Bitwa o Sejm: PiS „Zjednoczona Prawica”-Felieton Piotra Dymińskiego

Drugi numer wylosowała rządząca „Zjednoczona Prawica”, czyli połączenie Prawa i Sprawiedliwości, Solidarnej Polski i Porozumienia Jarosława Gowina. Dla większości wyborców to po prostu „PiS”, bez rozróżniania części składowych. Dla innych wyborców te niewielkie różnice są istotne, bo np. wspomniana partia Gowina obiecuje blokować niekorzystne dla przedsiębiorców pomysły partii Kaczyńskiego. A to nadal jedna lista. PiS jest nie do zatrzymania? A co jeśli iw ostatniej chwili wypłynie jeszcze jakaś szokująca afera? A co jeśli po wyborach taka afera okaże się „fejkiem”…?

Wszystko wskazuje, że to zdecydowani faworyci tegorocznych wyborów do Sejmu. Opozycja utraciła „efekt zjednoczenia” z czasu eurowyborów. Nie potrafi też znaleźć pomysłu. Teoretycznie najsilniejsza opozycyjna formacja nie jest konsekwentna w swoim przekazie. O tym jednak w innym odcinku.
PiS, niezależnie od wpadek, potknięć, czy nawet skandalicznych zachowań nadal potrafi konsekwentnie budować i sprzedawać wyborcom swoją narrację. Przekaz do wyborców jest konkretny i prosty: „dzięki PiS mamy dobrobyt, będzie jeszcze lepiej, a tym drugim to nie ufajcie, bo mogą przyjść i zabrać, chociaż mówią, że nie zabiorą,  to pamiętajcie, to my rozdajemy konfitury”. I te „konfitury” miliony Polaków po prostu dostały w bardzo bezpośredni i namacalny sposób. Dlaczego mają nie wierzyć w taki przekaz? Bo ktoś ich zwyzywa od „dzieciorobów”? Serio?

PiS bardzo umiejętnie wskazuje i wykorzystuje patologiczne sytuacje w Polsce do swojej narracji i uzasadniania podejmowanych działań. Jeżeli ktoś wytyka wady stosowanych metod, to zwykle jest prosta odpowiedź: „bo ty chcesz, żeby zostało tak jak było”, i tu następuje wyliczenie serii negatywnych zjawisk… I jak? Chcesz, żeby było tak jak było? No pewnie nie chcesz. A ilu wyborców ma czas analizować, czy rozwiązania proponowane przez PiS są dobre? Czy są właściwym lekarstwem na problemy i patologię? Kilka procent? Pozostali przyjmą taki punkt widzenia, jaki dostaną z mediów. Jedni z TVP i GP a inni z TVN i Wyborczej.
Do tego PiS prowadzi bardzo intensywną kampanię w terenie, liczne spotkania, konwencje, poparcie samorządowców po zwycięskich w wielu miejscach wyborach z ubiegłego roku… ba, sami samorządowcy są na listach. PiS-owi udało się przełamać przeświadczenie, że politycy tylko gadają, a nikt tak naprawdę nie spełnia obietnic. Wykorzystali dobrą koniunkturę do bardzo namacalnego spełnienia swoich zapowiedzi. PiS do tego stopnia zdominował scenę polityczną, że przeciwnicy mówią wprost, że teraz „trzeba walczyć o Senat, to ostatnia szansa. Sejm stracony!” Swoją drogą jest to ukłon w stronę Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW) i wyraz uznania dla tej formy demokracji. Czy różnica między wynikami do Sejmu, a wynikami do Senatu pokaże nam siłę JOW? Czy pokaże jak system większościowy sprzyja, by szukać tego co łączy? Z drugiej strony takie podejście w opozycji wygląda jak krzyk rozpaczy.

