lokalizacyjną na kontrowersyjną budowę wydał wójt Mariusz Śnieżek.
Nikt nic nie wiedział
Wysoki na 55 metrów maszt zdominuje małą miejscowość, ale także będzie widoczny w krajobrazie z wielu kilometrów. Sąsiedzi nieruchomości, na której powstaje inwestycja, o niczym nie wiedzieli, bo właściciel terenu wydzielił geodezyjnie malutką działkę, na której ma stanąć budowla. W ten sposób uniknął administracyjnego wymogu zawiadomienia sąsiadów i ich ewentualnych protestów.
Ale nie to jest zastanawiające w tej sprawie. Zwyczajowo o ważnych dla wsi sprawach wójt zawiadamia mieszkańców wsi poprzez wywieszenie ogłoszenia na tablicy przed świetlicą wiejską i zwołanie zebrania. To naturalne, mieszka tam dużo starszych osób, które nie korzystają z internetu i mają problem ze sprawdzaniem ogłoszeń w odległym o dwa kilometry Fredropolu. Tym razem takiego ogłoszenia nie było. Co więcej, wójt Mariusz Śnieżek, w trakcie kilkumiesięcznego okresu procedowania inwestycji, o niczym nie wspomniał sołtysowi wsi Janowi Borowskiemu, ani radnemu Łukaszowi Mirowskiego. Dopiero, gdy we wsi pojawiły się ciężkie betoniarki zaniepokojeni mieszkańcy zaczęli stawiać pytania.
Redakcja „Portalu Przemyskiego” zwróciła się z pytaniem do wójta dlaczego w tak ważnej sprawie w życiu mieszkańców wsi jak budowa masztu nie zwołano zebrania. Na to pytanie nie otrzymaliśmy odpowiedzi, wójt jedynie zapewnił, że społeczność była zawiadamiana przez urząd gminy prawidłowo. Postanowiliśmy się temu przyjrzeć. Okazuje się, że niektórych obwieszczeń gminnych w ogóle nie ma na tablicy ogłoszeń, zawiadomienie o budowie masztu na stronie internetowej gminy ,,wisiało” za krótko, a na przykład wymagane prawem transmisje z posiedzeń rady gminy są prowadzone praktycznie bez dźwięku(!). Posiadamy także pisemną relację jednego z mieszkańców, który twierdzi, że zwrócił się do sekretarza gminy Leszka Urbana o informację ws. budowy masztu w grudniu 2018 roku. Urban, który jest od wielu lat prawą ręką Śnieżka i jego zaufanym człowiekiem, stwierdził, że nic nie wie o tej sprawie. Rzecz w tym, że decyzję o lokalizacji inwestycji kilka miesięcy wcześniej z upoważnienia wójta podpisał sekretarz gminy czyli właśnie… Leszek Urban.
Samowolka
Prace związane z budową masztu toczą się na dwóch działkach, jednak pozwolenie na budowę dotyczy tylko jednej z nich. Na drugiej działce prace wykonywane są bez pozwolenia. Co więcej, część prac była prowadzona z użyciem koparek, a pikanterii dodaje sprawie to, że działo się to na działce, na której znajduje się stanowisko archeologiczne i do której przylega zabytkowa aleja parkowa wpisana do podkarpackiego rejestru zabytków. A w wyniku prac doszło już do uszkodzenia stuletnich drzew, co może stanowić przestępstwo uszkodzenia zabytku.
Gdy mieszkańcy wsi zaczęli zawiadamiać urzędy o samowoli, w sprawę włączył się Podkarpacki Wojewódzki Konserwator Zabytków, który wstrzymał prace polegające na budowie przyłącza energetycznego do masztu, a także zwrócił się do wójta o wznowienie postępowania, czyli o uzgodnienie inwestycji z Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków. Jednak wykonawca prac przyłączeniowych nie tylko nie zaprzestał robót, ale kontynuował je w pośpiechu, zaś wójt odmówił konserwatorowi zabytków ponownego rozpatrzenia sprawy.
Ale wątpliwości co do roli wójta się na tym nie kończą. Redakcja „Portalu Przemyskiego” dotarła do dokumentu, podpisanego przez wójta M. Śnieżka i dyrektora oddziału PGE Dystrybucja Mariusza Kuńca, z którego wynika, że wójt wiedział, że planowane prace mogą uszkodzić zabytkową aleję, a mimo to zaakceptował przebieg przyłącza. Wójt Śnieżek spytany o to przez nasz portal, odpowiedział, że ewentualną winę ponosi inwestor czyli PGE, a nie on.
