Muzeum teraz żyje. Rozmowa z Wojciechem Władyczynem – byłym dyrektorem Muzeum w Przemyślu

21 marca 2014

Rozmowa z Wojciechem Władyczynem, byłym już dyrektorem Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej.

Był Pan związany z muzeum przez ostatnie półtora roku…
Przepraszam, ale ja przez ostatnie półtora roku byłem dyrektorem mianowanym, wcześniej pełniłem obowiązki dyrektora, a jeszcze wcześniej, przez 7 lat, byłem zastępcą ówczesnego dyrektora Mariusza Olbromskiego. Tak, więc mój związek z muzeum trwał przez 11 lat.

Przejął Pan muzeum, kiedy świeżo przeniosło się do nowej siedziby
Przede wszystkim to ja, to muzeum budowałem, ponieważ na moim poprzednim stanowisku wicedyrektora, byłem odpowiedzialny za budowę nowego gmachu, od pisania wniosku do Unii Europejskiej, aż za nadzór całej budowy. Czyli robiłem to czym zwykle zajmuje się inżynier kontraktu. Cały czas spotykałem się z wykonawcą, z inwestorem zastępczym, zresztą każdy wmontowany tam element był ze mną uzgadniany.

Co takiego stało się, że postanowił Pan z muzeum odejść?
Kiedy zmieniła się opcja w Urzędzie Marszałkowskim, ja, który jestem kojarzony z lewicą od początku wiedziałem, że mnie będzie na pewno ciężko pracować z tą opcją. I rzeczywiście, od samego początku kładziono mi kłody pod nogi, zrobiono kontrolę, która miała trwać dwa tygodnie, lecz była wciąż i wciąż przedłużana, tak, że skończyła się po trzech miesiącach nie wykazując żadnych poważnych uchybień.
Zastanawiałem się co robić dalej, zwłaszcza że muzeum potrzebuje dodatkowych środków. Zdałem w końcu sobie sprawę, że nawet, jeśli będą takie środki w województwie, to od tego samorządu ja ich nie dostanę. Dlatego uznałem, że moje dalsze pozostawanie dyrektorem muzeum byłoby szkodliwe dla samego muzeum.

W jakim stanie zostawia Pan muzeum?
Muszę powiedzieć absolutnie uczciwie oraz troszkę nieskromnie, że zostawiam muzeum w doskonałym stanie. Po pierwsze muzeum nie ma obecnie żadnych długów. A chcę przypomnieć, że trzy lata temu, przejmowałem tą instytucję z długiem grubo ponad pół miliona złotych. Była ona na progu bankructwa. Zresztą, to był główny powód odwołania poprzedniego dyrektora. Ja wyprowadziłem muzeum całkowicie na prostą. Nie ma ono żadnych poważnych problemów finansowych, poprzedni rok został zamknięty bez żadnych strat, jako jedno z nielicznych z muzeów w regionie.
Po drugie, za mojej trzyletniej kadencji zorganizowaliśmy kilka stałych wystaw. Są to wystawy trudne, bardzo kosztowne, bardzo pracochłonne, tworzone na minimum 10 lat. Przed objęciem przeze mnie funkcji dyrektora, nie było ani jednej wystawy stałej, w tej chwili jest ich pięć. Przede wszystkim „Twierdza Przemyśl”, ale i „Credo Na Dwa Głosy”, „Czas przeszły, Czas Dokonany”, wystawa oręża „Samosierra” oraz wystawa mebli inkrustowanych.
Wyciągnęliśmy rzeczy z magazynów, które światła dziennego nie widziały od czasów Osińskiego, a w tej chwili są eksponowane praktycznie we wszystkich możliwych zakątkach trzech oddziałów muzeum. W głównym gmachu muzeum wszystkie miejsca, włącznie z foyer i korytarzami są wykorzystane do ekspozycji, tak że odwiedzający naprawdę mają co oglądać.
Ale także stworzyliśmy kilka bardzo ciekawych wystaw czasowych jak wystawa sreber, czy malarstwa Strońskiego.

W dzisiejszych czasach działalność wystawiennicza, to tylko jeden z elementów działalności nowoczesnego muzeum. Jak to wygląda w Przemyślu?
Uważam z ogromny sukces ostatnich trzech lat rozwinięcie działalności edukacyjnej z dziećmi i młodzieżą, których wcześniej praktycznie w ogóle nie było. Składają się na to warsztaty, które organizujemy dla dzieci, gdzie pokazujemy im tradycję, czy to pieczenia chleba, czy technik tworzenia witraży, czy tworzenia ozdób choinkowych itp. Zapoznaje się je przy tym z niektórymi muzealiami,ucząc w jaki sposób patrzeć na dzieło sztuki. Myślę tu także o lekcjach muzealnych dla młodzieży szkolnej, zajęciach organizowanych w wakacje i ferie. W poprzednim roku, między innymi dzięki tym zajęciom przewinęło się przez muzeum ponad 15 tysięcy dzieci i młodzieży.
Wielkim też sukcesem okazały się także imprezy okolicznościowe i muzyczne i teatralne. Trzykrotnie zrealizowałem Muzealną Noc Sylwestrową, która cieszyła się nieprawdopodobnym zainteresowaniem. Były także organizowane Noc w Muzeum, Noc Świętojańska.

Czyli różnica do stanu rzeczy sprzed trzech lat ogromna?
Muzeum teraz, po prostu żyje. W tej chwili,nie ma tam pustych miejsc, nie zdarzają się przypadki jak w latach poprzednich, że ludzie żądali zwrotu pieniędzy za bilet, uważając, że nie ma co oglądać.

I w ostatnim pytaniu, chciałbym się zapytać o Pana porażki i o to co się zrealizować nie udało?
Prawdę mówiąc, większość rzeczy, które planowałem, to zrealizowałem. Właściwie żadne porażki nie przychodzą mi na myśl.

Rozmawiał: Piotr Gdula