Ofiara polskiej krwi a polityka. Osobisty komentarz
Dziś w Przemyślu, jak zapewne w każdym polskim mieście, odbyły się uroczystości z okazji 71 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Ten dzień to czas na oddanie czci najlepszemu pokoleniu, jakie kiedykolwiek miała Polska. Jest to też doskonała okazja do zastanowienia się nad polskim duchem, który powoduje, że Polacy zawsze stają z bronią przy nodze, zawsze będą się bić. Czy trzeba, czy nie trzeba.
Bohaterstwo i męstwo młodych warszawiaków i warszawianek jest bezdyskusyjne. Naszym obowiązkiem, już zawsze będzie się pochylać nad ich ofiarą. Mocno dyskusyjna jest już jednak decyzja o wybuchu Powstania. W sytuacji, kiedy niemiecki garnizon w Warszawie, po okresie krótkiej paniki, związanej z radziecką ofensywą, szybko się umocnił, a siły hitlerowskie zaczęły przechodzić do kontrnatarcia, kiedy uzbrojenie Armii Krajowej zostało przez nią samą mocno osłabione w związku dozbrajaniem jednostek AK biorących w Akcji Burza, co w konsekwencji spowodowało, że co piąty zaledwie powstaniec był uzbrojony, kiedy przewaga sił niemieckich pod względem uzbrojenia i doświadczenia bojowego była porażająca, decyzję tę, gdybym miał nazwać lekkomyślną, zastosowałbym olbrzymi eufemizm. Wskutek tego rozkazu, zginęło 200 tysięcy warszawiaków, w tym 20 tysięcy żołnierzy, a Warszawa jako miasto przestała istnieć. Korzyści politycznych nie było żadnych Jednak co się stało, tego już nie odwrócimy.
Bohaterską młodzież warszawską do nierównego boju rzuciły władze, co prawda podziemnego, ale legalnego i uznawanego przez większość świata, państwa polskiego. Państwo to, przed rzuceniem na rzeź najlepszej części swojego społeczeństwa, tak na prawdę nie podjęło żadnych kroków, aby upewnić się, czy ta ofiara będzie miała jakikolwiek sens. Działało pod wpływem urojeń i zapewne wrogich radzieckich prowokacji.
Dziś, będąc na przemyskich obchodach, byłem pewien, że zebrana na nich patriotyczna młodzież także nie odmówiłaby Polsce swojej krwi. I boję się, że tak samo jak wtedy, nasi współcześni niekompetentni politycy, wiedząc o tym, z równą beztroską tę krew by przelali. Celowość? To sprawa dla nich drugorzędna. U nas historia i tak zwykła takim decydentom stawiać pomniki i nazywać ich ich imionami place.
Od ponad roku, władza i bezwolne wobec niej media straszą Polaków wrogiem ze wschodu. Poprzedni premier snuł nawet wizje dzieci, które jak we wrześniu 1939 roku nie poszły do szkoły. Polityka ta, to szczucie społeczeństwa, a tym samym zapewnienie sobie jego lojalności w wypadku jakiejś następnej okupacji, kiedy kolejny rząd emigracyjny umieszczony gdzieś na Zachodzie, będzie mógł na odległość szafować polską krwią. A tymczasem, obecna władza nic nie robi aby bezpieczeństwo Polsce zapewnić. Polskie Siły Zbrojne zostały skurczone do śmiesznej ilości kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy zawodowych, przy zupełnej niemożliwości prowadzenia jakiejkolwiek mobilizacji. Siła ta, nawet według przedstawicieli Akademii Obrony Narodowej, wystarcza na skuteczne operowanie na terytorium kilku powiatów. Ale przecież, mamy sojusze, stoi za nami NATO – odpowie polityk. To przypomnę: w roku 1939 też mieliśmy sojusze z dwoma najpotężniejszymi państwami Zachodu, a w sierpniu 1944, byliśmy jednym z głównych członków Koalicji Antyhitlerowskiej. I co? Ano nic. Jak zwykle dostaliśmy po nosie. A cały świat patrzył i miał nas gdzieś. Dziś uczmy się patriotyzmu, ale uczmy się też realizmu politycznego. Korzystajmy z niego przy wyborach. Niech zaczną Polską rządzić patrioci, ale patrioci realiści, nie fantaści.
Piotr Gdula