Jak się robi rewolucję? Mały poradnik

22 czerwca 2019

Kilka lat temu w bocznej uliczce starówki powstała księgarnia, a właściwie księgarenka, bo składa się dwóch niedużych pomieszczeń. Róg Asnyka i Katedralnej, ulubiony przez filmowców – tu Wajda umieścił w swoim ,,Pierścionku z orłem w koronie” szkołę rabinacką – to miejsce, gdzie zobaczy się więcej turystów niż przemyślan. Lokal tym bardziej nietypowy, bo połączony z pracownią ceramiczną , która zajmuje położone w głębi pomieszczenia. Za pomysłem księgarni stała właścicielka Anna Szydełko, pomagały Kasia i Marta, które prowadzą po sąsiedzku pracownię Warsztatowo, i Przemek- prywatnie partner Ani – na co dzień człowiek do zadań wszelakich i uzdolniony wytwórca nadruków. I tak powstało miejsce, w którym można kupić książkę, unikatowego t-shirta i naczynie z gliny, a nawet napić się kawy. Nazwali się Kontrabanda Literacka.

Potem pojawił się pomysł, żeby zrobić festiwal czytelniczy. To znaczy zrobić święto czytelnika, ale tak trochę inaczej. Żeby ściągnąć i zainteresować tych, którzy molami książkowymi nie są. Zadanie trudne w Przemyślu, ale nie niemożliwe…

To nie jest tak, że pieniędzy nie ma. Pieniądze są, tylko trzeba wiedzieć gdzie. Okazało się, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego prowadzi program wspierania czytelnictwa w małych ośrodkach. Tu w tej historii pojawia się koleżanka Anny, Agata, która doświadczenie zdobyła na przemyskim ZAMKU. Przejrzała papiery, doradziła. W efekcie ministerstwo przyznało dotację i w 2018 odbyła się pierwsza, skromna edycja festiwalu Przemyska Rewolucja Literacka. Na początek przygody z festiwalem trzy liczące się nazwiska literackie, w tym Katarzyna Bonda, warsztaty i mały koncert.

W 2019 plany były ambitniejsze. Bo dziewczyny znowu dostały dotację z ministerstwa. Marzył im się teatr na Rynku i koncert. Bo że warsztaty dla rodziców z dziećmi i spotkania z pisarzami to oczywista oczywistość. I tak druga edycja Przemyskiej Rewolucji Literackiej odbyła się pod hasłem Bunt nie przemija, bunt się ustatecznia. Przemyśl dołączył do listy mniejszych miast takich jak Miedzianka, Szczebrzeszyn, Białystok, Nowa Ruda, Gorlice gdzie – oprócz głównych ośrodków kultury – coś w festiwalach literackich się dzieje. I nie o jednodniowych spotkaniach z autorami czy tradycyjnych targach książek tu mowa. Chodzi o nowe formy zachęcania i przekonywania ludzi, by po książkę sięgnęli.

Podczas festiwalu (14.06 – 16.06) były spotkania z twórcami – pełne humoru z Robertem Małeckim, autorem najpopularniejszych kryminałów. Urszula Palusińska – nagradzana na wielu międzynarodowych festiwalach ilustratorka i graficzka z Krakowa – przygotowała dla najmłodszych kreatywne warsztaty malowania. Zorganizowane na trawniku, przy fontannie na Rynku, zgromadziły dzieci, których rodzice do księgarń czy bibliotek raczej nie chodzą i – jak to zostało podsłuchane – „książkę i farbę pierwszy raz w życiu widziały”.

Były też warsztaty plastyczne, zajęcia prowadzone przez pisarzy dla tych, którzy dopiero chcą pisać. Wystąpił teatr SAN Rafała Paśki, był teatr uliczny z ogniami i był koncert punkowego 1984. Bo punk to bunt, a bunt to tlen artystów. Był Łukasz Orbitowski, który opowiadał o swoim własnym buncie.

Festiwal nie zrobił się sam. Znaleźli się ludzie, którzy za darmo, bez przymusu, właściwie bez pomocy miasta chcieli przez trzy dni pracować przy festiwalu – okazało się wtedy, że nie potrzeba żadnych oficjalnych instytucji, by coś wyszło. Trudności czasami wyzwalają nowe pokłady pomysłowości i emocji. Nie udało się uzyskać dużej sceny z nagłośnieniem, więc postawiono prowizoryczną scenę przykrytą ogrodowym namiotem. Kolega po koleżeńsku nagłośnił. Gdy podczas koncertu 1984 przyszła burza i wiatr chciała porwać namiot, ludzie słuchali ostatnich akordów muzyki i równocześnie przytrzymywali konstrukcję, by nie uleciała. W tamtej chwili powstała prawdziwa wspólnota muzyków i słuchaczy.

Łukasz Orbitowski dzień po festiwalu napisał:

Siedzę sobie w (…) pociągu z Przemyśla do Krakowa, mam w sercu spotkanie z czytelnikami, które, dla odmiany było piękne, ciekawe i liczne. Ostatnio takich jest coraz więcej. Ale myślę właśnie o tym, o łasce, o arbitralności łaski, o lodowatym Bogu Lutra i Kalwina. Przecież nie musiałem doświadczyć tego wszystkiego, co mi się przydarzyło. Wiele wskazywało na to, że nigdy nie będę miał takich spotkań ani tylu czytelników. Trudno nie myśleć o nich ze wzruszeniem. 

A dziewczyny od Rewolucji Literackiej już myślą o tym, co zrobią w przyszłym roku.

zdjęcia, tekst: am