Rozmowa z Anną Schmidt-Rodziewicz

19 października 2015

Rozmowa z panią Anną Schmidt-Rodziewicz, radną Prawa i Sprawiedliwości  do sejmiku podkarpackiego, kandydującą na posła w zbliżających się wyborach parlamentarnych.

Czy Pani zdaniem jest szansa na to, aby Polacy szukający pracy za granicą, zaczęli wracać do Polski? Nasz kraj jeszcze długo będzie ciągnął się w ogonie Europy, jeśli chodzi o zarobki. Jaki więc magnes powinno zastosować państwo polskie, aby ściągnąć naszych rodaków z powrotem?

Oczywiście. Moje ugrupowanie proponuje w tym zakresie szereg rozwiązań. Przede wszystkim trzeba zmienić niekorzystne z punktu widzenia pracownika zapisy dotyczące zawierania umów o pracę. Polska wiedzie niechlubny prym wśród krajów Unii Europejskiej w przedłużaniu umów na czas określony. W naszym kraju ten wskaźnik sięga blisko 30 procent. Takie rozwiązania nie gwarantują stabilności zatrudnienia i odbierają młodym ludziom poczucie bezpieczeństwa pracy. Należy również odblokować minimalną płacę, która w przypadku osób wchodzących na rynek pracy wynosi zaledwie 80 procent minimalnego wynagrodzenia. Nasz kraj musi stworzyć realny system zachęt do zakładania rodzin w Polsce, m.in. wspierając środkami z budżetu państwa samorządy, które często nie są w stanie udźwignąć kosztów utrzymania infrastruktury żłobków i przedszkoli. Proponujemy również zasiłek na dziecko w kwocie 500 zł oraz podjęcie przez państwo zobowiązań w sferze odblokowania rynku mieszkaniowego.

Według Pani, istnieje zbyt duża dysproporcja między średnią a najniższą pensją . Czy jednak nie jest tak, że dzięki tej różnicy młody człowiek ma jakąkolwiek szansę na znalezienie pracy?

Nasi absolwenci są świetnie wykształconymi ludźmi i nie widzę powodów, aby ograniczać im zarobki, szczególnie, że dotychczasowa minimalna płaca wynosi zaledwie 1750 zł brutto. Polskie władze muszą przewartościować spojrzenie na młodego pracownika i zacząć traktować go jako „narodową inwestycję”, dostrzegając jego wielki potencjał, a nie traktować jak tanią „siłę roboczą”. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby polscy absolwenci inwestowali swój intelektualny kapitał w pracę na rzecz innych krajów, tylko dlatego, że zostali do tego zmuszeni.

Jest Pani za likwidacją umów śmieciowych. Istnieją jednak głosy, że ich pełne uzusowienie, przyniesie jedynie korzyść państwu a nie pracownikom, którzy w konsekwencji dostaną mniej pieniędzy do ręki.

Proponujemy zmniejszenie kosztów składek po stronie pracodawcy. Takie zmniejszenie kosztów pracy pozwoli uniknąć dalszego obniżania zarobków.

Po czyjej stronie miałoby być finansowanie przedszkoli, jeśli te miałyby być dla dzieci bezpłatne?

Nasz system edukacji musi pozostać bezpłatny, a niewątpliwie przedszkola do tego systemu się zaliczają. Dziś przedszkola to nie tylko miejsce do zabawy, ale przede wszystkim początek procesu edukacji. To także ważna inwestycja w wielopłaszczyznowy rozwój dziecka. Budżet państwa musi wziąć na siebie tę odpowiedzialność i wesprzeć finansowo samorządy.

Podkarpacie to wciąż jeden z najbiedniejszych rejonów w Polsce. Czy myśli Pani, że jest szansa wyrwania go z marazmu? Mamy autostradę, niemal każde miasto powiatowe ma uczelnię wyższą (które niestety pustoszeją), są obwodnice i liczne strefy ekonomiczne, ale z wyjątkiem Rzeszowa i Mielca i częściowo Tarnobrzega, nie widać wielkiej poprawy. Co trzeba zrobić, aby województwo podkarpackie zaczęła się rozwijać?

Wiele zależy od dobrego gospodarza. W naszej części województwa są gminy, które prężnie się rozwijają, ale nadal nie wszystkie władze samorządowe chcą zadać sobie trud sięgnięcia po środki unijne z tej ostatniej, najlepszej perspektywy finansowej, która po 2020 roku się zakończy. Z ubolewaniem obserwuję to od blisko roku jako radna wojewódzka. Odnosząc się do kwestii lokalnego szkolnictwa wyższego, należy pamiętać, że to właśnie te uczelnie dają możliwość zdobycia wykształcenia osobom, których często nie stać na wyjazd i pobyt w dużym mieście, gdzie są uniwersytety, dlatego trzeba szczególnie zadbać o rozwój takich placówek, zwłaszcza w kontekście szkolnictwa zawodowego, które dziś jest „zwijane” przez obecną władzę. Z takimi problemami borykają się również uczelnie w Przemyślu czy Jarosławiu. Dzisiaj student to „numerek” w budżecie ministerstwa, za którym idą pieniądze. Taki system zmusza uczelnie do przyjmowania jak największej liczby studentów w pogoni za pieniądzem, czego jedynym efektem staje się zaniżanie poziomu kształcenia.

Jaki jest Pani pomysł na pomoc podkarpackim uczelniom. Samo dofinansowanie chyba nie wystarczy, zwłaszcza, że mam wrażenie, że uczelnie nie zawsze mają dobry pomysł na siebie. Liczba nowych studentów, rok w rok spada.

Przede wszystkim rozwój szkolnictwa zawodowego i realne dostawanie kierunków kształcenia do wymogów rynku pracy. Dla przykładu, samorząd województwa podkarpackiego przeznaczył w tym roku ogromne pieniądze na uruchomienie wydziału lekarskiego na Uniwersytecie Rzeszowskim, co umożliwi wykształcenie nowych kadr lekarzy i w dalszej perspektywie zatrzyma absolwentów w naszym województwie, oferując pacjentom wykwalifikowaną i wykształconą „na miejscu” rzeszę specjalistów.

Rozmawiała: Anna Fortuna