Biała flota na Sanie. Wspomnienie o przemyskich statkach
Spoglądając z przemyskich mostów w kierunku lustra wody ciężko nawet przypuszczać, że San był kiedyś rzeką żeglowną, po której regularnie poruszały się barki wiozące na pokładach rozmaite towary.
Najsłynniejszy wyczyn związany z przemyską żeglugą rzeczną dotyczył hrabiego Andrzeja Zamojskiego, który to już w październiku 1850 roku dopłyną parowcem o nazwie „Kraków” aż do Dubiecka. Czyn ten jak na owe czasy był bardzo śmiały, gdyż nieregulowany San mógł być w pewnych odcinkach zamulony lub mogły na jego dnie istnieć inne naturalne przeszkody uniemożliwiające swobodną żeglugę. Jak się jednak okazało cały odcinek rzeki od Sandomierza do Dubiecka był żeglowny. Jedyną zaporą na Sanie, którą należało pokonać, była austriacko – rosyjska granica zaborów w miejscowości Krzeszów.
W listopadzie o tym wydarzeniu pisał nawet sam „Kurier Warszawski”. W szerszym artykule natomiast hrabiego Zamojskiego napisano między innymi :
„Ku końcowi października, przy poranku już dość chłodnym i deszczyk chwilami kropił, przybył statek parowy „Kraków” do Krzeszowa na Sanie wracając z Dubiecka i Przemyśla…” , i dalej: „Na koniec San, jako główna całej Galicji wschodniej rzeka, przepływając znaczną przestrzeń kraju, odpowiedzieć może w zupełności zamiarom pomysłu, byle tylko stosownie użytą została…”
Sama jednak żegluga wodami Sanu nie była wbrew pozorom osiągnięciem pionierski. Jako szlak komunikacyjny San służył już z powodzeniem w XVI i XVII wiek, a jego nurtami docierano barkami załadowanymi towarami do Sandomierza, a później Wisłą do Torunia czy nawet Gdańska.
Początkiem wieku XX między Przemyślem, a Krasiczynem kursował statek turystyczny zdolny do przewozu kilkudziesięciu osób jednocześnie. W latach późniejszych dokonano regulacji naszej rzeki co doprowadziło do jej skrócenia, a jednocześnie przyspieszenia jej nurtu. Poskutkowało to znacznym spłyceniem Sanu poprzez naniesienie żwiru i piachu. Ten moment możemy uznać za koniec przemyskiej Białej Floty.