W próbach pokonania PiS nie pomaga nic: ani wyciąganie lotów Kuchcińskiego, ani inne zarzuty do ekipy rządzącej. Jeżeli już nic więcej nie wypłynie w tej kampanii, to sukces wyborczy PiS jest praktycznie pewny. Na pewno silnym zarzutem jest afera „pokoi na godziny” w kamienicy szefa NIK. To jest taka funkcja, na której powinien znajdować się człowiek krystaliczny, bez cienia zarzutu, a tu sprawa nie wygląda za dobrze. Szef NIK domaga się teraz sprostowania i przeprosin, ale trudno by sprawa została wyjaśniona przed wyborami. Rodzi to pole do spekulacji i wykorzystania tematu politycznie. Na finiszu kampanii bardzo nasila się „aktywność antyPiS”, wytykanie błędów i wszelkich nieprawidłowości. Jednak nie widać przełożenia na odpływ wyborców od partii rządzącej. Przynajmniej na to wskazują sondaże, ale i nastroje wśród samej opozycji. Słucham wywiadów z celebrytami – przeciwnikami rządu, rozmawiam z samymi politykami i kandydatami, wszędzie jest przeświadczenie, że PiS wygra. Nie ma tego nastroju, który był przed eurowyborami, że połączone siły opozycji wygrają.
W czym może tkwić przyczyna? Może właśnie w klęsce podczas eurowyborów? Sondaże wskazywały na sukces opozycji, a później okazało się, że jednak PiS dość wysoko wygrywa. Nie minimalnie, a o parę ładnych punktów. Teraz opozycja startuje bardziej podzielona, równocześnie praktycznie nikt nie rozbija głosów, które umownie nazywa się „prawicowymi”. Paweł Kukiz nie ma już osobnego komitetu, staruje z PSL z resztkami „pretorian”. W tym czasie część jego byłych posłów jest już na listach PiS, a np. Tomasz Jaskóła (którego osobiście uważam za bardzo wartościowego polityka) otwarcie zrezygnował ze startu w wyborach mówiąc, że sojusz z PSL jest dla niego niedopuszczalny. W przypadku Konfederacji wyborcy mogą bać się „zmarnowania głosu”, bo w teoretycznie silniejszym składzie (np. z Liroyem) nie dała rady przebić się przez próg w eurowyborach. głosy wyborców bardziej konserwatywnych będą koncentrować się na liście PiS. Bardzo wyraźnie PiS gra w tym kierunku, wręcz wymazując Konfederację z telewizji publicznej. Informacja o skandalach takich jak przekłamanie w sprawie sondażu, w którym Konfederacja przekracza próg to z jednej strony metoda walki, ale może też przynieść odwrotny efekt. O tym trochę więcej we wpisie o Konfederacji.

I na koniec, na pewno PiS-owi pomaga pogarda i hejt kierowany nie tylko na polityków tej partii, ale i na elektorat. To ciągłe piętnowanie, że są prymitywni i zaściankowi, że szarańcza albo wataha to wyrżnięcia. Albo wywody celebrytów, o tym, że nawet za Jaruzelskiego było lepiej, że opozycję wtedy bardziej szanowano (część ludzi jeszcze pamięta język propagandy i milicyjne pały z tamtego czasu), albo już całkiem dla mnie skandaliczne bzdury rodem z nazistowskiej propagandy o „małych słowiańskich czaszkach”. Zdecydowanie obrażanie ludzi, to nie jest dobry sposób na przekonywanie do zmiany preferencji wyborczych. Tak, zgadza się, masz rację, ze strony „propisowskiej” też padają często skandaliczne słowa, ale „obrażeni przez PiS” nie mają jednego obozu, wokół którego mogą się koncentrować. Oni rozdzielają się na trzy, lub nawet cztery grupy, co przy systemie przeliczania głosów promuje stronę, która jest bardziej zwarta.

