Dzisiaj – wyjątkowo – kaloriom mówimy TAK!

Pączkowi skrytożercy mogą dziś wyjść z podziemia i jawnie oddać się słodkiemu nałogowi. Nie zjeść pączka w Tłusty Czwartek – po prostu, nie wypada!

W tej tradycji nie jesteśmy odosobnieni, bo to – nie wahajmy się użyć tego słowa – obżarstwo jest przed końcem karnawału usankcjonowane w wielu krajach Europy, w Ameryce i na antypodach. W niektórych krajach nie jest to czwartek, lecz np. wtorek. Oprócz pączków spożywa się tam hurtowo: drożdżówki, naleśniki, gofry, bliny czy inne narodowe specjały. Wspólnym mianownikiem jest to, że ma być miło, wesoło i do syta. Na polskich stołach pączki pojawiły się w XVII wieku i do dziś, jak widać, nam się nie przejadły.

Już w przededniu Tłustego Czwartku na ulice wysypały się zastępy łasuchów. Jedni na zwiady: gdzie i za ile można kupić pączusia. Takiego żeby był: śliczny, duży, pachnący i pyszny, czasami zaskakujący oryginalnym nadzieniem, no i z lukrem, polewą czekoladową albo czymś jeszcze… Inni już bezwstydnie, na ulicy, oddawali się konsumpcji.

Przed pączkowymi Mekkami kręcili się panowie, zagubieni wśród nadmiaru różności: nadzienia, polew i posypek. W tej sytuacji, ratunkiem był telefon do żony: „Kochanie, nie wiem, co wybrać… Są z maliną, śliwką, maracują, z… – A z różą, są? – pada pytanie z „centrum dowodzenia”. – Jest pięć ostatnich. – To weź!

W przemyskich pączkarniach i cukierniach wszyscy zwijają się, jak w ukropie: produkują i sprzedają – i ani im w głowie jakieś tłustoczwartkowe pogaduchy o tym, ile i czego nasmażyli dla łasuchów. Co do jednego, są zgodni: ruch jest zdecydowanie większy.

Na szczęście, chwilkę w tym gorącym okresie, ale tylko minutkę, znaleźli dla mnie, gościa nie w porę, właściciele przemyskiego lokalu z tradycją – „Cukierni Szantera”.

Wzmożony ruch zaczyna się już od środy: ludzie rozglądają się, próbują, kupują – apogeum przypada na czwartek, ale i następnego dnia jest jeszcze sporo chętnych. Szacujemy, że w tych dniach sprzedamy około dziesięciu tysięcy pączków – mówi pani Anna Szanter. Nasze pączki nadziewamy różą, powidłami śliwkowymi, adwokatem, budyniem i czekoladą. Robimy je tradycyjnie z ciasta drożdżowego, według sprawdzonej receptury i smażymy w specjalnej fryturze. Największym powodzeniem u klientów nieustannie cieszą się pączki z różą. Chrust ma także swoich amatorów. Mamy zamówienia od klientów indywidualnych, od szkół, banków i innych instytucji, od stałych odbiorców… Ale, oczywiście, oferta skierowana jest do wszystkich, którzy zechcą skosztować naszych pączków. W Tłusty Czwartek będziemy sprzedawać je od szóstej rano do wieczora.

Pączek pączkowi nie równy. Jedne wykwintne, „wypasione” – pączkowa arystokracja z górnej półki, inne skromniejsze, bardziej pospolite, są też „dietetyczne” – nie skąpane w tłuszczu, lecz pieczone – ale wciąż, pączki. Rozpiętość cenowa duża: od pięćdziesięciu kilku groszy do prawie dwóch złotych za sztukę kosztują pączki w spożywczych sieciówkach, a w pączkarniach i cukierniach kupimy ten przysmak najtaniej –  za 2,50 zł , najdrożej – za 4,20 zł, najczęściej średnio – ok. 3 zł za sztukę.

Pączkowemu szaleństwu oddają się też wytrawne gospodynie domowe, które za punkt honoru uznają raczenie rodziny i znajomych specjałami własnej produkcji. Toteż wzięcie mają babcine przepisy na chrust i pączki, wyszperane w domowym archiwum oraz inne – podkradzione koleżankom czy zdobyte drogą wymiany albo „wygooglane” w Internecie.

Smacznego!

 

sa

Zdjęcie wyróżniające – canva.com