Inspektor nadzoru przymyka oko
O samowoli został zawiadomiony Kazimierz Bartczak, który jest powiatowym inspektorem nadzoru budowlanego. Bartczak nie odniósł się merytorycznie do zawiadomienia i nie wstrzymał robót. W rozmowie z „Portalem Przemyskim” stwierdził, że nie ma własnych ustaleń w sprawie. Według naszych informacji, mieszkańcy ponownie zawiadomili Bartczaka o prowadzeniu prac bez zezwolenia, dostarczając zdjęcie z placu budowy świadczące o samowoli. Do chwili publikacji tego materiału Kazimierz Bartczak nie ustosunkował się do sprawy. Redakcja „PP” zadała pisemnie pytania K. Bartczakowi o przyczyny jego bezczynności, jednak do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Raport NIK
Kilka lat temu praktykom operatorów telefonii komórkowych przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli. Według niej, nagminnym działaniem operatorów jest bezprawne zwiększanie mocy nadajników, w skrajnych przypadkach nawet o 800%. A to może być szkodliwe dla zdrowia ludzi. Pracując nad tym materiałem nasza redakcja wyszła z założenia, że wójt gminy powinien znać raporty NIK-u, i w sposób dokładny badać dokumenty przedstawiane mu przez operatora ubiegającego się o lokalizację. Okazało się jednak, że choć w umowie P4 (Play) z właścicielem terenu w Młodowicach Osiedlu jest zapis zezwalający na zwiększenie mocy nadajników, nie wzbudziło to żadnych obiekcji ze strony wójta.
W czyim interesie?
Czyje interesy reprezentuje wójt – pytają mieszkańcy – czy nasze, czy raczej operatora telefonii i właściciela działki, na której stawiany jest maszt i który zarobi na dzierżawie duże pieniądze? Z każdym dniem pojawiają się nowe wątpliwości; czy na działce na której budowany jest maszt można było w ogóle zlokalizować inwestycję? Według prawników zaangażowanych w sprawę wiele wskazuje że nie. I czy w całej sprawie nie mamy do czynienia z zaplanowanym omijaniem prawa przez inwestora i ukrywaniem przed społeczeństwem planów budowy stacji – pytają ludzie, którzy kwestionują decyzję wójta i zarzucają rażące naruszenie prawa.
Państwo teoretyczne
Przygotowując ten materiał rozmawialiśmy z dziesiątkami ludzi-mieszkańcami kilku wsi, urzędnikami, osobami walczącymi z samowolą operatorów. Dla wielu z nich jest jasne, że podczas procesu wydawania zgody lokalizacyjnej organ wydający zgodę, tzn. wójt, w ogóle nie badał faktycznych okoliczności sprawy, a oparł się na oświadczeniach inwestora, które, co wykazują protestujący, odbiegają od stanu faktycznego. Przyczyn postępowania wójta nie znamy, jednak w wyniku zaniedbań urzędniczych powstaje obiekt techniczny, który ma inne oddziaływanie i właściwości niż deklarowane w dokumentacji projektowej. I może nie byłoby szokujące, że projektanci przedstawiają naciągane projekty, nadzór budowlany przymyka oko, a roboty toczą się z naruszeniem prawa, gdyby chodziło o budowę stodoły lub domu mieszkalnego. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z obiektem, który może znacząco oddziaływać na życie i zdrowie wielu ludzi.
Dobrego samopoczucia urzędników nie zmąciła też okoliczność, że kilka kilometrów od granic NATO i UE powstaje stacja nadawczo-odbiorcza wyposażona w anteny firmy Huawei, która jest oskarżana w wielu krajach o montowanie w swych urządzeniach aparatury szpiegowskiej. Mimo tego organy państwa nie kontrolują budowy stacji pod Fredropolem, i choć są zawiadamiane o nieprawidłowościach, nie chcą jej kontrolować. Ponieważ mieszkańcy wsi zapowiadają protesty i interwencje u lokalnych parlamentarzystów, do sprawy zapewne niebawem wrócimy.
Fot. fredropol.pl