Co może odwrócić sytuację?
Zapewne już nic. Pomyślmy, użyjmy wyobraźni. Wymyślmy jakiś scenariusz… Zostało kilka ostatnich dni. Jednak od dłuższego czasu jak bumerang powraca sprawa pewnego nagrania, które podobno istnieje. Na nagraniu ma być scena seksu Marszałka Sejmu z nieletnią Ukrainką. Czy ujawnienie takiego nagrania kilka dni przed wyborami coś by mogło zmienić? Zapewne byłby to skandal i szok dla wielu wyborców. To byłaby afera na miarę zmiany wyniku. Otwarte zostanie tylko jedno pytanie: „skoro o taśmie mówi się od dawna, to dlaczego wyskakuje dopiero w ostatnim momencie przed wyborami?” Np. w momencie gdy nie będzie już czasu na zweryfikowanie czy nagranie jest prawdziwe. Dlaczego takiego nagrania ktoś nie ujawnił np. w sierpniu, żeby już wtedy „strącić szarańczę”? Mnie by to dawało do myślenia, ale przy obecnym natężeniu hejtu i wrogości w polityce raczej nikogo to nie będzie obchodzić. Film prawdziwy, czy nie i tak wpłynąłby na wynik wyborów. Czy coś takiego może zmieść PiS? Przypuszczam, że tak. Polacy potrafią wybaczyć politykom wiele, ale nie seksafery. No dobra, ta bardziej „światła” część może wybaczyć wybitnemu reżyserowi seks z nastolatką, ale tu chodzi tylko o polityka znienawidzonej partii… Tylko co, jeśli taka afera okaże się fałszywym oskarżeniem? „No jak to panie! Przecie nagranie jest!” No powiedzmy, że jest. Obecnie dostępna jest też technologia „deepfake”, która pozwala na tworzenie bardzo przekonujących nagrań. Używana jest do robienia śmiesznych filmików, np. parodiujących postacie z serialu czy czołowych polityków jak Obama. Używana jest też do robienia filmów porno z udziałem gwiazd, które nie występują w takich produkcjach. Używana jest tez przez szantażystów, którzy straszą ludzi opublikowaniem spreparowanych, kompromitujących filmików. Używana jest też do oszustów, ot tyle co we wrześniu media donosiły o wyłudzeniu z brytyjskiej firmy blisko 250 tysięcy dolarów właśnie przy pomocy deepfake. Jest tylko kwestią czasu, gdy ta technologia stanie się narzędziem brudnej gry politycznej. Kto wie, może zobaczymy to już w najbliższym tygodniu? Tylko co zrobić z wynikiem wyborów, na które ktoś wpływa takimi metodami? Jak PiS zareaguje na wypuszczenie takiego nagrania? Czy gdy fałszerstwo wyjdzie na jaw ludzie się z tym pogodzą? Fantazjujemy dalej? Wyobrażacie sobie kilka milionów ludzi, których oszukano fałszywym nagraniem, a później coś im odebrano wbrew obietnicom wyborczym? W tym czasie druga strona powie: „Oj tam, może i oszustwo, ale trzeba było, żeby pokonać PiS, który jest szarańczą, ciemniactwem, najgorszą organizacją w historii Polski”. Przecież to gotowy przepis na brutalne zamieszki. Uważam, że gdyby takie nagranie istniało i było prawdziwe, to już dawno byłoby ujawnione. Dlatego mam nadzieję, że nic takiego nie wyskoczy, bo to by  świadczyło, że na 99% mamy do czynienia z fałszerstwem i ogromnym niebezpieczeństwem dla naszego społeczeństwa. Jest taka obawa, bo różne „fakenewsy” już są używane politycznie, a do tego część opozycji mówi wprost o „walce na śmierć i życie”. Pomimo tego nadal nie do końca mogę uwierzyć, że ktoś może być tak podły, by uciekać się do tak niebezpiecznego fałszerstwa, dlatego przewiduję wygraną PiS, a nawet drugi z rzędu „rekord Polski”, czyli samodzielną większość.