Kustosz Pamięci Narodowej z Zarzecza

29 maja 2019

We wtorek (28.05.2019) mieszkaniec naszego regionu, Janusz Horoszkiewicz z Zarzecza koło Przeworska, został uhonorowany tytułem „Kustosz Pamięci Narodowej”. Podczas uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie tę honorową nagrodę wręczył mu prezes Zarządu Głównego Instytutu Pamięci Narodowej – Jarosław Szarek.

Janusz Horoszkiewicz to człowiek-instytucja, to jakby „jedno-osobowy kresowy oddział IPN-u”. W ciągu ostatnich 12 lat co roku spędzał wakacje na Wołyniu, w okolicach Huty Stepańskiej, rodzinnej miejscowości swoich przodków, z których kilkunastu zginęło z rąk banderowców. W tych okolicach postawił około 40 wielkich, głównie metalowych krzyży. Stanęły one na miejscu dawnych polskich wiosek i kościołów spalonych w 1943 roku podczas ludobójczej depolonizacji przeprowadzonej przez OUN-UPA. Stanęły także w miejscach, gdzie według naocznych ukraińskich świadków zakopane zostały ciała zamordowanych Polaków. I co najciekawsze, wszystko to realizował z aprobatą, a nawet z pomocą tamtejszych wiejskich władz i zwykłych Ukraińców. Z wieloma udało mu się zaprzyjaźnić.

Drugim, równie ambitnym kierunkiem działalności Janusza Horoszkiewicza, jest zbieranie relacji i wspomnień naocznych świadków. A ciekawiły go nie tylko tak tragiczne dla polskiej ludności miesiące 1943 roku, ale także wydarzenia z życia mieszkańców Wołynia od czasów wojny wrześniowej, poprzez kolejne okupacje i holokaust Żydów, aż do lat powojennych i likwidacji oddziałów UPA przez NKWD. Udało mu się dotrzeć do ponad 330 naocznych świadków. Byli to zwykle 80-90-letni Wołyniacy, którym los szczęścia pozwolił ujść z życiem z banderowskiego piekła i osiedlić się w powojennej Polsce. W archiwum pana Janusza znalazły się także wspomnienia szeregu najstarszych ukraińskich mieszkańców Wołynia.

O tym, jak ważna jest ta kronikarska pasja Janusza Horoszkiewicza świadczy fakt, że aktualnie prawie jedna trzecia jego wiekowych rozmówców już nie żyje. On sam marzy o napisaniu książki, ale póki co zbyt zajęty jest znajdowaniem i spisywaniem wspomnień kolejnych Wołyniaków urodzonych przed połową lat 30-tych ubiegłego wieku. Jak sam przyznaje, czyni to kosztem życia rodzinnego.

 

Tekst – Jacek Borzęcki
(Zdjęcia: archiwum Janusza Horoszkiewicza, JB)