Z przekąsem. Jadąc rowerem po Przemyślu
Lato jest czasem, kiedy znajdujemy czas na nieco inne przyjemności niż w ciągu reszty roku. Jedni ruszają nad wodę, pływają, nurkują lub łowią rybki – inni biwakują za miastem puszczając znaki dymne podczas grillowania. Jest również grupa pasjonatów sportów rowerowych.
To pisanie, jednak będzie poświęcone tym, którzy w odrobinie wolnego czasu dosiadają rowerów, by umilić sobie np. popołudnie. W naszym mieście w ostatnim czasie pojawiło się trochę tras rowerowych gwarantujących amatorom przerzutek spokojny przejazd wzdłuż ruchliwych ulic. Odkryłem dziś, że trasą rowerową można dojechać od ronda w Krównikach aż do galerii Sanowej z lekkim przeskokiem przez ul. Lwowską.
Niestety, nie wszystkie dzielnice miasta posiadają rowerowe ścieżki i w olbrzymiej większości rowerzyści są zmuszeni poruszać się po drogach publicznych będąc uczestnikami normalnego, drogowego ruchu. Ostatnie zmiany przepisów spowodowały, że rowerzystom nadano odrobinę przywilejów. Jednak niektórzy kierowcy pojazdów na czterech kółkach jakby o tym zapominają. Niestety, bywa i też, że rowerzysta jadąc zupełnie prawidłowo bywa „profilaktycznie” zatrąbiony z daleka przez kierowcę samochodu.
Takie sytuacje zdarzały mi się w Przemyślu wielokrotnie, choć sam będąc kierowcą z wieloletnim doświadczeniem wiem, że nie popełniłem najmniejszego błędu. Ot, pan za kierownicą uznał, że przepłoszy intruza na „góralu”. Innym razem pani wyjeżdżając z podporządkowanej wymusiła mi pierwszeństwo tak, że mało nie wylądowałem w rowie. No cóż, przecież nawet nie mam dzwonka przy kierownicy, więc nawet na nią nie zadzwonię…
Panowie w tirach również zapominają, że podczas wyprzedzania rowerzysty należy jednak bardziej zjechać na lewy pas byśmy my, rowerzyści nie wylądowali na chodniku…. Wielokrotnie również miewałem sytuację, kiedy to jadąc rowerkiem byłem wyprzedzany przez samochody w miejscu oznakowanym podwójną ciągłą. Reasumując pragnę z tego miejsca poprosić kolegów kierowców, by widząc rowerzystę, pędzącego skrajem szosy traktowali go jak pełnoprawnego uczestnika ruchu, a nie jak dziwne stworzenie, które należy zatrąbić z dala, by przypadkiem nie sprawiło mu kłopotu na „jego” drodze….
Marek Niedźwiecki